Prezydent Duda nie ma pojęcia o wolności słowa. Udowodnił to na konferencji
Prezydent Andrzej Duda być może rozumie, co oznacza słowo „wolność” i być może wie, czym są słowa. Natomiast o samej wolności słowa nie ma bladego pojęcia. Demonstrując swoją ignorancję w tej sprawie, opluł przy okazji kobiety.
Andrzej Duda podczas debaty na Forum Polsko-Niemieckim w Berlinie został zapytany o to, dlaczego Program III Polskiego Radia nie poinformował o decyzji Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Zarzut założenia kagańca ideologicznego pracownikom Polskiego Radia prezydent odparł przytykiem w stronę niemieckiego podwórka.
- W Polsce jest tak, że gdyby jakaś kobieta czy kobiety zostały zgwałcone, to na pewno media poinformowałyby o tym natychmiast, wskazując szczegóły, które tylko byłyby do zdobycia, więc media w Polsce są wolne - podkreślił Andrzej Duda.
Prezydent prawdopodobnie chciał nawiązać do wydarzeń z nocy sylwestrowej 2015 roku w Kolonii. Wówczas grupa mężczyzn, w tym imigranci z Afryki Północnej, molestowała seksualnie kobiety w pobliżu dworca głównego i katedry. Niektóre z niemieckich mediów zwlekały z poinformowaniem o zajściach w Kolonii.
Wypowiedź ta mówi kilka rzeczy o polskim prezydencie. I żadna z nich nie świadczy o nim dobrze.
Przede wszystkim nie zna faktów. Niemieckie media poinformowały z opóźnieniem o gwałtach na ponad 120 kobietach w noc sylwestrową, nie dlatego – jak sugeruje prezydent - że chciały zataić tę informację, celem wspierania polityki rządu (co ma miejsce w sprawie nie informowania przez polskie publiczne media w sprawie TSUE), ale dlatego, że czekały na potwierdzenie wersji wydarzeń od policji. Policja wprowadzała dziennikarzy w błąd w tej sprawie i popełniła wiele błędów, za co stanowisko stracił komendant policji. Media, gdy tylko zdołały ustalić, co się wydarzyło, czyli dzień później, nagłośniły sprawę.
Wolność słowa jest prawem do swobodnego wyrażania własnych poglądów. W tym przede wszystkim poglądów nieprzychylnych rządzącym. Wolność słowa nie jest - jak twierdzi prezydent - prawem do epatowania najdrastyczniejszymi szczegółami wydarzeń. Nie jest pokazywaniem zakrwawionych majtek zgwałconej dziewczyny. W sumie nie dziwi, że prezydent mógł zapomnieć czym jest wolność słowa. Staje się ona bowiem towarem deficytowym, w Polsce ma się coraz gorzej. Niech świadczy o tym chociażby fakt, że w stosunku do 2015 roku Polska zaliczyła spadek o 40 miejsc w corocznym rankingu World Press Freedom Index opracowywanym przez organizację Reporterzy Bez Granic Polska. Obecnie zajmujemy 58. pozycję.
Przy okazji dowiedzieliśmy się, na co mogą liczyć polskie kobiety w sprawie gwałtu. Prezydent Duda uważa, że na publiczne przeskanowanie ich dramatu. Czyli na to, co najczęściej powstrzymuje je przed mówieniem o krzywdzie, którą im wyrządzono. Na publiczne dyskusje o długości spódniczek i napraszaniu się na męskie zaloty.
Jedno, co buduje w tej wypowiedzi, to to, że jest ona okazją do wywołania dyskusji o problemach gwałtów w Polsce i przepisów, które są w Polsce niedostosowane do Konwencji Przemocowej. Andrzej Duda, gdyby chciał poprawnie zareagować na problem gwałtów musi wiedzieć, że trzeba zacząć od zmiany definicji prawnej. Gwałtem dziś nazywa się zmuszenie kogoś przemocą, podstępem albo przymusem do stosunku seksualnego. Definicja, która jest aktualna od 2015 roku, czyli od wprowadzenia Konwencji Przemocowej, mówi, że z gwałtem mamy do czynienia, gdy stosunek odbywa się bez zgody, czyli nie musi się nawet pojawiać element siłowy. A to duża różnica.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl