Rozwiedzeni rodzice na ślubie dzieci. Tu łatwo o katastrofę
Helena nie chciała organizować wesela. Bała się, że rozwiedzeni rodzice skoczą sobie do gardeł. Basia nie przypuszczała, że ze strony matki spotka taki opór, gdy wspomniała, że na jej ślubie pojawi się druga żona taty.
Rozwód, zdaniem amerykańskich psychologów Holmesa i Rahe'a, to druga najbardziej stresująca sytuacja w życiu. Ślub to również niełatwe wydarzenie. Na skali stresu ląduje kilka miejsc niżej. Ale jeśli trzeba połączyć jedno i drugie, czyli ślub, na którym mają być obecni rozwiedzeni rodzice jednego z nowożeńców, robi się stresująco do kwadratu.
Albo ona, albo ja
Boleśnie przekonała się o tym Basia. – Moi rodzice rozwiedli się, gdy miałam 13 lat. To był koszmarny czas pełen niepewności i łez. Już jako dorosła kobieta wylądowałam na psychoterapii. Chodzę na nią do dziś, żeby przepracować traumy z dzieciństwa. A moja mama postanowiła mi dołożyć kolejną – skarży się Basia. 25-latka rok temu brała ślub.
– To cud, że w ogóle zdecydowałam się na małżeństwo po tym, jak widziałam kłótnie rodziców i ich wieloletnią sądową batalię. Ale Marek pokazał mi, że nie każda historia musi się kończyć tak, jak historia moich rodziców. Gdy podjęliśmy decyzję o ślubie, natychmiast zadzwoniłam do mamy. Bardzo się ucieszyła, pogratulowała mi, a następnie powiedziała, że ma nadzieję, że nie zaproszę "tej flądry" – wspomina Basia.
"Flądrą" okazała się nowa żona taty Basi. Matka kobiety nie wyobrażała sobie, by były mąż pojawił się na ślubie córki w towarzystwie nowej partnerki. – Była fair, powiedziała, że jeśli ojciec przyjdzie sam, to ona też nie zabierze osoby towarzyszącej. Sęk w tym, że ja lubię drugą żonę mojego taty. Dogadujemy się. Jest dla mnie jak starsza siostra i chciałam, żeby w tym dniu mi towarzyszyła – tłumaczy Basia. Niestety, jej mama uznała to za przejaw braku lojalności.
- Musiałam postawić sprawę na ostrzu noża. Albo mama przyjmuje zaproszenie i przychodzi na ślub, bez względu na to, czy tata i jego żona będą, czy nie, albo nie uczestniczy w tym ważnym dla mnie wydarzeniu - dodaje. Basia wspomina, że z powodu zaskakującej postawy matki przez trzy miesiące przed ślubem praktycznie z nią nie rozmawiała.
Gorące krzesła
Kolejnym problemem było usadzenie gości. – Zdecydowaliśmy się na osobne, okrągłe stoliki. Po 8 osób przy każdym. Chciałam mieć rodziców blisko siebie, ale jeden stolik dla moich rodziców i rodziców Marka nie wchodził w grę. Ostatecznie z nami siedzieli świadkowie i rodzeństwo. Mama wylądowała przy stoliku z dziadkami i rodzinną starszyzną, trochę za karę. Tata z żoną usiedli z naszymi znajomymi. Przez cały wieczór nerwowo zerkałam na mamę. Bałam się, że doprowadzi do kłótni – opowiada Basia. Po roku stwierdza, że gdyby miała jeszcze raz organizować ślub i wesele, rodziców zaprosiłaby tylko na oficjalną uroczystość.
– Przysporzyło mi to tak dużo stresu, że nie cieszyłam się w ogóle z tego wyjątkowego dnia. Tak bardzo chciałam, żeby był idealny, że wizja sprzeczki rodziców przysłoniła mi całą radość – mówi ze smutkiem.
Wesele dla męża
Helena była nastolatką, gdy jej rodzice się rozeszli. Tata wyprowadził do się Wielkiej Brytanii, ponownie się ożenił, ale z córką utrzymywał kontakt. Jej mama miała kilka poważnych związków, ale żaden nie skończył się ślubem. – Znam się z Jurkiem od 15 lat. Jesteśmy razem od 14. A ślub wzięliśmy dwa miesiące temu. W pierwszej wersji mieliśmy się pobrać w urzędzie. Tylko my, świadkowie, przyjaciele i babcia Jurka, która wychowała go po śmierci rodziców – wspomina 30-latka.
To narzeczony przekonał ją nie tylko do wesela, ale również do zaproszenia rodziców. – Miał taki argument, z którym nie mogłam dyskutować, czyli: ja bym moich rodziców zaprosił. Uległam, choć bałam się, że mama i tata pod jednym dachem to będzie katastrofa. Oboje zaprosiłam z osobami towarzyszącymi. Oboje postanowili przyjść w pojedynkę. Oficjalnie – żeby nam nie dodawać kosztów. Ale myślę, że chcieli ograniczyć szanse na kłótnię – mówi Helena.
Niezwykły prezent
Z racji rodzinnych układów i sytuacji Jurka młodzi zrezygnowali z tradycyjnego podziękowania dla rodziców. Wyróżnili tylko babcię pana młodego. – No powiedzmy sobie szczerze, "Cudownych rodziców mam", zagrane na naszym ślubie, wprowadziłoby wszystkich w konsternację – śmieje się Helena. A o atrakcje na weselu zadbał… tata panny młodej.
– Jakimś cudem odnalazł moje stare zdjęcia z dzieciństwa, trochę nagrań z wakacji. Mało tego – odezwał się do babci Jurka i przygotowali podobne pamiątki z jego młodości. Do tego klipy od naszych znajomych. Powstał z tego przepiękny 15-minutowy film. Wyłam jak bóbr, gdy to oglądałam. A moja mama, która w czasie rozwodu życzyła ojcu jak najgorzej, nawet go uściskała i podziękowała za świetny pomysł – wspomina Helena. Z rosnącym zdziwieniem obserwowała, jak rodzice nie dość, że się nie unikali, to nawet dwa razy wspólnie wyszli na parkiet!
- Gdybym była młodsza, pewnie zaczęłabym wierzyć, że jeszcze się zejdą. Nie wiem, czy to nagłe ocieplenie stosunków było autentyczne, czy może był to prezent ślubny. Dość powiedzieć, że wesele, którego nie chciałam, okazało się zupełnie fajną imprezą. Żadnych przaśnych obrzędów, oczepin i innych bzdur. A fakt, że byli z nami moi rodzice, był chyba ważniejszy dla mojego męża niż dla mnie - kwituje Helena.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl