Ryzykowała karę więzienia, ale malowała usta czerwoną szminką
Policja obyczajowa chodziła po ulicach z butelkami ze środkiem do zmywania makijażu i z wacikami polując na umalowane kobiety.
22.12.2015 | aktual.: 23.12.2015 12:12
Roxana Mohammadian-Molina dorastała w Iranie, gdzie swobody obywatelskie były ograniczone, szczególnie dla kobiet. Symbolem wolności dla wielu dziewczyn była czerwona szminka. Jednak policja obyczajowa chodziła po ulicach z butelkami ze środkiem do demakijażu i z wacikami, polując na umalowane kobiety. Po latach Roxana założyła firmę i oferuje naukę makijażu, kurs stylizacji.
Iranki trafiały do aresztu za to, że wyszły na ulicę umalowane. Do dziś krążą opowieści o policjantkach, które „pomagały” pozbyć się resztek makijażu za pomocą papieru ściernego.
Roxana Mohammadian-Molina z okresu, gdy była nastolatką, pamięta patrole policji obyczajowej, uzbrojone w waciki. Odwiedzały ulubione miejsca spotkań młodzieży. Gdy dziewczyny nie chciały zmyć makijażu, trafiały do aresztu.
- Z kolei w szkole pilnował nas wystraszony nauczyciel, który dbał o to, byśmy od stóp do głów były ubrane na czarno. Nie mogłyśmy sobie pozwolić nawet na kolorowe skarpetki, nie wspominając na przykład o paznokciach - opowiada Roxana.
Jak sama przyznaje, to wtedy popadła w „obsesję czerwonej szminki".
Gdy miała 24 lata, przeprowadziła się do Londynu, by skończyć studia ekonomiczne. Zachłysnęła się wolnością.
- Przede wszystkim malowałam usta na czerwono - mówi 33-latka. Twierdzi, że pomadka pomogła jej osiągnąć sukces, ponieważ „ludzie słuchają pięknych ludzi”. Po studiach została zatrudniona w banku.
- Przez te wszystkie lata czerwona pomadka stała się moją tajną bronią. Dzięki niej nabierałam pewności siebie, pokonałam nieśmiałość. W branży, w której pracuję, jestem otoczona niemal samymi mężczyznami - przyznaje w rozmowie z „Daily Mail”.
- To nie jest tak, że bez makijażu czuję się brzydka i niepewna. Pytanie brzmi: dlaczego jako kobieta nie mogę używać atutów, którymi dysponuję. Nie chodzi o pytanie: rozum czy uroda? Rozum i uroda - to jest idealne połączenie, które w Iranie nie mogło iść w parze - dodaje.
Przyznaje jednak, że cieszy się, że doświadczyła tych restrykcji. - Doceniam wolność, którą mam teraz, nawet jej małe przejawy, jak spacer po parku w sukience na ramiączkach czy szklankę wina zamówioną w restauracji - mówi.
Przemyślenia skłoniły ją do założenia własnej firmy. Proponuje kobietom lekcje makijażu, kursy stylizacji, manicure. Zatrudnione przez nią specjalistki z reguły dojeżdżają do domów klientek.
Rodaczka Roxany - Masih Alinejad to dziennikarka walcząca o prawa kobiet. Opuściła Iran w 2008 roku i wyjechała do Londynu. Niedawno przeprowadziła się do Nowego Jorku. - Tęsknię za moim krajem, ale tutaj czuję się wolna. Mogę śpiewać, możesz oglądać moje włosy, mężczyźni nie mają nade mną kontroli - mówiła w programie „Dzień Dobry TVN”.
Jako 19-latka trafiła do więzienia w małym miasteczku na północy Iranu. Była wtedy w ciąży. Jak znalazła się za kratkami? Spotykała się ze znajomymi, czytali książki, a potem na ścianach przepisywali cytaty z nich.
Dziś w swoich działaniach wykorzystuje media społecznościowe. - Chcę przemawiać, bo wierzę, że kiedy się milczy, zmiany nie przyjdą same. Pragnę jedynie respektowania praw człowieka w moim kraju - dodała.
Zmiany w Iranie przebiegają powoli. W kwietniu tego roku wiceminister sportu oznajmił, że kobiety mogą zasiadać na widowni niektórych sportowych widowisk. Niedawno powołano pierwszą kobietę ambasadora od rewolucji islamskiej z 1979 roku.
Wciąż trwa walka o Barbie. W 1996 roku irańska rządowa agencja ds. dzieci nazwała lalkę „koniem trojańskim zachodnich zwyczajów”. Krytykę wzbudził jej mocny makijaż i skąpe stroje. Zakaz sprzedaży lalki ubranej jak kobiety na Zachodzie obowiązywał od połowy lat 90. Za sprzedaż plastikowej piękności w 2012 roku zamknięto nawet kilkadziesiąt sklepów z zabawkami.
Katarzyna Gruszczyńska/(kg)/(md), WP Kobieta