Przebodźcowane matki. "Drętwiała mi skóra, gdy syn mnie dotykał"
– Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Skóra drętwiała mi do tego stopnia, że nie czułam ręki, brzucha czy innej części ciała, której dotykał mój syn. Przez te odrętwienia było mi niedobrze. Zwijałam się w kłębek w kącie łóżka – opowiada Edyta Świerszko, która doświadczyła syndromu "touched out", czyli przebodźcowania dotykiem.
- Uciekłam do garażu. Tak, dobrze przeczytaliście. Właśnie przed chwilą uciekłam przed swoimi dziećmi do garażu. Nie zostawiłam ich samych. Zostały ze swoim tatą. Dlaczego to zrobiłam? Bo byłam przebodźcowana do granic możliwości. Wróć. Granice już dawno zostały przekroczone – tak swój wpis zaczyna Elżbieta Blok Fernández, matka dwójki dzieci, autorka bloga "Mama pod prąd".
– Jestem osobą wysoko wrażliwą i dość często odczuwam niechęć do dotyku ze względu na ciągły dotyk moich dzieci – tłumaczy.
- Kiedy jest za dużo hałasu i dotyku, kiedy nie mam chwili dla siebie, czuję, że zaraz albo ucieknę, albo zacznę krzyczeć. Czuję tak niesamowite napięcie i ciśnienie w każdym centymetrze mojego ciała, jakbym zaraz miała wybuchnąć. Ale tak fizycznie. Jak smok wawelski. Dlatego uciekłam. Schroniłam się w najcichszym i najspokojniejszym miejscu niedaleko domu. I siedzę.
Nawet kota strącam z kolan
Matek, które uciekają przed dotykiem jest mnóstwo, choć w polskim internecie publikacje na ten temat praktycznie nie istnieją. Nie ma też oficjalnych statystyk, ale psycholog Katarzyna Kucewicz przyznaje, że sporo kobiet doświadcza w macierzyństwie syndromu "touched out", czyli dotykowego przebodźcowania. – Problem mają przeważnie matki cechujące się wysoką wrażliwością, przejawiające silną reaktywność na wszelkie zmysły, w tym zmysł dotyku – wyjaśnia.
Kiedy pytam o "przedotykanie" w jednej z grup na Facebooku, odzew jest ogromny.
Aleksandra, która spędza z synkiem 24 godziny na dobę, przyznaje, że kiedy mąż chce ją przytulić, ma wrażenie, że zaraz dostanie szału i wyrwie sobie włosy z głowy, bo nie chce być dotykana. - To trudne dla relacji w małżeństwie – przyznaje.
- Bywają takie dni, że jak dzieci zasną, to nawet kota strącam z kolan, bo nie jestem w stanie znieść, jak na mnie leży – dodaje Anna.
U Edyty Świerszko syndrom "touched out" pojawił się, kiedy jej synek miał kilka tygodni. – Myślałam, że jestem chora – mówi. – Wcześniej nie miałam zbyt wielu bodźców dotykowych. Mój mąż należy do osób mało wylewnych. Synek spał z nami w łóżku i właściwie zawsze mieliśmy ze sobą kontakt fizyczny. Często sypiał też na moich piersiach. Miał dużą potrzebę bliskości. A ja nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Skóra drętwiała mi do tego stopnia, że nie czułam ręki, brzucha czy innej części ciała, której dotykał. Przez te odrętwienia było mi niedobrze. Zwijałam się w kłębek w kącie łóżka.
Edyta zaczęła podejrzewać u siebie jakąś chorobę. Bo przecież to nie mogło być normalne, skoro – jak mówi – kocha swoje dziecko najbardziej na świecie. Dziś jej syn ma prawie dwa lata. Problem minął sam w ciągu 3 miesięcy.
Rany na całym ciele
Przez piekło przebodźcowania dotykiem przeszła Aneta, która w dzieciństwie doświadczyła niedoborów czułości. – Zawsze czułam, że dostawałam jej za mało. Było to odczucie starszej siostry, której nagle urodził się młodszy brat. Był absolutnie przeuroczy, sam pchał się na kolana. Tulił się, całował i zabierał mi w ten sposób rodziców – opowiada.
Problem z dotykiem powrócił, kiedy Aneta sama została matką. Początki macierzyństwa były dla niej trudne: pojawił się tzw. baby blues, a w domu pojawiło się bardzo aktywne dziecko. Do tego zmagała się z atopowym zapaleniem skóry, które mocno dawało jej się we znaki. – Wszędzie miałam rany. Karmiłam piersią z niewyobrażalnym bólem całego ciała, bo ze swędzących ran tworzyły się cieknące strupy. Szczególnie na dekolcie, piersiach, rękach, ramionach, czyli w miejscach, których najbardziej potrzebuje noworodek – mówi Aneta, która z bólem i płaczem karmiła synka przez 13 miesięcy, nie biorąc w tym czasie leków na AZS.
– Pamiętając, jak bardzo brakowało mi czułości w dzieciństwie, mojemu synowi dawałam jej bardzo dużo – wspomina. – Byłam wykończona, ale jeszcze większy byłby psychiczny ból, że moje dziecko płacze i potrzebuje mojego dotyku oraz obecności, a ja mu tego nie daję.
Po 13 miesiącach podjęła decyzję o odstawieniu syna od piersi i rozpoczęła leczenie. Powoli następowała poprawa. – Aby wynagrodzić synowi poprzednie miesiące, kiedy, jak sądziłam, dałam mu za mało siebie, wciąż go nosiłam, tuliłam, całowałam. Dawałam więc jeszcze więcej siebie, lecząc szczątki swojej skóry i psychiki.
Dziś Aneta nazywa rzeczy po imieniu. – Byłam wrakiem człowieka obciążonym nieplanowanym macierzyństwem, z objawami ostrego atopowego zapalenia skóry. Przeszłam przez piekło – wyznaje.
Magdalena Komsta, psycholog, terapeutka poznawczo-behawioralna, promotorka karmienia piersią, która stworzyła blog wymagające.pl, nie ma wątpliwości, że nawet kobieta z wysoką tolerancją na dotyk w pierwszych miesiącach macierzyństwa może mieć dosyć ciągłego bycia dotykaną, głaskaną, skubaną i szczypaną.
– Każdy człowiek ma indywidualny poziom zapotrzebowania na stymulację dotykową. Niektórzy lubią dotykać i być dotykani, inni są nadwrażliwi dotykowo i nadmiar bodźców przestymulowuje ich układ nerwowy – wyjaśnia, dodając, że u matek do problemu "przedotykania" dochodzi jeszcze ciągła stymulacja zmysłu wzroku i słuchu, a także kwestia poczucia odpowiedzialności za zdrowie i samopoczucie dziecka. – Wszystkie te czynniki znacząco zużywają nasze zasoby, powodują zmęczenie, irytację czy przeciwnie, zamrożenie i bierność – mówi Komsta.
Jak sobie radzić z syndromem "touched out"?
Psycholog Katarzyna Kucewicz zauważa, że jeśli jesteśmy wrażliwe na bodźce, to zbyt częsta oraz zbyt intensywna stymulacja męczy i wymaga odpoczynku w odosobnieniu.
– Żeby się zregenerować, taka osoba potrzebuje się na chwilę odsunąć, pobyć sama. Może być to bardzo trudne dla partnerów i dla dzieci, wywoływać dezorientację oraz niepewność. Dlatego jest tak ważne, żeby z jednej strony akceptować swoją wrażliwość na dotyk, nie forsować się i dbać o swoje granice. A z drugiej strony, by informować i wyjaśniać bliskim, czego nam potrzeba – wyjaśnia ekspertka. – Ja przebodźcowane matki zachęcam do samoakceptacji, stawiania granic, traktowania siebie z większą czułością i wyrozumiałością.
Magdalena Komsta podkreśla przy tym, że małe dzieci potrzebują dużo dotyku, bo to potrzeba równie ważna dla rozwoju ich mózgu co pożywienie czy ciepło. – Jednak opieka nad małym dzieckiem nie jest zadaniem zaprojektowanym na jedną dorosłą osobę: poradzenie sobie z potrzebami dziecka, a jednocześnie zadbanie o siebie jest łatwiejsze, jeśli pomagają w tym inni opiekunowie – zaznacza.
Według Magdaleny Komsty wielu mamom pomaga praca z oddechem, wizualizacje czy odwracanie własnej uwagi w momentach największego napięcia (np. na liczenie od 100 co 7 w dół). – Ważna jest profilaktyka i zadbanie o choćby najkrótszy czas w ciągu dnia, podczas którego nikt nie dostarcza naszemu mózgowi dodatkowych bodźców – podkreśla.
Zwykle matki z syndromem "touched out" mają monstrualne poczucie winy: że robią coś źle, że dają z siebie za mało. Katarzyna Kucewicz: – Skoro przytulanie mnie męczy, to jaka ze mnie matka? – pytają moje pacjentki. Zawsze staram się wtedy przeformułować tę myśl: jesteś wystarczająco dobrą matką, wnikliwą, uważną, bo szukasz rozwiązań. Masz prawo być przestymulowana. To nie twoja wina, a działanie twojego ośrodkowego układu nerwowego, który u osób bardziej wrażliwych może wywołać wysoką reaktywność na dotyk.
Aneta zaczęła wychodzić na prostą – dzięki pracy nad sobą i zaangażowaniu męża. Jednak przed nią jeszcze długa droga.
– Kocham mojego męża. Ale ja jako żona czy kochanka praktycznie nie istnieję. Przez AZS i przez przemęczenie. Wieczorem chcę być sama. Chcę się wtulić w róg kanapy i oglądać serial lub czytać książkę – wyznaje Aneta. Dodając: – Mój synek jest przecudownym dwulatkiem. Ja dopiero co wyszłam z depresji. Uśmiecham się i po raz pierwszy cieszę macierzyństwem. Oddaję synkowi wszystko, o czym myślę, że dostał ode mnie za mało. Może gdy pójdzie do przedszkola, to odzyskam swoje ciało? Może. Nie wiem. Nie wiem, czy odzyskam siebie.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl