Łamanie kołem – najgorsza tortura w dziejach?

Łamanie kołem pozwalało decydować dokładnie, ile potrwa kara. Na dodatek było wyjątkowo bolesne – i spektakularne. Rekordziści konali w mękach nawet kilka dni.

Łamanie kołem – najgorsza tortura w dziejach?
Łamanie kołem – najgorsza tortura w dziejach?
Źródło zdjęć: © Domena publiczna | Diebold Schilling the Younger

26.10.2023 16:10

Ta wyrafinowana i wyjątkowo okrutna tortura była specjalnością państw germańskich wchodzących w skład Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Jednak – z mniejszą lub większą częstotliwością – stosowano ją w całej Europie.

W niektórych miejscach łamanie kołem jako metoda egzekucji było w użyciu jeszcze w XVIII wieku. Na czym polegało? Jonathan J. Moore pisze:

"Najpierw kat przywiązywał delikwenta do wielkiego koła wozowego, pilnując, żeby kończyny znajdowały się na wysokości przerw między szprychami. Następnie przy pomocy specjalnie przygotowanego ciężkiego, metalowego pręta zaczynał łamać mu po kolei każdą kończynę w kilku miejscach. Ponieważ rolą kata było przedłużanie życia skazańca zgodnie z wyrokiem sądu miejskiego lub książęcego, musiał uważać, żeby nie uszkodzić najważniejszych organów i zminimalizować utratę krwi".
Najpierw kat przywiązywał delikwenta do wielkiego koła wozowego, pilnując, żeby kończyny znajdowały się na wysokości przerw między szprychami.
Najpierw kat przywiązywał delikwenta do wielkiego koła wozowego, pilnując, żeby kończyny znajdowały się na wysokości przerw między szprychami.© Domena publiczna | Diebold Schilling the Younger

Jak to w praktyce wyglądało? Zapewne najpierw kat drągiem (lub alternatywnie drugim, mniejszym kołem) roztrzaskiwał kości udowe i ramienne skazańca, następnie piszczele i nadgarstki (tu ryzyko krwawienia było większe, gdyż odłamki kości mogłyby przebić skórę). Potem przychodziła pora na kolana, łokcie, dłonie… Ból, jaki odczuwała ofiara, był niewyobrażalny.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Od góry czy od dołu?

Istniały dwie odmiany łamania kołem – obie równie okrutne, choć jedna z nich była nieco bardziej humanitarna. A mianowicie łamanie "od góry", podczas którego skazaniec już na samym początku otrzymywał cios w głowę. W najlepszym wypadku umierał, zanim kat przechodził do kruszenia kości. W najgorszym – tracił przytomność.

Lepsze to niż alternatywa w postaci łamania "od dołu". Jak opisuje Jonathan J. Moore:

"Łamanie 'od dołu' miało na celu przedłużenie życia i zadanie jak największego cierpienia. Po kolei łamano stopy, nogi, dłonie i ramiona, a dopiero potem padał wreszcie śmiertelny cios w głowę lub w szyję".
W niektórych miejscach łamanie kołem jako metoda egzekucji było w użyciu jeszcze w XVIII wieku.
W niektórych miejscach łamanie kołem jako metoda egzekucji było w użyciu jeszcze w XVIII wieku.© Domena publiczna | J. G. Wil

Sąd bardzo precyzyjnie określał przy tym, którą z powyższych metod należy zastosować w konkretnym wypadku. Chodziło o to, by kara była adekwatna do popełnionej zbrodni. Ale nie tylko.

Od rodzaju egzekucji zależało wynagrodzenie kata – usługa "od góry" była tańsza. Przykładowo w XVIII wieku w Serbii oprawca otrzymywał za nią 18 florenów. Za łamanie "od dołu" inkasował już 20, więc wybór procedury był uzależniony również od zasobności miejskiej kasy.

Łaska śmierci

Łamanie kołem wykorzystywano jako karę nie tylko z uwagi na jej okrucieństwo, ale też fakt, że można było dokładnie określić, ile czasu potrwa kaźń – i przy okazji uczynić z niej publiczne widowisko dla złaknionej makabrycznych rozrywek gawiedzi.

I tak na przykład w 1762 roku francuski sąd skazał kupca Jeana Calasa (oskarżonego o zamordowanie własnego syna) na dwugodzinne tortury, zakończone coup de grâce – ciosem łaski. Bywało jednak, że wprawny kat na zlecenie sędziów przeciągał egzekucję nawet do kilku dni!

Ból, jaki odczuwała ofiara, był niewyobrażalny.
Ból, jaki odczuwała ofiara, był niewyobrażalny.© Domena publiczna | Brüder von Gladbeck

Gdy wskazany w wyroku czas dręczenia skazańca mijał, dobijano ofiarę na rozmaite sposoby. Mogło to być kilka uderzeń w klatkę piersiową na wysokości serca lub – jeżeli zachodziła potrzeba bardziej spektakularnej śmierci – ścięcie za pomocą specjalnego koła z ostrzem w kształcie półksiężyca. Jonathan J. Moore referuje:

"Na zakończenie przedstawienia tym samym ostrzem ćwiartowano zwłoki, a potem układano parujące szczątki na kole i umieszczano tę makabryczną kompozycję na słupie, żeby wszyscy mogli się dobrze przyjrzeć. Czasem przed podniesieniem koła przez przerwy pomiędzy szprychami przeplatano galaretowate kończyny, a głowę nabijano na bolec przymocowany do piasty. (…) Bez wątpienia niejeden przechodzień, widząc coś takiego, postanawiał przemyśleć swoje postępowanie, żeby uniknąć podobnego losu".

Co kraj, to obyczaj

Oczywiście istniały lokalne odmiany łamania kołem. Na przykład we Francji sąd w akcie dobrej woli mógł do wyroku dodać retentum – specjalną klauzulę nakazującą udusić ofiarę zaledwie po jednym bądź dwóch uderzeniach.

Z kolei w Turcji, Rosji i kilku innych krajach Europy Wschodniej skazaniec nie miał co marzyć o szybkiej śmierci. Wręcz przeciwnie – tortura była tam jeszcze bardziej wyrafinowana. Kończyny ofiary po skruszeniu kości drewnianym młotem wykręcano nawet o 180 stopni, a następnie owijano nimi szprychy koła.

Samo koło umieszczano na wysokim palu, a nieszczęśnik godzinami konał w mękach, które tylko pogarszały ptaki, wydziobujące jego gałki oczne…

Ślady na kościach

W 2019 roku włoscy archeolodzy z Uniwersytetu Mediolańskiego ujawnili przypadek średniowiecznego mężczyzny, który w XIII wieku najprawdopodobniej został skazany na śmierć przez łamanie kołem. Analiza jego szkieletu wykazała, że w chwili egzekucji był młody – mógł mieć od 17 do 20 lat.

Istniały dwie odmiany łamania kołem – obie równie okrutne, choć jedna z nich była nieco bardziej humanitarna.
Istniały dwie odmiany łamania kołem – obie równie okrutne, choć jedna z nich była nieco bardziej humanitarna.© Domena publiczna | Diebold Schilling der Jüngere

Na zastosowanie tej wyjątkowo okrutnej metody kaźni wskazywały złamania kości umieszczone symetrycznie na rękach i nogach ofiary. Jeśli faktycznie tak było, mediolańskie znalezisko jest pierwszym udokumentowanym archeologicznie przypadkiem egzekucji przez łamanie kołem. Bezpośrednią przyczyną zgonu miało być nie do końca udane ścięcie.

Zazwyczaj łamanie kołem było karą przewidzianą za najbardziej potworne zbrodnie (np. morderstwa), jednak w północnych Włoszech stosowano je również wobec osób podejrzewanych o roznoszenie plagi. I zapewne tak właśnie było w przypadku rzeczonego mężczyzny. Jak piszą badacze:

"Ofiara mogła być uważana przez jej współczesnych po prostu za inną. Być może więc do skazania doprowadziła dyskryminacja. Mężczyzna mógł bowiem zostać "złożony w ofierze" przez rozwścieczony tłum jako "dziwak" i siewca zarazy".

Jak widać, w średniowieczu nie trzeba było wiele, by "zasłużyć" na wyjątkowo powolną i bolesną śmierć, więc lepiej było mieć się na baczności.

Zobacz także
Komentarze (72)