Prywatny samolot Lewandowskiej. Emocje internautów rozpalone
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ania Lewandowska podzieliła Polskę. Każdy jej ruch budzi ambiwalentne odczucia wśród śledzących jej aktywność w sieci fanów i przeciwników. Tym razem sportsmenka poleciała do Werony prywatnym samolotem. I nietrudno było przewidzieć, że obudzi demony.
Na Instagramie pojawiło się zdjęcie z lotniska. Przed prywatnym samolotem. Żona Roberta Lewandowskiego pozuje na nim z niemal roczną córeczką. Napisała, że leci na sesję do nowej książki i pokaz Calzedonii, której jest ambsadorką.
Pośród setek życzliwych komentarzy, pojawiły się na Instagramie również takie, w których internauci krytykują fakt posiadania przez Lewandowską prywatnego samolotu. Większość tego typu głosów zostało skasowanych przez właścicielkę konta. Teraz każdy, kto zapuści się w gąszcz komentarzy, widzi głównie podziękowania za treningi i inspirację oraz dyskusję o tym, czy pytania o samolot zadane były z ciekawości, czy też z zazdrości.
To chyba główny problem (nie tylko) polskich celebrytek i ich wiernych popleczników. W show-biznesowym światku nie sposób przyjąć punktu widzenia, w którym krytyka mogłaby wynikać z innej motywacji niż zazdrość, zawiść czy chęć obniżenia czyjegoś statusu. Faktem jest jednak, że Lewandowska ze swoich zakupów spowiadać się nie musi, a jeśli w istocie posiada własny samolot, to ma do tego pełne prawo.
Mogłaby tylko przestać udawać "dziewczynę z sąsiedztwa". I dla własnego świętego spokoju - a także po to, żeby podać pomocną dłoń osobom, które chciałyby jej w spornych sytuacjach bronić - raz na jakiś czas zdjąć maskę bezpłciowej uprzejmości. Na chwilę zrezygnować z przemyślanej wizji swojej osoby w mediach. I po prostu powiedzieć - "zapracowałam, to mam. Jeśli uważacie, że to wszystko zasługa mojego bogatego męża, to sami znajdźcie sobie takiego. Nic wam do tego".