Blisko ludziNauczanie hybrydowe: dyrektorzy radzą sobie sami, MEN nadal pracuje w ciszy

Nauczanie hybrydowe: dyrektorzy radzą sobie sami, MEN nadal pracuje w ciszy

Coraz częściej mówi się o nauczaniu hybrydowym w roku szkolnym 2020/2021. To łączenie metod tradycyjnych z elementami nauczania zdalnego. Jednak Ministerstwo Edukacji Narodowej milczy. Jerzy Małecki, dyrektor szkoły w Poznaniu, nie czeka z założonymi rękoma. Tłumaczy nam, jak wygląda przygotowanie planu działania na każdą ewentualność.

Dyrektor Zespołu Szkół Łączności w Poznaniu szykuje się do nauczania hybrydowego
Dyrektor Zespołu Szkół Łączności w Poznaniu szykuje się do nauczania hybrydowego
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Aleksandra Kisiel

Do rozpoczęcia roku szkolnego został miesiąc. Nauczyciele, uczniowie i rodzice nadal nie wiedzą, jak będzie wyglądała nauka w roku szkolnym 2020/2021 i na czym będzie polegało nauczanie hybrydowe. 

Zagrożenie nie zniknie w miesiąc

Marta Charaś oświatę zna od podszewki. Pracuje jako nauczyciel w dwóch szkołach i jest też mamą 8-latki i 3-latka. Teraz jest pełna obaw. - Nie wyobrażam sobie powrotu do "normalnego" nauczania od września. I zupełnie nie rozumiem, dlaczego minister tak zwleka z podjęciem decyzji. Nie kupuję tego argumentu, że do połowy sierpnia sytuacja może się zmienić. Jeśli mamy po 500 potwierdzonych nowych zachorowań każdego dnia, nie wierzę, że w ciągu miesiąca ta liczba gwałtownie spadnie i powrót do szkoły będzie bezpieczny - przekonuje nauczycielka. 

- Ja nie dość, że nie wiem, jak będzie wyglądała moja praca, to nie wiem, też jak będzie wyglądało moje życie prywatne. Czy mam szykować moją ośmiolatkę na kolejne miesiące w domu? A może zacząć robić zapasy rękawiczek i żeli do dezynfekcji, bo będzie musiała normalnie wrócić do szkoły? Boję się, zwyczajnie się boję, choć nie chcę, żeby moje dzieci to widziały - mówi i dodaje, że ze względu na stan zdrowia powinna w szkole uważać tak samo, jak nauczyciele po 50. roku życia, o których GIS mówił w swoich wytycznych. 

Strach i niepewność Marty podziela wielu innych rodziców i nauczycieli. Większość z nich może jedynie czekać na rozwój wydarzeń, choć są też takie szkoły, które nawet bez wytycznych kuratorium oświaty i przepisów MEN już planują pracę. 

Nauczanie hybrydowe: dyrektor ma na to sposób

Jerzy Małecki, dyrektor Zespołu Szkół Łączności w Poznaniu, zazwyczaj spędza przełom lipca i sierpnia na urlopie. Ale ten rok szkolny nie jest taki, jak poprzednie. Dlatego zamiast na urlopie, Małecki jest w swoim gabinecie, przygotowując strategię na każdą ewentualność, bo nie wie, który scenariusz MEN obwieści pod koniec sierpnia. 

- Jeśli tylko pozwoli na to Ministerstwo Edukacji Narodowej, moi uczniowie od 1 września nie wrócą do szkoły w pełnym składzie - deklaruje dyrektor. Co to oznacza? - W ZSŁ jesteśmy od dawna przygotowani do nauczania hybrydowego, czyli po prostu mieszanego. Zakładamy, że od 1 września, przez dwa tygodnie, w szkole uczyć się będą uczniowie klas pierwszych i drugich. Zaś uczniowie klas trzecich i czwartych będą mieć zajęcia zdalnie. Potem nastąpi zmiana - młodsi uczniowie mają zajęcia w domach, starsi w szkole - wyjaśnia. 

Dyrektor Jerzy Małecki nie widzi szans, aby uczniowie wrócili do szkół "po staremu"
Dyrektor Jerzy Małecki nie widzi szans, aby uczniowie wrócili do szkół "po staremu"© Archiwum prywatne

Gdzie będą wówczas nauczyciele? - Nauczyciele będą normalnie przychodzili do pracy. Te zajęcia, które będą prowadzone z młodzieżą bezpośrednio, odbędą się w klasie, z zachowaniem wszelkich zasad bezpieczeństwa. Te zajęcia, które będą realizowane online, poprowadzą w osobnych pomieszczeniach, wyposażonych w cały niezbędny sprzęt. Nie chcę, żeby moi nauczyciele musieli wykorzystywać prywatny sprzęt do celów służbowych - podkreśla dyrektor i zaznacza, że takie rozwiązanie chciał zastosować już w poprzednim roku szkolnym, gdy wybuchła pandemia, ale miał ręce związane przepisami. 

Choć w planach dyrektora ZSŁ w Poznaniu jest zmniejszenie liczby uczniów przebywających jednocześnie na terenie szkoły do 500 osób, nadal będzie konieczne zastosowanie środków bezpieczeństwa. I nie ma na myśli tylko mycia rąk i wietrzenia sal, o które postuluje GIS

- W każdej sali będą środki do dezynfekcji, z których każdy będzie obowiązkowo korzystał. Bo nie wyobrażam sobie, żeby sprzęt w pracowniach miał przechodzić z rąk do rąk, bez dezynfekcji. Będzie obowiązek noszenia maseczek lub przyłbic. Do tego na portierni, przy jedynym wejściu do szkoły, już stanął skaner do mierzenia temperatury - urządzenie zaprojektowane przez naszego genialnego ucznia, Wiktora Nowackiego - wylicza dyrektor Zespołu Szkół Łączności.

W innych szkołach będzie trudniej

Jednocześnie Małecki zaznacza, że jego szkoła to ewenement i ma świadomość, że rozwiązania, które chce wprowadzić, nie we wszystkich szkołach będą realne. Raz, że jego placówka jest dobrze wyposażona. Dwa, że nauczyciele już od 2008 roku wiedzieli, jak uczyć zdalnie. - Mieliśmy uczniów, którym stan zdrowia nie pozwalał na przychodzenie do szkoły, więc uczyli się przez internet. Część nauczycieli była na szkoleniu w Anglii, mieliśmy kurs przygotowany przez naukowców z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu - mówi. 

Jedna z nauczycielek, której opowiadam, jak może wyglądać praca w poznańskiej szkole, zauważyła, że to kolejny przykład ogromnych dysproporcji w polskiej edukacji. - Są przecież szkoły, które nawet gdyby chciały wprowadzić nauczanie hybrydowe, nie będą miały do tego sprzętu. Bo o ile w każdej klasie jest komputer, na którym da się uruchomić dziennik elektroniczny, nie na każdym z nich da się poprowadzić rozmowę wideo z 15 osobami, o bardziej zaawansowanych metodach już nie wspominając - komentuje.

Czy szkoła ruszy "normalnie" od 1 września?

Jerzy Małecki stanowczo mówi, że powrót do stacjonarnego nauczania na starych zasadach nie wchodzi w grę. - Nie wyobrażam sobie powrotu do normalnego nauczania. Żaden odpowiedzialny dyrektor nie wpuści do szkoły kilkuset osób, bo to się wiąże z zagrożeniami, które w Polsce są nadal na bardzo wysokim poziomie. Ta epidemia się rozwija i nie widać jej końca - mówi. 

Jak zatem postąpi Małecki i zapewne inni dyrektorzy, jeśli na dwa tygodnie przed rozpoczęciem roku szkolnego minister Piontkowski zdecyduje, że dzieci wracają do swoich placówek? - Będę musiał powołać się na zapis w prawie oświatowym dotyczący bezpiecznych warunków nauki i pracy w szkole. Jeśli uznam, że nie mogę ich zapewnić, zwrócę się do Wydziału Oświaty Urzędu Miasta w Poznaniu z prośbą o pozwolenie na zawieszenie zajęć ze względu na bezpieczeństwo młodzieży i pracowników - mówi.

Decyzja dyrektora i odpowiedzialność też

O aktywności dyrektorów placówek, w krótkim oświadczeniu wysłanym do redakcji WP Kobieta, wspomina też Justyna Sadlak z biura prasowego MEN. "Gdyby pojawiło się ognisko epidemii czy realne zagrożenie dla zdrowia, czy życia uczniów oraz nauczycieli, dyrektor szkoły, po uzyskaniu zgody powiatowego inspektora sanitarnego, będzie mógł szybko zareagować" - czytam w piśmie. 

"W tej chwili pracujemy nad odpowiednimi regulacjami prawnymi w tym zakresie. Dla dyrektora przesłanką do podjęcia działań tj. wystąpienia do organu prowadzącego oraz państwowego powiatowego inspektora sanitarnego o zgody na zawieszenie zajęć będzie brak możliwości zapewnienia bezpieczeństwa zdrowotnego uczniom, w tym np. stwierdzone przez właściwe służby przypadki zachorowania na COVID-19" - informuje MEN. 

Można więc założyć, że to dyrektorzy będą podejmowali decyzję o tym, czy szkoły będą działały "normalnie". A co za tym idzie, będą ponosić ich konsekwencje. Jak będzie faktycznie - mamy się dowiedzieć na początku sierpnia. Jak powiedziała mi pracownica Ministerstwa Edukacji Narodowej, konkrety poznamy w pierwszej połowie sierpnia.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (293)