Żony z katalogu. Kontrowersyjny precedens w Ameryce
23.08.2024 15:52, aktual.: 25.08.2024 09:54
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W pierwszej brytyjskiej kolonii w Ameryce na ponad 100 mężczyzn przypadały zaledwie dwie kobiety. Osadnicy "zamawiali" żony listownie, płacąc za nie tytoniem.
Nazywano je "narzeczonymi z Jamestown", "tytoniowymi żonami" lub "żonami z katalogu". Pierwsze brytyjskie kobiety, które pokonały ocean, by brać udział w kolonizacji Ameryki, trafiały tam jako towar dla spragnionych żeńskiego towarzystwa mężczyzn. Decydując się na płatną emigrację małżeńską, nie przypuszczały, jak potwornie trudne życie je czeka. Większość nie przetrwała pierwszych kilku lat życia w Nowym Świecie.
Nowy, wspaniały – i męski – świat
Pierwsza grupa złożona z ok. 100 brytyjskich osadników i 30 marynarzy przybiła do amerykańskiego wybrzeża 14 maja 1607 roku. Śmiałkowie, którzy zamierzali skolonizować kontynent, założyli osadę Jamestown, nieopodal dzisiejszego Williamsburga w stanie Wirginia. Jak pisze Violetta Rymszewicz:
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Pierwszą desperacką wyprawę morską ufundował w 1606 toku sam król Jakub I, dając środki na utworzenie Kompanii Londyńskiej i kolonizację Ameryki Północnej. Historycy piszą, że pierwsze lata, a zwłaszcza zima 1609 roku, były koszmarem. Przeżyło ją zaledwie trzydziestu ośmiu ze stu pierwszych osadników. Susza, a później mróz, głód i choroby, przed którymi europejskie organizmy nie umiały się bronić, zdziesiątkowały przybyszów ze Starego Kontynentu".
Grupa pionierów, wśród których znaleźli się robotnicy, stolarze, murarze, lekarz, kaznodzieja, a nawet fryzjer i krawiec, poza zimnem, głodem i zabójczymi drobnoustrojami miała jeszcze jeden, wcale nie taki drobny problem – brakowało im kobiet. Pierwsze przypłynęły do Ameryki w 1608 roku. Było ich dwie – na ponad setkę mężczyzn.
Poszukiwana: narzeczona
Panie bynajmniej nie paliły się do podróży za ocean. A to dlatego, że pomimo odległości do Anglii, docierały mrożące krew w żyłach opowieści o życiu w Nowym Świecie. "Wspominano o śmiertelnym głodzie, zimnie, brudzie i chorobach. Snuto opowieści o dzikusach, którzy zamieszkują okolice angielskiej osady, napadają i mordują Anglików. (…) Głód w Jamestown był tak wielki, że osadnicy jedli wszystko, co nadawało się do spożycia, włącznie z ciałami zmarłych towarzyszy" – pisze Violetta Rymszewicz.
Włodarze osady musieli działać, by kolonia nie upadła. Na banalnie proste rozwiązanie wpadł Edwin Sandys, skarbnik londyńskiego oddziału Kompanii Wirgińskiej. Otóż uznał on, że wszystkie kłopoty "zdobywców Nowego Świata" rozwiążą… kobiety. Tylko skąd wziąć chętne? I na to znalazł się sposób. W 1619 roku zainicjowano program finansowania emigracji małżeńskiej do Jamestown.
"Gotowym na ryzykowny krok w nieznane zapewniano posag w postaci odzieży, bielizny i wyposażenia domu oraz bezpłatny transport, a nawet kawałek ziemi na własność. Obiecano im również szeroki wybór zamożnych mężów oraz pożywienie i dach nad głową na czas podejmowania decyzji. Wybór męża odbywał się listownie. (…) męża poznawało na podstawie tego, co o sobie napisał, jeśli umiał pisać. Jeżeli był niepiśmienny, romantyczne listy hurtowo kopiował miejscowy sekretarz".
Oczywiście panie mogły też liczyć na rekompensatę finansową: Kompania Londyńska wykładała pieniądze na podróż i opłacała koszty zasiedlenia. Był też "dodatek" za poniesione trudy – 120 funtów (później zwiększono "stawkę" do 150 funtów) tytoniu.
Tytoniowe żony
Pierwszy transport "narzeczonych z Jamestown" składał się z 90 młodych kobiet w wieku od 15 do 28 lat. Jeśli jednak liczyły na lepsze życie w dalekim kraju u boku zamożnego, przyzwoitego męża, szybko przekonywały się, że rzeczywistość jest zgoła odmienna. Warunki w amerykańskiej kolonii były dalekie od ideału. Na dodatek od 1617 roku do osady zsyłano kryminalistów, wśród których próżno było szukać szacownych mężczyzn. Zresztą nie wszystkie trafiły na statki do Ameryki z własnej woli – zdarzało się, że dziewczęta porywano z ulic i sprzedawano.
Jak wylicza Violetta Rymszewicz, w pierwszych latach funkcjonowania tej płatnej małżeńskiej emigracji do Jamestown przetransportowano łącznie 144 przedstawicielki płci pięknej. Początkowych sześć lat życia w kolonii przetrwało zaledwie 35.
"Tak oto, historycznie rzecz ujmując, aranżowane małżeństwa z Jamestown były pierwszymi w historii USA małżeństwami na zamówienie". Ale bynajmniej nie ostatnimi. Wysyłkowa sprzedaż żon do dziś ma się w Ameryce świetnie. Jedyna różnica polega na tym, że panny młode nie pochodzą już z Anglii, lecz z Ukrainy, Rosji, Brazylii, Tajlandii czy Filipin.
Źródło:
Tekst powstał w oparciu o książkę Violetty Rymszewicz "Ile kosztuje żona? Mroczne sekrety rynku małżeńskiego" (Znak Koncept, 2022).
Zobacz także