Rozwód kilkanaście miesięcy po ślubie. "Wesele kosztowało 100 tys. zł"
Ślub to decyzja na całe życie? Nie zawsze tak bywa. Zdarza się, że nowożeńcy decydują się na rozstanie zaledwie kilka miesięcy po sakramentalnym "tak". Co sprawia, że zakochani wolą złożyć papiery rozwodowe niż próbować się dogadać?
15.07.2021 17:47
Co jakiś czas w mediach pojawiają się informacje o rozwodach znanych i lubianych zaledwie kilka miesięcy po ślubie. Opinia publiczna jest wtedy mocno poruszona. Co sprawiło, że młodzi nie chcieli dać sobie drugiej szansy? Jakie dramatyczne wydarzenie doprowadziło do ostatecznej decyzji?
- Małżeństwa się rozpadają, bo są zawierane z niewłaściwych powodów - mówi w rozmowie z WP Kobieta dr n.med. Katarzyna Niewińska, psycholog Kliniki Psychomedic.pl, specjalizująca się m.in. w terapii par.
"Na ślubie płakałam ze szczęścia"
Karolina poznała Łukasza chwilę po swojej trzydziestce. Była po bolesnym rozstaniu, bardzo nie chciała być sama. Wpadła na przystojnego prawnika w jednym z warszawskich klubów i od razu zaiskrzyło. - Byłam nim absolutnie oczarowana, mieliśmy takie samo poczucie humoru, podobne doświadczenia, oboje poważnie myśleliśmy o założeniu rodziny - mówi nasz bohaterka.
Sprawy potoczyły się szybko, najpierw romantyczne wakacje, później decyzja o wspólnym zamieszkaniu. Początki związku przypominały romantyczną bajkę. - Paliły mi się czerwone lampki, ale ja je ignorowałam. Łukasz był typem domatora, ja z kolei uwielbiałam towarzystwo. Jednak czułam się z nim bezpiecznie jak nigdy wcześniej. I bardzo potrzebowałam stabilizacji - mówi pani Karolina.
- Największą szansę na dobry związek mają osoby do siebie podobne. Takie, które mają zbliżone temperamenty i priorytety. Związek domatora i ekstrawertyczki ma potencjał tylko, jeśli obie strony nad sobą pracują - mówi psycholożka.
Karolina długo marzyła o ślubie, wcześniej dwa razy była zaręczona, ale jej związki kończyły się burzliwie. Tym razem postanowiła zrobić wszystko, by stanąć na ślubnym kobiercu.
- Myślałam, że nie ma na co czekać. Byłam przekonana, że Łukasz to ten jedyny - mówi kobieta.
Jej wybranek oświadczył się po dwóch miesiącach. Przygotowania do ślubu ruszyły pełną parą. Oboje mieli dobre posady, nie musieli oszczędzać na "wielkim dniu". Udało im się zarezerwować jedną z najdroższych podwarszawskich lokalizacji, suknię ślubną szył projektant gwiazd, zaproszenia dostało ponad 200 osób. Niestety, jeszcze przed ślubem zaczęły się pojawiać problemy i wątpliwości.
- Wesele zbliżało się wielkimi krokami, a my coraz częściej się kłóciliśmy. Łukasz zaczął być o mnie zazdrosny, nie podobało mu się, jak się ubieram, że lubię spędzać czas poza domem bez niego. Znajomi próbowali mi sygnalizować, że decyzja o ślubie jest pochopna, nie wiedziałam jednak, jak się z niej wycofać. Teraz wydaje mi się, że bardziej zależało mi na wystawnym ślubie, niż na małżeństwie z nim - wyznaje pani Karolina.
- Bardzo często pary traktują ślub jak lekarstwo na konflikty. Wydaje im się, że "papier" da im gwarancję stałości, powodzenia. Tymczasem należy najpierw przepracować problemy, a później myśleć o małżeństwie - mówi Katarzyna Niewińska.
Ślub był jak z bajki. Wszystko było tak, jak nasza bohaterka sobie wymarzyła. Nawet pogoda dopisała. Panna młoda wyglądała jak księżniczka, goście świetnie się bawili, rodzice byli zachwyceni. Tymczasem już kilka dni po weselu między nowożeńcami doszło do karczemnej awantury i Łukasz wyprowadził się z domu. - Wydawało mi się, że po ślubie w końcu zniknie napięcie między nami. Tymczasem było coraz gorzej. Kłóciliśmy się właściwie o wszystko. On wypominał mi kuse stroje, ja się wściekałam, ze ciągle gra na konsoli - opowiada pani Karolina.
Z tygodnia na tydzień sytuacja robiła się coraz bardziej nie do zniesienia. Małżonkowie wprawdzie wciąż mieszkali razem, ale nie mogli na siebie patrzeć. Pani Karolina coraz częściej wyjeżdżała bez męża, w końcu na jednym z wyjazdów poznała Rafała, przystojnego muzyka i wdała się z nim w romans.
- Uświadomiłam sobie, że z Łukaszem właściwie nie mam o czym rozmawiać. Gdy minęło pierwsze zauroczenie, została tylko złość i frustracja. Byłam wściekła głównie na siebie, przecież wystarczyło nieco lepiej poznać się przed ślubem. Narobiłam sobie niepotrzebnych komplikacji i wydałam mnóstwo pieniędzy, bo wyszłam za praktycznie obcego człowieka - zwierza się bohaterka.
Prosto z urlopu udała się do prawnika, nie mieli dzieci i kredytów, wszystko poszło gładko. Byli małżeństwem niecały rok. - Teraz nie mówimy już sobie nawet "cześć" na ulicy - mówi pani Karolina.
- Decydując się na związek małżeński, musimy mieć absolutną pewność, że on będzie naszym wspólnym priorytetem, w tym wypadku żadna ze stron nie szukała kompromisu - mówi psycholożka.
Czytaj też: "Coś Ty Panie Przemku nawywijał? Internauci drążą temat rozstania Wojciechowskiej i Kossakowskiego
"Dotąd nie mogę się otrząsnąć"
Zupełnie inaczej wyglądał związek Artura. Wszyscy jego znajomi dawno założyli rodziny, a on wciąż był sam. Gdy na Tinderze poznał Anię, młodziutką reporterkę telewizyjną, był w siódmym niebie. - Ania była skromna i urocza. Imponowała mi przede wszystkim jej niezależność. Miała jasną wizję kariery i konsekwentnie ją realizowała. Poza tym była czuła i oddana - opowiada Artur.
Między zakochanymi było 15 lat różnicy, ale wydawało się, że więcej ich łączy, niż dzieli. Oboje uwielbiali zwiedzać, podróżować, byli koneserami dobrych win i wykwintnego jedzenia. - Za wszystko płaciłem ja - wiadomo, Ania była na początku zawodowej drogi. Myślałem, że to kwestia czasu, w końcu bardzo dużo pracowała - wspomina Artur.
W towarzystwie uchodzili za idealną parę, po pięciu latach związku było oczywiste, że pora wziąć ślub. - Ja nie jestem tradycjonalistą, ale Ania nalegała. Poza tym jej rodzina zaczęła na nas krzywo patrzeć. Dochodziły mnie słuchy, że nie wypada tak długo żyć bez obrączki. W końcu się oświadczyłem i zostałem przyjęty. Ania była zachwycona - mówi nasz bohater.
Artur był bardzo zakochany w swojej partnerce, przymykał więc oczy na jej różne grzeszki. - Zrobiła się rozrzutna, polubiła elegancki styl życia. W pracy nie szło jej za dobrze, była coraz bardziej zniechęcona i sfrustrowana.
- Finanse to ważny temat w związku, nie można go pomijać. Gdyby te osoby szczerze porozmawiały o swoich oczekiwaniach, mogłyby znaleźć kompromis - uważa psycholożka.
Ślub zbliżał się wielkimi krokami, zdecydowali się na kameralną uroczystość w przepięknej scenerii. - W tamtym momencie byłem przekonany, że to jest przyszła matka moich dzieci, nie wyobrażałem sobie życia z nikim innym - mówi mężczyzna.
Nasz bohater wspomina, że w jego związku po ślubie zaczęło wiać chłodem. Mówi, że żona straciła nagle chęć do pracy, a jego samego traktowała jak bankomat. Wydatki Ani nagle zaczęły być horrendalnie wysokie.
- Nie potrafiła utrzymać żadnej posady, prosiła o kolejne sumy na pokrycie rat kredytów, inwestowała w sprzęt, który stał i się kurzył. Byłem coraz bardziej zrezygnowany i zwyczajnie nieszczęśliwy, moje małżeństwo rozpadało się, a ja nic nie mogłem zrobić, nie pomagały rozmowy, próby namówienia jej na terapię. Mam wrażenie, że interesowały ją już tylko moje pieniądze - podkreśla Artur.
- Tę parę przez pięć lat coś mocno łączyło. W związku nigdy nie jest tak, ze wina leży tylko po jednej stronie. Należałoby sobie zadać pytanie, co było prawdziwą przyczyną tego emocjonalnego chłodu - zastanawia się ekspertka.
Ania złożyła pozew o rozwód po kilkunastu miesiącach małżeństwa. Artur był zdruzgotany, cały czas wierzył, że związek uda się uratować, błagał kobietę, by go nie zostawiała. - Czułem się jak śmieć, wydojony i porzucony - mówi rozwodnik.
Na domiar złego okazało się, że roszczenie finansowe jego małżonki były bardzo wysokie. - Nie mieliśmy intercyzy, szczerze mówiąc ani przez moment nie brałem takiego rozwiązania pod uwagę, ufałem jej bezgranicznie, a pieniądze nie miały dla mnie znaczenia - podsumowuje mężczyzna.
Artur oddał swojej żonie mieszkanie i kilkadziesiąt tysięcy złotych. Żeby poradzić sobie z traumą, poszedł na terapię. Choć od rozwodu minęły już dwa lata, on wciąż jest sam.
- Inwestycja w terapię po rozwodzie to bardzo dobry pomysł. Często nie zdajemy sobie sprawy, że robimy coś, co może drugą osobę zniechęcać. To mogą być z pozory błahe, niewinne rzeczy. Dopiero podczas kontaktu z terapeutą, możemy je wyłapać i próbować w przyszłości robić rzeczy lepiej - podsumowuje psycholożka.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.