Psycholog dziecięca ostro o sytuacji w przedszkolach. "To metody rodem z PRL"
Agnieszka Misiak, psycholożka, która na Facebooku wspiera rodziców i nauczycieli, zabrała głos w sprawie organizacji dni adaptacyjnych w przedszkolach. Jest oburzona zachowaniem władz niektórych placówek i brak odpowiedniej adaptacji porównuje do zostawienia dziecka w ruchliwym supermarkecie.
30.08.2020 12:09
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
1 września zbliża się nieubłaganie. A z nim moment, w którym tysiące trzylatków rozpoczną karierę w przedszkolu. Moment trudny w normalnych warunkach, w warunkach pandemicznych - jeszce trudniejszy.
Agnieszka Misiak, psycholożka, która prowadzi popularny fanpejdż na Facebooku spędziła mnóstwo czasu na rozmowach z przerażonymi rodzicami trzylatków. Chaos związany z rozpoczęciem roku szkolnego, wprowadzane na ostatnią chwilę wytyczne i deklaracje dyrektorów przedszkoli, że w tym roku adaptacja dla trzylatków się nie odbędzie, spędzają rodzicom sen z powiek.
Misiak postanowiła zabrać głos w dyskusji i opublikowała na Facebooku długi post. Przyznaje, że pisała go w emocjach, przytłoczona ilością smutnych wiadomości, jakie dostaje od rodziców i stanem psychicznym jej małych klientów.
Koronawirus a powrót do przedszkoli i żłobków
- Jak to się dzieje, że dla wielu przedszkoli pandemia stała się wymówką do rezygnacji ze wspierania procesu adaptacji? Jak to się dzieje, że w XXI wieku rodzicom udziela się porad rodem z wczesnego PRL-u, jakbyśmy od tamtej pory nie dowiedzieli się niczego o neurologicznym rozwoju dziecka? - pyta.
Następnie podaje mnóstwo przykładów, jak dyrektorzy przedszkoli i nauczyciele mogą wspierać trzylatki w procesie przyzwyczajania się do nowej rzeczywistości. Mówi o spotkaniach z rodzicami, organizowaniu adaptacji w małych grupach i na kilka zmian. Wspomina, że w niektórych przedszkolach rodzice dostają zdjęcia placówki, wszystkich wnętrz, aby pokazywać je maluchom i zdalnie oswajać z nową przestrzenią. Mówi wreszcie o czytaniu bajek przez nauczycielki czy organizowaniu wideo-spotkań. Mnóstwo rozwiązań, które zminimalizują stres dzieci i rodziców, a pracę nauczycieli ostatecznie uczynią łatwiejszą.
Powrót do przedszkoli i żłobków zasady
Następnie pokazuje drugą stronę medalu. Pisze o przedszkolach, w których adaptacja została odwołana. Choć jej zdaniem, to niemożliwe. "Adaptacji nie da się odwołać. Te przedszkola odwołały wsparcie dzieci w adaptacji, nazwijmy rzecz po imieniu. Trzylatki, które rodzic ma zostawić w progu 1 września, w obcym miejscu, z obcymi ludźmi, których w życiu nie widziało i w grupie płaczących dzieci, będą się adaptować. Tak czy inaczej. Będzie to adaptacja w stylu Tesco. Po prostu jakbyśmy zaprowadzili dziecko do Tesco i zostawili je za progiem. Na bank są tam jacyś dorośli, którzy pomogą", pisze gorzko.
Konsekwencje takiej sytuacji będą opłakane, a sugestie, aby dziecko wrzucić na głęboką wodę, uważa za skandaliczne. "Są przedszkola, w których mówi się, że jak popłacze 2 h to nic. To normalne. Po prostu on tak płacze 2 h i mu przechodzi, a potem się bawi. Serio? Bo ja chciałam zauważyć, że po 2 h rozpaczliwego płaczu kończą się łzy, układ nerwowy "zamraża się" bo nie dźwiga więcej tęsknoty, bezradności, niepokoju i napięcia. Nie dźwiga zmęczenia wywołanego płaczem", zaznacza psycholożka.
Pod tekstem pojawiają się komentarze wielu zaniepokojonych mam, które nie dostały żadnego wsparcia ze strony nauczycieli i dyrekcji placówek, do których lada moment mają iść ich dzieci. Są też takie, które chwalą się dobrymi historiami i mówią o tym, jak organizacja rodziców i wspólny front oraz chęć współpracy ze strony kadry pedagogicznej umożliwiły zorganizowanie lepszego wsparcia dla maluchów niż podrzucanie ich w drzwiach przedszkola.
Na koniec warto dodać, że wytyczne opublikowane przez Główny Inspektorat Sanitarny nie zakazują organizacji dni adaptacyjnych ani nie zabraniają rodzicom wstępu do przedszkoli czy szkół. Jest mowa o konieczności zachowania środków ostrożności, ale to chyba niewielka cena, jaką trzeba zapłacić za psychiczny komfort i bezpieczeństwo trzylatków. Pozostaje tylko pytanie, dlaczego w niektórych przedszkolach rodzice są mile widziani, a w innych, mają się trzymać dwa metry od drzwi wejściowych do placówki?