Razem z niepełnosprawnymi dziećmi zdobyli Koronę Gór Polski. W tym tygodniu weszli na Rysy
Sześcioletni Szymon z bratem Michałem i rodzicami ukończyli całą Koronę Gór Polski. Chłopcy są niepełnosprawni, mimo to przeszli niemal 600 kilometrów w ciągu jednego roku. W tym tygodniu postawili "kropkę nad i", bo udało im się wejść na Rysy. Z historii opowiadanych przez matkę wybrzmiewa olbrzymia determinacja i ciężka praca.
Szymon jest niezwykłym chłopcem, który pomimo tego, że nie może się samodzielnie poruszać, razem z rodzicami pokonał w zeszłym roku łącznie ponad 30 000 metrów przewyższeń. Wraz z bratem Michałem i rodzicami są zdobywcami m.in. Korony Sudetów i Korony Beskidów Polskich. Obaj są skrajnymi wcześniakami - Szymon podróżuje podczepiony do taty, Michał porusza się samodzielnie.
Ich mama opowiada o tym, jak wyglądały pierwsze podróżnicze kroki - Gdy Michał był malutki, był bardzo ciężko niepełnosprawny, zarówno fizycznie, psychicznie, jak i intelektualnie. Żeby zrozumieć otaczający go świat, badał go wszystkimi zmysłami - wspomina - I dość szybko zrozumieliśmy, że jeżeli nasz syn ma się rozwijać i mieć szansę na dogonienie rówieśników, musi doświadczać świat na wiele sposobów. Stąd też nasze częste wyjazdy, nad jezioro, do lasu, do parku, w góry, nad morze, wizyty w muzeum, jazda na rowerze. Kiedy urodził się Szymon, to była bardzo traumatyczna sytuacja, bowiem dziecko 7,5 miesiąca spędziło na intensywnej terapii i opuściło szpital mając rurkę tracheostomijną w krtani. Niektórzy sądzili, że większość swojego życia spędzi podpięty do respiratora - dodaje.
- Podróże z Szymonem w wyższych partiach górskich były bardzo trudne, bowiem syn przyzwyczajony był do pozycji leżącej i musiał nauczyć się przemieszczania w pozycji pionowej. Wymagało to od niego wzmożonej pracy oddechowej i pracy mięśni. Często miał problemy z przełykaniem śliny, toczył pianę z ust, zdarzało się również, że wymiotował z powodu tej nowej, nieznanej wcześniej pozycji - mówi mama o ograniczeniach, z którymi się zmagali na szlakach - Kolejną barierą była dla nas pogoda. Pamiętam, jak bardzo przestraszyłam się, gdy na Gubałówce złapał nas deszcz. Bałam się o syna, czy nie zmoknie, czy nie zachoruje. Ale widok Szymona, który po prostu okryty ciepłymi ramionami ojca, zasnął i miał błogość na twarzy, był kolejnym przełamaniem granicy. Zobaczyliśmy, że lekki deszcz nie jest przeszkodą. Potem podróżowaliśmy zarówno w ulewach jak i we mgle, w gradzie, w temperaturze minus 12 st. C i w tropikalnym upale - kontynuuje swoją niezwykłą opowieść.
- Ale czy to koniec naszej podróży? Porzekadło mówi, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i w naszej sytuacji to się sprawdza. Właśnie rozważamy z mężem, czy będziemy zwiedzać Polskę z perspektywy kajaka, czy może rowerów. Wiadomo, że kiedyś możliwości noszenia Szymona się skończą, mamy tego świadomość. Już wiemy, że jest wiele alternatyw poruszania się z niepełnosprawnym dzieckiem. Czujemy spokój i wiemy na pewno, że nie spoczniemy na laurach, nie zamkniemy się w czterech ścianach domu i nie zrezygnujemy z poznawania świata - kończy swoją historię mama Szymona i Michała.
Rodzina, podróżując, pokonuje wiele barier i przeciwności losu, jednak mierzą się z tym i, póki co, wygrywają. Szymon ma ograniczone możliwości komunikowania się i nie może podzielić się swoim nastrojem, odczuciami, a czasem samopoczuciem czy obserwacjami. Umożliwi mu to urządzenie C-Eye. Dzięki niemu, chłopiec będzie mógł wyrażać swoje potrzeby i komunikować się ze światem, a uwięzione w małym ciele emocje, w końcu wydostaną się na zewnątrz. Walecznej rodzinie możemy pomóc, każda kwota zbliża Szymona do wyrażania zachwytu z podróży po górach. I przede wszystkim wdzięczności wobec rodziców. Link do zbiórki: zrzutka.pl
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl