Problemy millenialsów, czyli co łączy teściową i nieruchomości
Życie teściowej, której dzień obchodzimy 5 marca, nie jest usłane różami. Nawet jeśli chcesz dobrze, wychodzi tak sobie. Pomoc finansowa od rodziców partnerki czy partnera jest cierniem wbijanym w męską godność, kobiecą niezależność i inne miękkie miejsca.
Komisja Europejska szacuje, że dzisiejsi młodzi dorośli będą pierwszym pokoleniem od lat, któremu nie uda się osiągnąć wyższego statusu materialnego niż rodzice. Poprzednią taką generacją byli baby boomersi – osoby urodzone tuż po zakończeniu II wojny światowej.
Trudno się dziwić, że co majętniejsi rodzice często wspomagają swoją bardziej lub mniej wydarzoną millenijną trzódkę. Pół biedy, jeśli dorosłe już dzieci są singlami. Sytuacja komplikuje się, gdy "współbiorcą jałmużny" jest partner pociechy.
320 tysięcy plus
- Matka mojego chłopaka chce mieć synową i dzieci. Rodzić mam je oczywiście ja. I nie chodzi o to, że mówię "nie". Mamy po 27 lat, do pracy poszliśmy po studiach. Pakowanie się teraz w macierzyństwo będzie, zwłaszcza dla mnie, samobójstwem zawodowym. Nie miałabym nawet z tym problemu, gdyby nie ta akcja z mieszkaniem – opowiada Olga.
Rodzice jej chłopaka Tomka od lat mieszkają na Wyspach. Mają trzypokojowe mieszkanie we Wrocławiu. Kiedy ich związek zrobił się poważny, Tomek zaczął wspominać o sprzedaży mieszkania rodziców, którzy obiecali mu je lata temu. Wzięliby kredyt na dwoje i mogliby zacząć mieszkać "jak ludzie", a może nawet pomyśleć o dziecku?
- Matka Tomka uważa, że powinniśmy dawno być po ślubie i z gromadą dzieci. Żeby "zmotywować" mnie do podjęcia decyzji zarządziła, że możemy sprzedać mieszkanie, ale po ślubie. Czuję się jakby to była jakaś karta przetargowa – denerwuje się Olga.
Sytuacja zepsuła jej relacje z teściową. Nie poleciała z Tomkiem do jego rodziców na ostatnie Święta. Nie chciała być uczestniczką kolejnego przetargu na zagospodarowanie własnej macicy.
Zabawa w rodzinę pod okiem mamy
"Działalność dobroczynna" teściów rozbiła małżeństwo Maćka, a przynajmniej on tak to sobie tłumaczy. Rodzice jego żony są lokalnymi krezusami w 60-tysięcznym miasteczku. Maciek pracował jako nauczyciel. Jego żona kończyła jeszcze studia i dorabiała w przedszkolu. Kilka miesięcy po ślubie zaszła w ciążę. Maciek chwytał się każdej możliwej chałtury, żeby jakoś ich utrzymać.
- Wtedy na białym koniu wjechali rodzice Martyny. Powiedzieli, żebyśmy zrezygnowali z wynajmu mieszkania i wprowadzili się do nich. Przekonywali, że Martyna będzie miała pomoc przy dziecku, no i nie będzie siedziała tyle sama – wspomina Maciek. Na tamtym etapie wszystko układało się wzorcowo.
Po narodzinach młodzi kupili działkę pod miastem. Problemy zaczęły się już na etapie planowania. Teściowie Maćka wyśmiali pomysł zakupu gotowego projektu, naciskali na architekta, bo zależało im, żeby dom córki był oryginalny.
Maciek miał już 30 lat i nie chciał dłużej korzystać z hojności teściów, więc grzecznie odmówił. Mimo to kilka dni później zadzwonił do niego architekt opłacony przez rodziców Martyny. Zdenerwował się, ale żona przekonała go, że to dobry pomysł. Koniec końców i oni, i rodzice będą zadowoleni, więc nie ma co unosić się honorem. Machnął ręką.
- Teściowa zaczęła jeździć z nami na budowę i do architekta. Powiedziałem jej, że jesteśmy dorośli i nie chcemy korzystać z ich pomocy, nawet jeśli mielibyśmy wprowadzić się później. Tyle że to nic nie zmieniło. Mama Martyny w tym samym czasie zrezygnowała z pracy, towarzyszyła nam nieustannie. Potrafiła zrobić nawet zakupy – zżyma się Maciek.
Kiedy usiłował rozmawiać o tym z żoną, wściekała się. Twierdziła, że to normalna sytuacja i to nie jej wina, że rodzice Maćka "mają ich w dupie". Atmosfera gęstniała. Na etapie wybierania mebli okazało się, że muszą zacisnąć pasa. Martyna była niepocieszona, bo marzyła o garderobie. Zadzwoniła do rodziców, a oni sypnęli groszem.
- Zrobiłem jej awanturę, powiedziałem, że nie jestem dodatkiem do jej zabawy w dom pod skrzydłami rodziców. Obraziła się i wszystko powtórzyła swojej mamie, czego nigdy nie robiła. Zaczęły się wymówki ze strony teściowej. Słyszałem, że jestem niewdzięczny, że nie umiem zadbać o Martynę ani nawet podziękować, a moi rodzice to ostatnia patologia – mówi Maciek.
Czuł się obco we własnym domu. Nie mógł się zdrzemnąć przed telewizorem, bo zaraz mogła wpaść teściowa i mieć argument przeciwko niemu. Nie podobała mu się czarno-złota łazienka, ale to Martyna taką wybrała, bo on jako "pozbawiony gustu" nie miał nic do gadania. Na widok designerskiej kanapy zasponsorowanej przez teściów rosła mu gula.
Awantury przerodziły się w ciche dni. Ciche dni – w niechęć. Jak niechęć doprowadziła do rozwodu, Maciek nie chce opowiadać.
- Martyna zawsze była córeczką mamusi i rozumiem, że było jej trudno postawić granicę. Od rozwodu minęły już trzy lata. Teraz boję się już tylko, co mój syn usłyszy o mnie od babci. No i na kogo wyrośnie w środowisku, w którym wszystko podstawia mu się pod nos – mówi Maciek.
Zdolności kredytowe i rodzicielskie
Mama Kaśki różni się od mamy jej chłopaka Grześka. Ma gest, czego Grzesiek o swojej mamie niestety nie może powiedzieć. Są razem od ponad 10 lat, ale różnice było widać już po miesiącu. Mama Kaśki kupowała im bilety na koncerty rockowe, a mama Grześka dzieliła produkty na taśmie w markecie, żeby broń boże nie zapłacić za wafle ryżowe jego dziewczyny.
- Na początku mi to nie przeszkadzało, dopiero co skończyłem szkołę i traktowałem to jako miły gest "dorosłych". Za mamę oczywiście trochę się wstydziłem, ale udawałem, że niczego nie dostrzegam. Kaśka ma klasę, nigdy w życiu nie skomentowałaby takiej drobnostki – wyjaśnia 32-latek.
Grzesiek pracował w kilkunastu miejscach, nigdy nie dłużej niż rok. Czasem miał umowę o pracę, ale częściej jej nie miał. Bywał freelancerem, zmuszonym posuchą wśród zleceniodawców do powrotu do korpo. Na życie starcza, a że na kredyt nie ma większych szans, starcza i na wakacje.
- Od dwóch lat mieszkamy w kawalerce przyjaciółki, która wyprowadziła się do Stanów. Nie ma zamiaru wracać, więc zaproponowało nam kupno mieszkania w korzystnej cenie. Problem polega na tym, że potrzebujemy gotówki i to dość szybko. Moich rodziców nie ma sensu o nic prosić, zdziwiłbym się, gdyby dali nam na zasłony – mówi Grzesiek.
Kaśka, która po 7 latach w Warszawie ma serdecznie dosyć płacenia horrendalnych kwot za wynajem, zadzwoniła do mamy, zapytać czy nie pożyczyłaby im pieniędzy. Ta oczywiście się zgodziła, więc wygląda na to, że mieszkanie będzie jednak ich.
- Niby spoko, ale z jej rodzicami tak to już jest, że oburzają się na jakąkolwiek próbę zwracania im pieniędzy. Pamiętam jak pożyczali mi kasę na ostatni semestr na studiach. Przelałem im pieniądze zaraz po wypłacie, a następnego dnia dostałem je z powrotem. Zrobiłem kolejny przelew i znowu to samo – piekli się Grzesiek.
Kaśka zaproponowała mu, że może wobec tego to Grzesiek przejmie płacenie czynszu, ale to nie podoba mu się z dość prozaicznego powodu. Nie mają ślubu i go nie planują, a jeśli za kilka lat się rozstaną, będzie bez dachu nad głową.
- Czego by Kaśka nie deklarowała, w razie zerwania mieszkanie będzie jej. Wolałbym płacić raty i przez 15 lat, niż godzić się na coś takiego. Tylko że nie mamy takiej możliwości – wyjaśnia Grzesiek.
Odkąd na tapet wjechał temat niezwracalnej pożyczki, chodzi podminowany, słabo śpi.
- Nie chodzi o jakąś źle pojętą "męską dumę". Pieniądze, których nie zarobiło się samemu śmierdzą. Zabierają ci wolność długiem wdzięczności. Biorąc pieniądze od jej rodziców jestem zobowiązany dzwonić w każde imieniny, urodziny czy dzień kobiet, nie mogę wymigać się od obiadu. Nie żebym teraz nie dzwonił, ale robię to bo chcę, a nie bo muszę – filozofuje Grzesiek.
Można rozwodzić się nad niesamodzielnością i domniemanym rozpieszczeniem dzisiejszym millenialsów. Jednak tym, co naprawdę ich nie rozpieszcza, jest dziś rynek pracy. A właściwie: pracy i nieruchomości. Śmieciówki przekładają się na brak zdolności kredytowej, ta na konieczność wynajmu mieszkania. Wynajem zaś ogranicza możliwość odłożenia większych pieniędzy na wkład własny.
Przed zamknięciem błędnego kręgu chronią coraz częściej matkujące teściowe, lub też niby-teściowe. Zapewne są ludzie, którzy gratulują sobie tzw. "wżenienia się", jednak dla dużej części młodych ludzi pomoc od rodziców drugiej połówki jest trująca. Jeśli nie związek, to ich samych.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl