Próbowałam się zatrudnić w Żabce. Oto ile mi zaproponowali
Zielony szyld sklepów jednej z najpopularniejszych sieci handlowych w Polsce widoczny jest na wielu ulicach polskich miast i miasteczek. Przewagą Żabek jest to, że otwarte są niemal codziennie, także w niedzielę i święta. Jakie warunki pracy oferują? Wybrałam się na trzy rozmowy rekrutacyjne, aby sprawdzić, jak może wyglądać praca w Żabce.
Z oficjalnych danych Żabki wynika, że obecnie 10 tys. franczyzobiorców prowadzi mały biznes pod szyldem tej marki. Konkretna liczba ich kasjerów nie jest znana. Każdy z franczyzobiorców jest bowiem niezależnym przedsiębiorcą i pracodawcą. Samodzielnie decyduje więc o zatrudnieniu, a później - rozliczeniach z pracownikiem.
Czym różni się przebieg rekrutacji do sklepów Żabki na stanowisko kasjera od procesów w takich sieciach handlowych jak Biedronka czy Lidl? Postanowiłam przekonać się o tym na własnej skórze. Poszukiwania pracy w Żabce rozpoczęłam intuicyjnie od sprawdzenia ogłoszeń w internecie. Po przejrzeniu kilku ofert zauważam, że franczyzobiorcy w różny sposób rekrutują pracowników.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Inwestycja Żabki w małą gastronomię. To już nie tylko sklep
"Osoby z doświadczeniem proszę o przesłanie CV. Odezwiemy się do wybranych kandydatów", "Odpowiadam tylko na kontakt telefoniczny", "Zapraszamy na rozmowę rekrutacyjną pod wskazanym adresem" - czytam w ogłoszeniach. Chcę sprawdzić każdą z form rekrutacji. Na początek, zamiast tradycyjnego wysyłania kandydatury na e-mail, decyduję się na bardziej bezpośrednią formę.
Rekrutacja przez SMS
Próbuję dodzwonić do potencjalnego pracodawcy i porozmawiać o warunkach zatrudnienia, ale bez skutku. Niespodziewanie zaproszenie na rozmowę otrzymuję przez SMS. "Proszę podać swoje imię i nazwisko oraz określić doświadczenie w handlu" - czytam w wiadomości. "Czy ma pani status studenta?" - otrzymuję kolejne pytania, zanim zdążę odpowiedzieć na poprzednie.
Franczyzobiorca dopytuje również o dojazd do miejsca pracy. Sklep zlokalizowany jest na jednym z osiedli na północy Krakowa. Choć miejsce jest dobrze skomunikowane z centrum, dla mieszkańców południowej części miasta dotarcie do tej Żabki może stanowić wyzwanie. "Jeśli z dojazdem nie ma problemu, to mogę zaprosić panią na rozmowę. Będę dzisiaj w sklepie od 14 do 18".
Umawiamy się na godzinę 16. Niedługo przed terminem rozmowy rekrutacyjnej otrzymuję kolejną wiadomość. Najemca Żabki prosi o przełożenie spotkania. "Muszę pilnie wyjść ze sklepu" - informuje mnie w SMS-ie. Ustalamy, że o moim zatrudnieniu porozmawiamy następnego dnia, z samego rana.
Pojawiam się w Żabce 10 minut przed rozpoczęciem rekrutacji. Między alejkami krząta się pracownik. Oprócz niego w sklepie nie ma żywego ducha. Podchodzę i pytam kasjera, czy mógłby poprowadzić mnie do swojego szefa. Spogląda na mnie zdziwiony.
- Szef wyszedł przed chwilą ze sklepu. Pewnie długo nie wróci. Najlepiej będzie, jeśli się pani sama z nim skontaktuje i wyjaśni sytuację - przyznaje.
Próbuję dodzwonić się do szefa punktu. Nie odbiera za pierwszym razem. Za drugim telefon również milczy. Przypominam o rekrutacji w wiadomości. Przez kolejne 20 minut nie otrzymuję odpowiedzi. Czekam przed sklepem jeszcze przez pół godziny. W słuchawce nadal odpowiada cisza, postanawiam więc zrezygnować z rekrutacji i wrócić do domu. Niedoszły przełożony w końcu reaguje na próby kontaktu. Przeprasza, że nie pojawił się na rozmowie i tłumaczy, dlaczego nie odwołał jej wcześniej.
"Zostałem wezwany na komisariat w sprawie kradzieży w sklepie. Nie mogłem tam wysyłać wiadomości. Pojawi się pani na rozmowie jeszcze dzisiaj? Wiem, że nie robię dobrego wrażenia, ale zachęcam do ponownej rekrutacji" - czytam w wiadomości.
"Przyzwyczaisz się do tempa pracy"
Wracam do tradycyjnej metody poszukiwania pracy. Rozsyłam CV w odpowiedzi na kilka ogłoszeń zamieszczonych w internecie. Tego samego dnia otrzymuję telefon z zaproszeniem na rozmowę. - Proszę przyjść jutro o 8 rano - słyszę.
Stawiam się o umówionej godzinie w sklepie. Szefowa Żabki przerywa wykładanie towaru, wita się ze mną i kieruje mnie na zaplecze. Wchodzimy do niewielkiego pomieszczenia, w którym piętrzą się stosy dokumentów. Kobieta siada na krześle przed komputerem. Mnie pozostaje natomiast stanąć w niewielkiej odległości naprzeciwko rozmówczyni.
- Szukasz pracy na etat czy mniejszy wymiar godzinowy? - przechodzi od razu do sedna. - Chcę wiedzieć, w jakie dni jesteś dyspozycyjna. Nie będę ukrywać, że zależy mi na tym, abyś pracowała w niektóre niedziele i święta. Wtedy mamy tutaj największy ruch - wyjaśnia.
Gdy potwierdzamy moją dyspozycyjność, pracodawczyni upewnia się, czy miałam już doświadczenie w pracy w handlu. Dopytuje o moje poprzednie miejsca pracy. - Czy wydawałaś tam paczki? - zadaje mi kolejne pytanie. - Nie spotkałam się do tej pory z takimi usługami w sklepie - odpowiadam szczerze.
Tłumaczy mi wtedy, że kasjer Żabki musi poradzić sobie na zmianie nie tylko z obsługą klientów, wykładaniem towaru oraz jego ekspozycją na półkach, ale również opłacaniem rachunków, wypłacaniem gotówki, prowadzeniem kolektur, wydawaniem paczek zostawianych przez kurierów czy przygotowywaniem gorącego bufetu. - Pewnie wydaje się to teraz dość skomplikowane, ale zapewniam, że po kilku razach przyzwyczaisz się do tempa pracy - zapewnia mnie szefowa punktu.
Następnie wyjaśnia mi, jak wygląda dzień pracy w Żabce. - Mamy dwie zmiany: poranną i popołudniową. Pierwsza z nich zaczyna się o 6:00 i kończy o 14:00. Wtedy też zaczyna się druga zmiana. Podczas dostaw towarów obstawiam sklep dwoma pracownikami, aby praca szła sprawniej - tłumaczy.
Na końcu przechodzimy do kwestii finansów. Najemczyni Żabki zatrudnia pracowników na umowę zlecenie. - Najchętniej biorę studentów. Wtedy mogę im zaproponować 30,50 zł brutto na godzinę - mówi. Miesięczne wynagrodzenie w wymiarze odpowiadającym etatowi to nieco ponad 5000 zł brutto. - Pensja wypłacana jest 10. dnia każdego miesiąca - kontynuuje.
Poruszam temat benefitów pozapłacowych. Kobieta uśmiecha się niezręcznie. - Niczego takiego nie oferuję oprócz zniżki na karnety sportowe. Na zmianie przysługuje ci też jedna kawa. Za inne napoje oraz jedzenie musisz zapłacić pełną cenę, ponieważ centrala mnie z tego rozlicza - przyznaje.
Dodatkiem do pensji są premie. - Możesz dostać 300 zł za audyt tajemniczego klienta. Oprócz tego sama przyznaję regularne premie, jeśli przekonam się, że wykonujesz pracę sumiennie i nie muszę tłumaczyć ci wszystkiego kilka razy. Doceniam, kiedy pracownicy oszczędzają mój czas - kwituje.
Praca dostępna od ręki
Szansy na trzecią rozmowę rekrutacyjną w Żabce szukam na jednym z krakowskich osiedli. Na szybie punktu handlowego z zielonym szyldem wywieszono ogłoszenie o pracę. "Zatrudnię pracowników na pełny etat. Więcej informacji w sklepie" - czytam. Kieruję się wskazówką z kartki i wchodzę do środka.
- Czy nadal szukają państwo pracowników? - pytam stojącego za ladą sklepową kasjera. Mężczyzna kiwa głową. Udaje się na zaplecze, a po chwili wychodzi w towarzystwie kobiety. - To ja tu rządzę - mówi rozbawiona, podając mi rękę.
Szefowa punktu prowadzi mnie na zaplecze. Tym razem rozmowa toczy się w kanciapie wypełnionej po sufit towarem. Na zapleczu nie ma krzeseł, więc stoimy obok siebie, między zgrzewkami z wodą mineralną a kartonami z mlekiem. Kobieta opowiada o wymaganiach bez zbędnych formalności. - Szukam kogoś od zaraz. Praca jest na pełny etat, po osiem godzin dziennie. Zaczynamy albo o 6:00, albo o 14:00, zależnie od grafiku - mówi.
Do tej pory warunki brzmią dokładnie jak te z poprzedniej rekrutacji. Pytam o wynagrodzenie. - 30,50 zł brutto za godzinę. Na umowę zlecenie - odpowiada. - Na rękę wychodzi jakieś trzy i pół tysiąca miesięcznie. Plus premia uznaniowa, jak dobrze sobie radzisz.
Zanim zacznę samodzielnie pracować, powinnam przejść szkolenie. Próbuję dowiedzieć się, czy mogę liczyć wsparcie w pierwszych dniach.– Pokażemy ci wszystko, ale głównie uczysz się w biegu. Kasy, systemu, dostaw. Uwierz mi, tak jest najlepiej. Jak sama wszystkiego spróbujesz, to załapiesz w mig. Ja jestem tu codziennie, możesz liczyć na moje wsparcie. Współpracownicy też na pewno pomogą i odpowiedzą na każde pytanie - zapewnia. Dopytuję, jak wyglądają pierwsze dni pracy w sklepie. - Najpierw przychodzisz na próbę. Za ten dzień płacę 20 zł za godzinę. Muszę zobaczyć, czy się nadajesz. Potem podpisujemy umowę i wskakujesz na wyższą stawkę - słyszę.
- To co? Wpisywać cię w grafik na przyszły tydzień? - rzuca na do widzenia po zaledwie 10 minutach rozmowy.
Zatrudnienia w Żabkach w rękach franczyzobiorców
O proces rekrutacji w sklepach Żabki oraz warunki zatrudnienia oferowane kandydatom pytam biuro prasowe Grupy Żabka. Dowiaduję się, że współpraca franczyzowa "oparta jest o relację dwóch podmiotów gospodarczych posiadających swoją autonomię".
- Jako sieć nie mamy prawnego tytułu do ingerowania w relacje pomiędzy franczyzobiorcami a zatrudnianymi przez nich pracownikami. Jednocześnie od wszystkich naszych partnerów biznesowych oczekujemy prowadzenia działalności zgodnie z prawem, a naszych franczyzobiorców obowiązuje Kodeks Etyki i Postępowania Franczyzobiorców - przekazują przedstawiciele firmy.
Jak twierdzi biuro prasowe Żabki, dla franczyzobiorców systematycznie prowadzone są kompleksowe szkolenia z zakresu prawa pracy. - Obszar kadrowo-płacowy stanowi ważny element cyklu szkoleń wprowadzających. Dodatkowo, w ramach naszego programu Akademii Przedsiębiorczości, franczyzobiorcy poszerzają swoją wiedzę m.in. na temat zarządzania personelem oraz regulacji prawnych z zakresu zatrudniania pracowników - wyjaśnia.
Co w przypadku nadużyć wobec pracowników ze strony franczyzobiorców? Żabka twierdzi, że jest przygotowana na takie przypadki. Firma uruchomiła bowiem specjalną Zieloną Linię WhistleB służąca do zgłaszania, także w sposób anonimowy, potencjalnych nieprawidłowości.
- Każde zgłoszenie wskazujące na potencjalne naruszenia przepisów prawa lub wewnętrznych zasad w działalności naszych partnerów biznesowych weryfikowane jest przez specjalny Zespół Compliance. W przypadku potwierdzonych nieprawidłowości, podejmujemy stanowcze działania, nie wykluczając w tych rażących przypadkach zakończenia takiej współpracy - wskazuje biuro prasowe.
Sara Przepióra, dziennikarka Wirtualnej Polski