"Jesteśmy rozgrywani przez wielkie marki". Mówi, co nam "wciskają"
- Czasem trzeba sobie trochę odpuścić bohaterstwo i skoncentrować na tym, co możemy zmienić w naszym najbliższym otoczeniu. To nie jest praca usłana różami - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Dominika Lenkowska-Piechocka, aktywistka i założycielka pierwszej polskiej agencji PR specjalizującej się w projektach związanych ze zrównoważonym rozwojem.
Rzuciła pracę w korporacji, by wrócić... do korporacji, ale w zupełnie innej roli i z innymi wartościami. Dziś profesjonalnie zajmuje się planowaniem i komunikowaniem strategii zrównoważonego rozwoju, a po godzinach edukuje w mediach społecznościowych na temat ekologii i zdrowego podejścia do konsumpcjonizmu. Dominika Lenkowska-Piechocka, ekspertka ESG i założycielka agencji Who Will Save The Planet, nominowana w kategorii planeta w plebiscycie Wszechmocne, przyznaje, że drogę, którą dziś podąża, wyznaczyło jej macierzyństwo. - Ja przecież też byłam kiedyś takim korpoludkiem pnącym się po szczeblach kariery, dbającym tylko o kasę i czubek własnego nosa. A potem zostałam matką i całkowicie przeprogramowała mi się głowa.
Aleksandra Zaborowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Aktywnie działasz na rzecz środowiska: zarówno poprzez edukację jednostek, jak i w roli stratega korporacyjnego ESG. Pewnie nierzadko słyszysz argumenty sceptyków: że to i tak nie ma sensu, że to nie Europa generuje największe szkody dla środowiska, że trzeba wpływać na globalne korporacje i inne regiony świata, a nie utrudniać życie ludziom tutaj. Co odpowiadasz na takie zarzuty?
Dominika Lenkowska-Piechocka: Odpowiedź nie jest łatwa. Po pierwsze, wszyscy jesteśmy w pewnym stopniu odpowiedzialni za to, co obecnie dzieje się z planetą, czy to na poziomie bycia konsumentami czy wyborcami. Szczególnie tutaj w Europie, bo patrząc chociażby na skumulowane emisje CO2, Europa jest na drugim miejscu, tuż za Stanami Zjednoczonymi. Ale nie ma co mówić nikomu o winie, bo dziś jesteśmy zmęczeni, przebodźcowani i szukamy treści, które nas przede wszystkim zrelaksują. Te piętnujące - odstraszają.
Jesteśmy też rozgrywani przez wielkie marki, korporacje, które stale wciskają nam, że potrzebujemy kolejnych rzeczy, że dzięki nim staniemy się lepszą wersją samych siebie. Na większość z nas ta psychologia nadal działa. Pogubiliśmy się w naszym dobrobycie i próbujemy zasypać emocjonalne "dziury" konsumpcjonizmem. Teraz skupiłam się więc na pokazywaniu tych mechanizmów rynkowych, uświadamianiu, że przy okazji działań na rzecz środowiska, możemy bardziej dbać o siebie, żyć bardziej uważnie i rozwijać relacje zamiast kupować kolejne rzeczy. I w tym ujęciu nie ma znaczenia, który kraj ile emituje, bo tu chodzi o nasz dobrostan.
Ćwiczenia na zdrowe kolana
Drugą kwestią jest jednak pewna umowa społeczna, która funkcjonuje m.in. w obszarze niezgody na przemoc. Nie uważam, żeby nadużyciem było stwierdzenie, że lekceważenie kwestii ekologii jest przemocą wobec środowiska, a że jesteśmy częścią środowiska - również wobec nas samych. Tylko finalnie, w dłuższej perspektywie, w takiej strategii "życia na kredyt" wszyscy przegramy. Bez względu na to, czy żyjemy w Europie czy w Chinach.
A może ta obojętność nie jest lekceważeniem planety, ale właśnie buntem wobec tego, jak bezradni jesteśmy wobec potentatów przemysłowych, wobec korporacji? Po co działać, skoro nasze działania i tak utoną w morzu szkód tamtych?
Coś w tym jest, bo badania analizujące przywiązanie do ekologii wykazują, że górka jest już za nami, a teraz jesteśmy coraz bardziej zmęczeni i straciliśmy zapał. Nie pomagają toczące się wojny, inflacja i to, że jesteśmy przytłoczeni negatywnymi informacjami. To jest frustracja, która dotyka też mnie. Szukanie w sobie motywacji do dalszego działania bywa ogromnym wyzwaniem nie tylko dla mnie, ale i dla innych aktywistów. Jeśli codziennie chodzę z psem na spacer do lasu i codziennie przynoszę kolejne i kolejne śmieci, to faktycznie można pomyśleć, że sprząta się stajnię Augiasza. Najlepiej skoncentrować się więc na tym, co możemy zmienić w naszym najbliższym otoczeniu, co przynosi nam przy okazji radość, a nie oglądać się na innych. A świat korporacji będzie stopniowo regulowany, bo to już się dzieje.
Uprzedziłaś moje pytanie, bo chciałam zapytać czy i ty miewasz momenty zwątpienia, poczucia, że porwałaś się z motyką na słońce...
Tak, i nie ukrywam, że mam taki moment też teraz, ale jest mi prościej ze świadomością, że nie zajmuję się tym tylko po godzinach, ale na stałe związałam moją działalność zawodową z niesieniem zmiany. Dziś zajmuję się tylko projektami związanymi ze zrównoważonym rozwojem i działam na rzecz tych zmian nie tylko jako konsumentka czy edukatorka, ale przede wszystkim u podstaw, w korporacjach: wspieram realizację strategii zrównoważonego rozwoju, pomagam budować dla nich zrozumienie w zespołach. To daje poczucie wpływu, ale nie zmienia faktu, że wypalenie i zwątpienie to bardzo poważny problem środowisk aktywistycznych. Jeśli jakiś aktywista ci powie, że nigdy nie miał ochoty się poddać, to po prostu kłamie. Ale widzisz, w jednej chwili masz załamanie, a w drugiej dostajesz informację, że ktoś cię nominował do nagrody za twoją działalność. To niby taka drobna rzecz, nie ma dużego wpływu na codzienną pracę, ale jednak uskrzydla.
Mówisz, że ten problem dotyczy bardzo wielu aktywistów. Rozmawiacie o tym między sobą czy trochę nie wypada się przyznać, że traci się wiarę w misję, którą wykonujecie wspólnie?
Przeciwnie, ta rozmowa bardzo pomaga. Czasem wystarczy po prostu usłyszeć: "Hej, ja też tak mam", bo kiedy wiesz, że obydwoje tak macie, to rozumiesz, że normalny etap. Są jednak momenty, kiedy ten dołek potrafi, paradoksalnie, dać jeszcze większego kopa do pracy, bo tak naprawdę cała moja działalność zaczęła się od depresji klimatycznej. Na początku mnie przytłoczyła, a potem postanowiłam, że muszę coś z tym zrobić.
I zajęłaś się pracą "u podstaw", w korporacjach, tam, gdzie trzeba zmienić najwięcej?
Tak, ale zaczynałam tę pracę też z zupełnie inną energią, z ogromną chęcią zmian. Dziś, po dwóch latach, widzę, że nie wszystko da się zrobić, a przynajmniej nie na raz. Legislacja niejako wymusiła na firmach podjęcie działań w kierunku zrównoważonego rozwoju, ale to nie znaczy, że wszyscy są gotowi na zmiany. Gdy wszystkie duże firmy zaczęły planować strategie ESG, to był jeden wielki hurra optymizm, który zweryfikowały czas i rzeczywistość. Wiem, że nie tylko ja to czuję, bo przez media społecznościowe odezwało się do mnie dużo osób, które również pracują w ESG i czasami czują, że mają podcinane skrzydła, że nie zmieniają tyle, ile by chcieli. Stworzyła się nawet z tego taka grupa wsparcia.
Często natrafia się na opór?
Różnie, to zależy, kto stoi na czele tej korporacji i czy osoby w zarządzie czują i rozumieją po co to robimy, czy po prostu wprowadzają zmiany, bo tak każe im prawo. Mimo wszystko, ten temat został upolityczniony i to też stanowi czasem pewną barierę. Sztuką jest przetłumaczenie tego polityczno-prawnego żargonu na emocje: że tu przecież chodzi o to, żeby nam i naszym dzieciom żyło się lepiej. Czasem sprawdza się odwoływanie do mojej własnej historii, bo ja przecież też byłam kiedyś takim korpoludkiem pnącym się po szczeblach kariery, dbającym tylko o kasę i czubek własnego nosa. A potem zostałam matką i całkowicie przeprogramowała mi się głowa.
No właśnie, ta rewolucja w twoim życiu i priorytetach być może by się nie wydarzyła, gdyby nie macierzyństwo. Masz jakiś cel, coś, co postanowiłaś, że musisz w tej pracy osiągnąć dla swoich dzieci, zanim odpuścisz?
Nie wiem, czy kiedykolwiek odpuszczę (śmiech). Myślę, że miarą sukcesu jest dziś dla mnie m.in. to, jak moje dzieci podchodzą do konsumpcjonizmu. Dużo z nimi na ten temat rozmawiam, bo bardzo chciałabym, żebyśmy wychowali nowe pokolenie ludzi, którzy będą odporni na tę marketingową "nawijkę", która, zamiast budować dobrostan i pozwalać czerpać z tego, co mamy, sprawia, że wiecznie gonimy za dobrami materialnymi. Chciałabym, żeby to następne pokolenie potrafiło lepiej zadbać o swój komfort i bezpieczeństwo nie w oparciu o rzeczy i pieniądze, ale o relacje.
W jaki sposób próbujesz uodpornić na to dzieci? Wielu rodziców ma z tym problem, bo dziecko często jeszcze nie rozumie tej perspektywy, chce coś mieć, bo koledzy mają....
Oczywiście, bo wpływa na nie otoczenie. Ja mam to szczęście, że moje dzieci spędzają dużo czasu w towarzystwie rodzin, które w dużej mierze podzielają nasze wartości i to je też kształtuje. Przede wszystkim jednak, jako rodzic, staram się być konsekwentna i nie ulegać złudzeniu, że jeśli dziecko czegoś nie dostanie, to będzie wykluczone. To wykluczenie to argument, po który często sięgają rodzice. Ja się z nim zupełnie nie zgadzam, bo to jest pewna manipulacja, przymus. W naszym domu dotyczy to np. konta w mediach społeczniościowych czy smartfona.
Moje 11-letnie dziecko jest jednym z nielicznych w klasie, które go nie mają. Bardzo otwarcie tłumaczę mu z iloma zagrożeniami się to wiąże i że nie zgadzam się na to, bo bardzo je kocham. Chcę, żeby umiało komunikować się normalnie, załatwiać sprawy twarzą w twarz albo dzwonić, zamiast siedzieć godzinami zamknięte w pokoju przed ekranem i prowadzić relacje głównie pisząc wiadomości w cyberświecie. Komunikator nie oddaje w pełni emocji, powoduje konflikty, grupowo nakręca... Upośledza te relacje. Oczywiście, to naturalne, że na początku dziecko się obraża, że nie trafia do niego ta argumentacja, ale kiedy widzi, że to wynika z czułości, że jest traktowane partnersko, że to nie jest zakaz "nie, bo nie", to na jakimś etapie zaczyna rozumieć.
Konsumpcjonizm, media społecznościowe, denializm... Wyzwań jest pełno, ale co jest dziś naszą największą zmorą, a co już uległo poprawie na przestrzeni lat?
To, jak szybko rozbudowuje się sektor ultra fast fashion, który przenosi się także na inne obszary. Produkuje się sprzęt, odzież, meble czy akcesoria o coraz krótszej żywotności. Cykl użycia produktu istotnie się skraca. Prawie nie ma już dziś rzeczy, które kupuje się na lata. Są jednak i pozytywne zmiany zauważalne chociażby w kwestii jakości powietrza. Kiedyś było gorzej. Przede wszystkim cieszy mnie jednak, że prawo zaczyna powoli, ale jednak wymuszać bardziej świadome podejście na producentach, niezależnie od tego, czy chcą być częścią zmiany czy nie. Pozostaje trzymać kciuki, aby to się nie zmieniło.
Dominika Lenkowska-Piechocka jest nominowana w plebiscycie #Wszechmocne w kategorii #Wszechmocne dla planety. Możesz zagłosować TUTAJ.
Rozmawiała Aleksandra Zaborowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!