Blisko ludziRodzice wcześniaków nie mają czasu wybierać śpioszków. Stojąc nad inkubatorem, myślą "będzie żyło czy nie?"

Rodzice wcześniaków nie mają czasu wybierać śpioszków. Stojąc nad inkubatorem, myślą "będzie żyło czy nie?"

Jaś urodził się w na przełomie 30 i 31 tygodnia ciąży, ważąc niecałe 1,5 kg – tyle, ile butelka wody mineralnej. Miał cieniutką, lekko przezroczystą skórę i charakterystyczne dla wcześniaków rysy. W 23. tygodniu, kiedy odeszły jej wody lekarze mówili, że nawet jeśli przeżyje, to i tak będzie niepełnosprawny. Pewnie dlatego jego mamę Noemi tak bardzo zabolało to, co o wcześniakach przeczytała niedawno w sieci.

Rodzice wcześniaków nie mają czasu wybierać śpioszków. Stojąc nad inkubatorem, myślą "będzie żyło czy nie?"
Źródło zdjęć: © 123RF.COM
Anna Moczydłowska

24.07.2017 | aktual.: 08.06.2018 14:46

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

"Czytelniczka przesłała mi screen z jednej z ciążowych grup. Widniało na nim pytanie: 'Mamusie, co robicie, żeby wam się szybciutko skróciła szyjka? Tylko bez hejtów proszę'" - kobieta była w… 31. tygodniu ciąży. Pomyślałam: "No nie wierzę, ku..a, nie wierzę". Padały rady o seksie, podnoszeniu ciężarów i tak dalej. Naprawdę trzeba być skończoną, pozbawioną wyobraźni idiotką, by chcieć wcześniaka. (…) Z ciekawości weszłam na profil tej pani, myśląc: "fejk, na bank, jakieś lewe konto, trolling", ale nie. To nie to. Jej znajomi wyczekiwali z nią narodzin dziewczynki. Gratulowali, a przyszła mama teoretycznie odliczała dni do porodu. Tego w terminie" - głosi wpis na blogu Matka Prezesa, którego autorką jest Noemi Pawlak.

O co chodzi internautkom, które chcą wcześniej urodzić? Można jedynie spekulować. Jak wynika z komentarzy, niektóre uważają, że im mniejsze dziecko, tym łatwiejszy poród. Inne nie chcą zbyt mocno przytyć w ciąży. W tym konkretnym przypadku przyszłą mamę rozczulał widok takich "maluszków". Nic dziwnego, że Noemi wyjątkowo zdenerwowała lekkomyślność anonimowej internautki. Sama jest mamą dwójki wcześniaków.

- Mam żal do losu, że nie dane mi było rodzić w terminie. Za każdym razem mówię matkom zdrowych, donoszonych niemowląt, że są szczęściarami. Powinny wiedzieć, jak bardzo są wyjątkowe, bo udało im się dokonać czegoś, o czym marzą tysiące matek w całej Polsce. Dlatego tak bardzo razi mnie "lekkie" podejście do tematu, które ewidentnie wynika z nieświadomości i braku wiedzy. Kiedy ktoś mówi "eeee tam, to tylko miesiąc", wszystko się we mnie gotuje - mówi Noemi.

Tysiące wcześniaków

W 2016 roku 54 627 dzieci przyszło w Polsce na świat pomiędzy 22 a 37 tygodniem ciąży. To tak zwane wcześniaki. 2592 z nich urodziło się jako wcześniaki skrajne, czyli takie, których poród nastąpił przed 28 tygodniem ciąży. Najmniejsze z nich ważą zaledwie 400 gram i to one narażone są na największe ryzyko poważnych konsekwencji, które ponosić mogą przez resztę życia. Zazwyczaj problemy medyczne, pielęgnacyjne i rokowanie co do przyszłego rozwoju różnią się w zależności od tego, jak bardzo przedwcześnie nastąpił poród.

Obraz
© Shutterstock.com

Co dzieje się z wcześniakami po wyjściu ze szpitala? Tego statystyki nie podają, jednak z szacunków fundacji "Wcześniak" wynika, że już tuż po urodzeniu muszą odbyć około 25 wizyt u specjalistów.

- Wady wzroku, słuchu, porażenie mózgowe, powtarzające się wylewy, niedobory masy ciała i wzrostu - wymienia Radosława Opiela, położna ze szkoły rodzenia "Super Mama". - Lista konsekwencji jest bardzo długa. Ale rodzice nie od razu zdają sobie z tego sprawę, bo pierwsze co ich zalewa to fala miłości i ulgi, że ich dziecko w ogóle żyje. Dopiero po kilku tygodniach zaczynają zadawać pytania, dociera do nich, że wcześniactwo może mieć poważne konsekwencje w przyszłości.

Po narodzinach

- Lekarze nie mogli poświęcić nam zbyt wiele czasu, czuliśmy się z mężem kompletnie zagubieni. Do końca nie było wiadomo, czy dziecko przeżyje. Mało pamiętam z okresu po narodzinach Jasia, ale wiem, że gdy zobaczyłam go po raz pierwszy, wpadłam w okropną histerię. Był taki malutki, miał charakterystyczny kolor i cienką skórę. Rozwalił mnie ten widok - opowiada Noemi Pawlak, mama Jasia, który wbrew złym rokowaniom lekarzy, ma dziś osiem lat i niemal żadnych poważnych konsekwencji wcześniactwa.

Osiem lat później Noemi znów zaszła w ciążę. Staś także urodził się przed terminem, tym razem w 35. tygodniu. To lekarz podjął decyzję o przerwaniu ciąży ze względu na złe wyniki badań dziecka. Przy urodzeniu chłopiec ważył ponad 2,5 kg i mierzył 46 centymetrów.

- Pierwszy najgorszy moment w tej ciąży? Kiedy znowu usłyszałam, że muszą przerwać ciążę przed czasem, a ja musiałam wyrazić na to pisemną zgodę. Drugi - kiedy chwilę po przebudzenia się z narkozy, mąż przekazał mi, że mały otrzymał tylko jeden punkt w skali APGAR i przebywa na OIOM-ie. Wiedziałam, że znowu coś poszło nie tak, miałam wielkie poczucie niesprawiedliwości. Już wiem, że nie ma czegoś takiego jak "bezpieczny tydzień ciąży" - mówi Noemi.

Sami sobie

Choć i tak w Polsce jest lepiej niż kilkanaście lat temu, a oddziały wyposażone są w najwyższej jakości sprzęt, istnieją dziedziny w których opieka nad wcześniakami wciąż pozostawia wiele do życzenia. Nawet w pilnych przypadkach, dzieci na miejsce w poradniach specjalistycznych czekają tygodniami lub miesiącami. A przecież reagować trzeba tu i teraz, bo w przypadku wcześniaków nie ma czasu do stracenia. Problemem są jednak koszty, bo specjalna szczepionka, którą powinno otrzymać każde urodzone przed czasem dziecko w okresie jesienno-zimowym, kosztuje 25 tysięcy złotych za niezbędne pięć dawek.

To dla większości rodziców suma nie do przeskoczenia, będąca tylko czubkiem góry lodowej. Z racji, że organy maleństwa w momencie narodzin nie są jeszcze do końca wykształcone, kontrolować u specjalistów trzeba w zasadzie wszystko. I to właśnie okres po wyjściu ze szpitala jest dla rodziców drugim ogromnym sprawdzianem.

Obraz
© 123RF.COM | 123rf

- Wizyta na NFZ za pół roku to pomyłka - mówi z żalem założycielka fundacji "Wcześniak", Magdalena Sadecka-Makaruk, która sama urodziła wcześniaka 15 lat temu. - Rodziłam syna w 2002 roku, kiedy na temat wcześniactwa nie było wiadomo nic. Chodziliśmy na niezliczoną liczbę kontroli, odwiedzaliśmy dziesiątki specjalistów, a tak naprawdę czuliśmy jedną wielką dezorientację. Teraz warunki opieki są o wiele lepsze niż kiedyś, mimo to po wyjściu ze szpitala, rodzice czują, że są pozostawieni sami sobie. Właśnie z myślą o nich powstała nasza fundacja - opowiada.

Macierzyństwo nie z tygodników

Pomoc rodzicom wcześniaków to jednak nie tylko specjaliści dziecięcy, ale także ktoś, kto pomoże zrozumieć i pogodzić się z sytuacją. W przypadku Noemi był to szpitalny psycholog, który towarzyszył jej przez cały okres pobytu w szpitalu, w tym także przy pierwszym kontakcie z synem. Czasami rolę pierwszego wsparcia przejmuje położna.

- Najważniejsza jest pogoda ducha. Ci rodzice dość już nasłuchali się suchych faktów, złych rokowań i smutnych wiadomości. To wszystko przekazał im lekarz, a położna ma podnieść na duchu pocieszyć, wesprzeć. To także element naszej pracy - tłumaczy Radosława Opiela.

Są rodzice, którzy w obliczu wcześniactwa wycofują się, bo paraliżuje ich lęk przed przyszłością. Nie chcą przywiązywać się do dziecka, które niedługo może odejść. Ale są i tacy, których wcześniactwo motywuje do walki o dziecko. W końcu medycyna zna przypadki, w których dzieci miały nie mówić, nie chodzić, nie rozumieć, a mówią, chodzą, rozumieją. Wcześniaki urodzone w 35/36 tygodniu ciąży, dzięki rozwojowi medycyny często nie ponoszą długoterminowych konsekwencji. Dużo zależy jednak właśnie od odpowiedniego rozpoznania, leczenia i rehabilitacji, bo wiele dysfunkcji można wypracować. Trzeba tylko wiedzieć jak i, co smutne, mieć pieniądze.

- Jedno jest pewne: macierzyństwo wcześniaków to nie to macierzyństwo z kolorowych tygodników. My nie wybieramy koloru śpioszków i wystroju pokoju, tylko stoimy przy inkubatorze i pytamy: przeżyje czy nie przeżyje? Ale kochamy swoje dzieci tak samo, albo nawet mocniej, jak pozostali rodzice - mówi Magdalena Sadecka–Makaruk.

Komentarze (5)