Seksuolog: Przekonanie, że każdy zna się na seksie, to pułapka
– Ostatnio dostałem pytanie, czy przez seks oralny można zajść w ciążę. To było pytanie od dorosłej osoby. Mam wrażenie, że w sprawach seksu nadal jesteśmy jakieś 100 lat wstecz – mówi Michał Sawicki, psycholog, seksuolog, terapeuta par, promotor zdrowia seksualnego, autor książki "Seks bez presji".
Ewa Podsiadły-Natorska, Wirtualna Polska: Polacy wstydzą się słowa "seks"? I wszystkiego, co ma z nim związek?
Michał Sawicki, psycholog, seksuolog, terapeuta par: Wszystkiego nie, ale owszem, wstydzą się słowa "seks", wstydzą się mówić o seksie, o trudnościach w nim. Niektóre osoby wstydzą się też powiedzieć o sukcesach w seksie. I o ile jeszcze mężczyźni mają pozwolenie na to, aby tymi sukcesami się czasem pochwalić, o tyle wciąż niestety społecznie uważamy, że kobiety w mówieniu o przyjemności płynącej z seksu mają być powściągliwe.
Ale przecież mówi się, że znowu przeżywamy rewolucję seksualną, choćby za sprawą takich książek jak "50 twarzy Greya" czy "365 dni". Są na to badania.
To wciąż za mało. Dużo za mało. Otwieramy się, a mimo to mam wrażenie, że w sprawach seksu nadal jesteśmy jakieś 100 lat wstecz. Rzeczywiście do popkultury wchodzą różne dzieła bezpośrednio lub pośrednio związane z seksem, jak np. bardzo popularna ostatnio "Rodzina Monet", ale to nie jest punkt widzenia, z którego my, osoby zajmujące się seksuologią, chcemy o seksie rozmawiać. Nie tędy droga.
Czyli czego nie powinno się robić? Wpadamy w skrajności. Albo używamy określeń infantylnych (jak siusiak, motylek), albo wulgarnych, co bierze się przede wszystkim z pornografii. Dzieje się tak, ponieważ w Polsce nie ma rzetelnej edukacji seksualnej. Nikt nas nie uczy, żeby o seksie mówić naturalnie, więc próbujemy po swojemu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W przedmowie pisze pan, że książka "Seks bez presji" powstała z bezsilności. Co to znaczy?
Dziękuję za to pytanie. Gdy przebywam w swojej "bańce", tzn. wśród osób pracujących w zakresie edukacji seksualnej czy seksuologii, to mam wrażenie – niestety błędne – że jest w miarę w porządku, ale potem wracam do gabinetu lub spotykam się z pytaniami, które obnażają absolutny brak podstawowej wiedzy. Ja już nie mówię o tym, że trzeba np. dokładnie wiedzieć, jakie są infekcje przenoszone drogą płciową, ale ostatnio dostałem pytanie, czy przez seks oralny można zajść w ciążę. To było pytanie od dorosłej osoby.
Ciekawe, bo przecież nie można powiedzieć, że ludzie nie mają dostępu do wiedzy…
Dostęp do wiedzy jest bardzo szeroki.
O co więc chodzi?
Wracamy do wstydu, od którego zaczęliśmy rozmowę. Ten wstyd jest czasem tak silny, że wstydzimy się nawet szukać informacji o seksie! Są książki, portale, nawet social media – tylko trzeba do nich sięgnąć. To trochę tak, jakby powiedzieć, że wszędzie jest mnóstwo informacji z zakresu geografii, ale gdybyśmy zrobili na ulicy sondę z pytaniem, co jest stolicą Kenii, to pewnie mało osób by wiedziało.
Kolejną rzeczą, przez którą brakuje nam wiedzy, jest brak czasu. Albo wydaje nam się to mało ważne. Jest jeszcze jedna pułapka: przekonanie, że "każdy potrafi w seks i w relacje", że nie trzeba żadnego przygotowania, po prostu wchodzimy w związek z marszu i uważamy, że jakoś to będzie.
Pana zdaniem powinniśmy stale dokształcać się w sprawach związanych z seksualnością? Nie wystarczy raz przeczytać dobrą książkę na ten temat?
Absolutnie stale, bo wiedza się zmienia. Zmienia się też nazewnictwo, nastawienie do seksu. Powoli wychodzimy już ze sztywnych norm moralnych i religijnych, a bazujemy na normach naukowych, które też się zmieniają. Co jakiś czas mamy nowelizację kryteriów zaburzeń seksualnych. Powstały nowe wytyczne Światowej Organizacji Zdrowia i tutaj w zakresie diagnozowania ewentualnych zaburzeń seksuologicznych czeka nas spora rewolucja.
Co się wydarzy?
Fetyszyzm i sadomasochizm znikną z listy zaburzeń. Zyskujemy wreszcie bardziej ludzkie patrzenie na transpłciowość i rzetelną pomoc osobom cierpiącym z powodu niezgodności płciowej. Za tym wszystkim stoi wniosek, że nikt nie musi się już wpasowywać w jeden określony model. Nie ma jednej normy odnośnie do tego, jak powinna wyglądać relacja, a jak seks. Opieramy się na świadomej zgodzie; jeżeli dwoje albo więcej dorosłych osób decyduje się na jakąś formę aktywności seksualnej – nawet jeśli jest to wspomniany sadomasochizm – i jest im w tym dobrze, to czemu mielibyśmy mówić, że coś jest z nimi nie w porządku? Tym bardziej że wciąż mocno trzymamy w ryzach fantazje seksualne – z powodu wstydu, lęku przed negatywną oceną czy przed odrzuceniem.
Skoro wspomniał pan o fantazjach. Co zrobić w sytuacji, kiedy jesteśmy w satysfakcjonującym związku, w którym np. ona ma odważną fantazję, a partner jest jej zdecydowanie przeciwny? Można się w tej sytuacji dogadać?
Można się dogadać, tylko trzeba wykonać głębszą pracę. Porównajmy tę sytuację do jedzenia. Ona mówi, że ma ochotę na ostrą, mało popularną kuchnię, ale on nie jest do tego przekonany. W tym przypadku rozwiązanie raczej łatwo przychodzi nam do głowy: albo pójdą za jej propozycją, albo poszukają kompromisu, np. ona zrezygnuje z tego pomysłu, ale spróbują czegoś innego. Wystarczy porozmawiać, prawda? W seksie powinno być tak samo.
Sęk w tym, że w przypadku seksu bardzo personalnie bierzemy wszelkie pomysły i uwagi. Jeżeli ona podzieli się z nim swoją fantazją, to on może sobie pomyśleć: "Już ci nie wystarczam. Chcesz czegoś innego". Albo co gorsza: "Myślisz o zdradzie, może nawet już mnie zdradziłaś". A przecież to nie tak. Nie można myśleć kategoriami, że "jak mnie kochasz, to to, co ode mnie dostajesz, powinno wystarczać ci w 100 proc.". To egoistyczne.
Załóżmy, że jednak się nie dogadali i pojawia się problem. Niedopasowanie seksualne może zaważyć na tym, że związek się rozpadnie?
Może, tylko tutaj nie widziałbym problemu w niedopasowaniu, a w komunikacji. To trochę tak, jakby jedna osoba chciała kupić mieszkanie, druga nie brać kredytu, a nie mają gotówki. W tym przypadku też muszą się jakoś dogadać. Zatem związek może się rozpaść niekoniecznie przez niedopasowanie, a przez sposób, w jaki osoby w relacji się wzajemnie traktują, jak podejmują ważne tematy i jak ze sobą rozmawiają.
Z czym pary (albo pacjenci indywidualnie) najczęściej do pana przychodzą?
Z trudnościami w seksie, brakiem pożądania lub orgazmu, ale też w sytuacji zdrady, tzn. że zdrada już miała miejsce albo ktoś o zdradzie myśli. Powiedzieli to sobie i chcą temu zapobiec.
Ciekawe. I mądre.
To jest dla mnie takie "wow", bo oznacza, że jedna z osób musiała sobie uświadomić taką potrzebę i zakomunikowała to drugiej osobie, która tę informację przyjęła i razem stwierdzili, że chcą nad tym popracować. Dopuszczają wówczas do głosu naturalną rzecz, która dotyczy nas wszystkich, że inne osoby zawsze będą krążyły wokół nas jak satelity. Tego nie da się uniknąć. Często przychodzą też do mnie pary, które przestały uprawiać seks. I nie, że tego seksu nie ma u nich od pół roku, a np. od pięciu lat.
Co najczęściej za tym stoi?
Mnóstwo rzeczy. Największym zaskoczeniem dla tych par jest fakt, że przychodzą na terapię seksuologiczną, że rozmawiamy o wszystkim. Wywiad seksuologiczny dotyczy właśnie również tego, jak para się do siebie odnosi, jak spędza wolny czas, jakie były kryzysy w relacji po drodze, co ich denerwuje itp. Wszystko może mieć przełożenie na życie seksualne, więc – mówiąc kolokwialnie – trzeba oczyścić teren. I znowu wszystko sprowadza się do rozmowy.
To jak rozmawiać o seksie?
Można raz na jakiś czas usiąść i wszystko przegadać. Naturalnie, a nie sztucznie jak na przesłuchaniu. Można wykorzystać codzienne sytuacje i do nich nawiązać. Można też pogadać po stosunku, powiedzieć, co było dobre, przyjemne, co nam się podobało. Komplementy działają lepiej niż krytyka. Trzeba ze sobą rozmawiać również dlatego, że nasze potrzeby mogą się zmieniać. Dotyczy to wszystkich, bez względu na wiek, status i model relacji, tożsamość seksualną czy płciową, bo seks jest dla wszystkich, nie tylko dla młodych, heteroseksualnych par.
Dla Wirtualnej Polski rozmawiała Ewa Podsiadły-Natorska