Blisko ludzi"Proszę pani, mogę siku?”. Rodzice maja dosyć upokarzającego zwyczaju w szkołach

"Proszę pani, mogę siku?”. Rodzice maja dosyć upokarzającego zwyczaju w szkołach

"Proszę pani, mogę siku?”. Rodzice maja dosyć upokarzającego zwyczaju w szkołach
Źródło zdjęć: © 123RF | 123rf
Klaudia Stabach
10.10.2018 14:17, aktualizacja: 10.10.2018 16:45

Władza nauczyciela nad uczniem przekracza czasem granice nie tylko empatii, ale i zdrowego rozsądku. Dziecko dopominające się o możliwość skorzystania z toalety w szkole, narażone jest często na upokorzenie. Psycholog nie ma wątpliwości - nauczyciele dają sobie w tej kwestii nieuzasadnione prawo do nieetycznego traktowania dzieci.

6-letni syn Pauliny wrócił zdenerwowany ze szkoły. Dziecko poskarżyło się na nauczycielkę, która nie pozwoliła mu wyjść do toalety w trakcie zajęć na świetlicy. Adaś grzecznie zapytał o zgodę, ale ona odmówiła, zbywając go zdaniem: "Nie, przecież niedawno byłeś”. Dziecko bezskutecznie próbowało jeszcze dwa razy.

- Byłabym w stanie zrozumieć odmowę, gdyby sytuacja działa się na lekcji, a mój syn dopytując się co chwilę o możliwość wyjścia, przeszkadzałby w prowadzeniu zajęć – mówi Paulina. – Wiem, że dla niego już samo poinformowanie nauczyciela, że chce mu się siku, jest krępujące – dodaje kobieta, która nie potrafi zrozumieć zachowania nauczycielki.

Matka zapowiedziała, że nie zostawi sprawy i poruszy temat na najbliższym zebraniu rodziców. – Wiem, że nauczyciel jest odpowiedzialny za dzieci w szkole, ale ograniczenie możliwości załatwienia potrzeb fizjologicznych jest upokarzające – twierdzi Paulina. – Równie dobrze mogłoby mu się coś stać w trakcie przerwy – dodaje.

Jak zwierzę w klatce

Nauczyciele przekonują, że tutaj chodzi bardziej o poinformowanie, że zaraz opuści się salę, niż o pytanie o pozwolenie. Chcą mieć pod kontrolą liczbę uczniów w klasie. Jeśli zabraniają wyjścia, to zazwyczaj wtedy, gdy w tej samej chwili prosi o to kilkoro dzieci. Tłumaczenie nie przekonuje internautów, którzy bardzo emocjonalnie reagują w tej kwestii. "Rozumiem, że za nową bieliznę wysyła się rachunek do dyrekcji szkoły? Bo nie wiem, co poza ślepą wiarą w autorytarne "TAKE SOM PRZEPISY" stoi za tym, żeby dziecko ze spuchniętym pęcherzem czy zwieraczem, jak zwierzę w klatce trzymać siłą. Zwierzę w klatce zlać się chociaż może, w szkole go jeszcze blokuje kultura osobista” – pisze na forum jeden z oburzonych.

Są co najmniej dwa rozwiązania

Ula pracuje na świetlicy w szkole podstawowej pod Warszawą i nie ukrywa zdziwienia, gdy opowiadam historię Adasia. – Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której odmawiam dziecku możliwości załatwienia potrzeby fizjologicznej, ale z drugiej strony uważam, że nie można zupełnie nie informować o tym opiekuna. Dzieci są różne i niektórym mogłoby przyjść coś nieodpowiedzialnego do głowy – przekonuje pedagog.

Ula razem z innymi nauczycielami opracowała sposób na kontrolowanie tego, co uczniowie robią w trakcie zajęć pozalekcyjnych w szkole. – Prowadzimy specjalny notes i zapisujemy każde wyjście, np. "Karol toaleta”, albo "Marysia sklepik” – opowiada pedagog. Dzięki temu, gdy rodzice przychodzą odebrać dziecko, pedagog wie, gdzie go skierować. - Mamy 200 osób pod opieką i bez notesu nie bylibyśmy w stanie zapamiętać, gdzie kto jest – dodaje.

Rozwiązanie warte uwagi podsuwa również psycholog Katarzyna Kucewicz. Jej zdaniem pracownicy szkolni, np. woźna, mogliby zwracać uwagę na to, co dzieje się na korytarzach. – Wystarczyłoby zerknąć, w którą stronę idzie dziecko. W trakcie lekcji jest zdecydowanie mniejszy ruch, więc to nie powinno być zbyt obciążającym zajęciem – wyjaśnia. Ważna jest również bardziej wnikliwa obserwacja zachowania ucznia w trakcie lekcji. – Dziecko może mieć wzmożone parcie na pęcherz, spowodowane stresem na lekcji – mówi psycholog. Jeśli wierci się i ma grymas na twarzy, to może być oznaką, że czuje się nie najlepiej. Nie wolno tego lekceważyć.

Nauczyciele dają sobie prawo do upokarzania uczniów

Pytanie "czy mogę siku?”, nie jest przepisem a jedynie zwyczajem, który silnie zakorzenił się w szkolnej tradycji. - Nawet będąc w liceum musiałam prosić o zgodę na wyjście do toalety – przyznaje Marta. Dziewczyna do dziś pamięta krępującą scenę, którą zrobił jej nauczyciel historii. – Po otrzymaniu zgody, wyciągnęłam z plecaka kosmetyczkę, w której miałam środki higieniczne. Nauczyciel kazał mi ją zostawić, bo stwierdził, że pewnie idę się malować – wspomina 21-latka. – Nie przeszło mu przez myśl, że mam okres, a mnie głupio było przy całej klasie powiedzieć, dlaczego muszę wyjść do toalety – dodaje dziewczyna.

W pracy tego typu uwaga mogłaby wywołać oburzenie. – Myślę, że każda kobieta poczułaby się urażona, gdyby szef w taki sposób skomentował jej wyjście ze spotkania z kosmetyczką w ręce – tłumaczy psycholog Katarzyna Kucewicz.
Zdaniem psycholożki sytuacja, która spotkała Martę, wynika z tego, że nauczyciele dają sobie prawo do upokarzania uczniów. W szkole stosunek władzy jest silnie zaznaczony. Nauczyciel często nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak nieetycznie traktuje ucznia. – Wielu przede wszystkim skupia się na dziedzinie, którą wykłada. Są pasjonatami biologii czy fizyki i zapominają, że pracują z żywą istotą, której należy się szacunek i godne traktowanie – dodaje Kucewicz.

Nauczyciel musi być bardziej obyty i świadomy odpowiedzialności, która na nim spoczywa w związku z wychowywaniem uczniów. – Uczeń to przede wszystkim człowiek, może mieć gorszy dzień, może znaleźć się w sytuacji, gdy potrzebuje częściej niż zwykle skorzystać z toalety – zaznacza psycholog.
Praca z dziećmi to nie tylko przekazywanie wiedzy, ale też i przygotowanie do funkcjonowania w społeczeństwie. – Można uczyć i wychowywać, jednocześnie nie upokarzając – puentuje ekspertka.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (842)
Zobacz także