"Spójrz na szpital ich oczami". Fundacja K.I.D.S. zmienia na dobre życie małych pacjentów© Materiały prasowe

"Spójrz na szpital ich oczami". Fundacja K.I.D.S. zmienia na dobre życie małych pacjentów

Aneta Wawrzyńczak

Czegoś takiego jeszcze w Polsce nie było. Przez trzy minuty patrzymy na świat chwilę przed operacją serca dziewczynki z trzech perspektyw jednocześnie: lekarza, rodziców i jej samej. Przez cały czas możemy przeskakiwać między okienkami i przybliżać sobie któreś z nich.

Widzimy zdający się nie mieć końca podjazd, wyłożone boazerią korytarze, nerwowo uśmiechających się rodziców, piętrzące się kolejki. Widzimy lekarza w skupieniu mknącego korytarzem, zawzięcie dyskutującego na konsylium, ze spuszczoną głową i ciężkim sercem oznajmiającego rodzicom decyzję o zabiegu. Salę operacyjną, bijące serce, łzy rozpaczy, bezradności i wzruszenia na koniec. Także wilka: przyjaciela dziewczynki i maskotkę fundacji K.I.D.S Klub Innowatorów Dziecięcych Szpitali.

Wreszcie widzimy samą dziewczynkę – i całą akcję z jej perspektywy. Gmaszysko szpitala to dla niej olbrzymi potwór, który patrzy na nią złowieszczo, tylko na nią czyha. A zanim trafi na oddział, prosi rysunkiem na kartce: "wracajmy do domu".

Dzięki najnowszej kampanii w ramach akcji charytatywnej Fundacji K.I.D.S. skrócenie czasu pobytu dzieci w szpitalu może być możliwe. Celem akcji jest bowiem wdrożenie telemedycyny, czyli innowacyjnego systemu monitoringu małych pacjentów w ich domach. – Dzięki temu dzieci będą mogły wcześniej opuścić szpital, a lekarze będą na bieżąco monitorować stan ich zdrowia. Zapewni to też spokój rodziców. Telemedycyna wpłynie również na liczbę wizyt kontrolnych, co realnie zmniejszy koszty ponoszone przez rodziców z odległych miejsc w kraju – wyjaśnia Patrycja Piekutowska, dr hab. sztuk muzycznych, skrzypaczka, solistka, pedagog i prezeska Fundacji K.I.D.S.

Urządzenia będą zintegrowane z ogromnym systemem, najpierw w IPCZD, później w ICZMP w Łodzi i dalej w następnych szpitalach dziecięcych w całej Polsce. Krótko mówiąc: dzieci będą krócej w szpitalu. Dzięki temu szybciej będą się zwalniały miejsca na szpitalnych oddziałach, co oznacza, że przepustowość szpitali, na którą się najbardziej narzeka, polepszy się.

Obraz
© Materiały prasowe

Środki zebrane w ramach kampanii "Zmieniajmy na dobre" i związanego z nią interaktywnego filmu pt. "Spójrz na szpital ich oczami" mają pozwolić na opracowanie i uruchomienie takiego systemu.

Datki można wpłacać na konto:
Fundacja K.I.D.S.

Klub Innowatorów Dziecięcych Szpitali
KRS: 0000793389
REGON: 383824678

NIP: 5272898236
Konto: BNP Paribas

91 1600 1462 1883 1297 2000 0001

Jak dotąd w ciągu pół roku działalności skromna ekipa fundacji z pomocą ludzi biznesu zdołała stworzyć projekty dla Centrum Zdrowia Dziecka o wartości blisko 2 mln złotych. – Obok tworzonej od kilku miesięcy profesjonalnej aplikacji pacjenta, wyremontowany został odmieniający doświadczenie dzieci korytarz poradni okulistycznej i gastroenterologicznej, a 23 grudnia otwarta zostanie przestrzeń, w której od 40 lat nie było remontu, a znajdują się tam aż 3 poradnie przyjmujące około 300 pacjentów dziennie. Jej wnętrza wpłyną realnie na lepsze oddychanie dzieci z chorobami płuc, dzięki niezwykłym efektom wizualizacji i sufitowi z elementami sztucznych świetlików ozdobionych zdjęciami prawdziwego nieba z chmurami – wylicza dr hab. Patrycja Piekutowska.

I podkreśla, że remont to nie tylko odmalowanie ścian i wymiana drewnianych ławek albo butwiejących krzeseł na plastikowe. Raz, że K.I.D.S idzie po całości: wymienia drewniane, stare drzwi przeciwpożarowe na nowoczesne i kolorowe, najlepsze drzwi medyczne do gabinetów oraz wiele innych elementów w najnowszych, obowiązujących standardach.

Dwa – efekt wykracza daleko poza kolorowe ściany. – To jest przede wszystkim gigantyczna odmiana doświadczenia pacjenta. To, co się dzieje z dzieckiem, kiedy dwie godziny siedzi w obskurnym korytarzu na starym krześle, jest nie do odrobienia. Gdy wokół nich jest pięknie i ciekawie, dzieci w ogóle nie myślą o badaniu.

Aneta Wawrzyńczak: Powiem pani szczerze, że gdy udało nam się umówić rozmowę – i to w tempie błyskawicznym – to się ucieszyłam. Ale zaraz zmarkotniałam, bo mamy rozmawiać na trudny temat, czyli połączenie: dziecko-choroba-szpital.
Dr hab. Patrycja Piekutowska: Ale u nas w fundacji są same przyjemne tematy, bo robimy wszystko, żeby dzieci mogły się uśmiechać.

Tylko to znaczy, że nie mogą naturalnie, same z siebie, ergo: coś się dzieje niedobrego.
Dlatego zmieniamy to, co nie było zmieniane w szpitalu nigdy, wchodzimy w procesy, w które nikt wcześniej nie wszedł. To znaczy: wprowadzamy ogromną ilość innowacji, nowoczesnych technologii. Od czterech miesięcy pierwsza w historii szpitala aplikacja pacjenta jest tworzona przez najwybitniejszych specjalistów z różnych banków, które na co dzień będąc konkurencją, wystawiły najlepszych ludzi robiących to całkowicie za darmo.

Zatrzymajmy się przy tej aplikacji.
Dzięki niej będzie można mieć dostęp do wyników niektórych badań, a słynna żółta książeczka pacjenta Centrum Zdrowia Dziecka będzie w formie cyfrowej w komórce. Mapa wszystkich budynków szpitala zaprowadzi do odpowiednich miejsc, żeby ludzie się nie gubili. Będzie też możliwość przez aplikację odwoływania wizyt, ponieważ w CZD bardzo wiele wizyt kontrolnych umawianych jest z wyprzedzeniem półrocznym i zdarza się, że ludzie o tym po prostu zapominają, a potem robią się dziury. W tym czasie mogłyby być przyjmowane inne dzieci.

Czyli pewnie będzie system powiadomień: zbliża się wizyta, za tydzień, trzy dni, jutro?
Oczywiście. Co najważniejsze, jest cały czas tworzona w ścisłej współpracy z wynikami ogromnej pracy wielu ludzi, którzy przeprowadzili ponad 170 wywiadów z pracownikami CZD. Każdy miał 12 pytań, w skrócie: związane z tym, co im się podoba, co chcieliby, by zostało zmienione, jakie mają marzenia, ale i co im przeszkadza i sprawia duży dyskomfort. Rozmawialiśmy ze wszystkimi szefami klinik i poradni, z ludźmi z izby przyjęć, administracji, rodzicami. Organizowaliśmy warsztaty dla dzieci. U nas w fundacji słowo wolontariusz jest związane z działaniem, z którym zazwyczaj nie kojarzy się odruchowo. U nas wolontariuszami są prezesi firm, którzy dają swoich ludzi, swoje know-how, swoje pomysły, fundują rzeczy, których nie da się kupić, dać, wziąć, bo to prywatny czas ich pracowników. U nas nie było dotąd zbiórek, wszystkie pieniądze są przekazywane przez firmy albo osoby prywatne. Z każdym z darczyńców rozmawiam osobiście.

Ludzie jednak mają serce.
Oczywiście. Biznes ma serce! My się pozycjonujemy przy świecie biznesu z ludzką twarzą, mamy na koncie współpracę z ponad 40 firmami, które weszły w wiele naszych różnorodnych projektów dziejących się non stop. Moim celem jest quick win, czyli jeżeli załatwiam pieniądze na dany projekt, to idzie na niego 100 proc. tych środków i natychmiast zostaje on uruchomiony. Ani złotówka nie idzie na działania fundacji, funkcjonujemy wyłącznie z kapitału założycielskiego, który był dobrym sercem konwentu 23 fundatorów. Teraz, dzięki kwocie ponad 300.000 zł z biletów na koncert Wielcy Artyści Małym Pacjentom, będziemy przenosić i nowocześnie urządzać bank krwi przy Centrum Zdrowia Dziecka. Wyobraża sobie pani, że przez 40 lat był zlokalizowany 700 metrów od bloku operacyjnego?

?!
2,5 tysiąca kroków, ponad 50 schodów, 3 kondygnacje, 2 windy. I tak panie laborantki codziennie do każdej operacji niosły krew w lodówkach podręcznych.

A jak na cito było potrzeba?
To musiały biec, a to było ładne parę minut, żeby to pokonać. Zawsze się udawało, tylko kosztem jakiego wielkiego wysiłku wszystkich dookoła? Poza tym warunki, w jakich ten bank się znajduje, są z 1979 roku.

Obraz
© Fundacja K.I.D.S

Ja znam trochę CZD. Jak dla mnie widać wciąż, że to jest relikt PRL-u.
Zależy gdzie. Robimy teraz ekstremalnie szybki remont sporej przestrzeni, w której mieszczą się aż trzy poradnie, a środki przekazał anonimowy darczyńca, nawet nie wiem, z jakiego miasta, bo zrobił to przez zarządcę swojego majątku. To wielki gest z potrzeby serca. W zamian tylko gwarancja, że zdążymy to zrobić dla dzieci na święta! Pracuje 9 ekip, czasem do 3 nad ranem i dalej od 6. Wszystko będzie gotowe na 23 grudnia, a dosłownie remont trwa od zaledwie 12 dni. To znowu ponad 40 drzwi, ale razem z ich produkcją na zamówienie, dwie duże łazienki, poczekalnia dla dzieci, bardzo duży korytarz, sufity, lampy… I cała, zjawiskowa identyfikacja wizualna.

W chwili obecnej przez samo CZD przewija się rocznie 200 tysięcy dzieci, z czego 40 tysięcy jest hospitalizowanych.
To ogromna liczba. Dlatego naszym kolejnym projektem są e-kioski. Dzięki nim może się pani rejestrować online i w ten sposób pobierać numerek. Inaczej pani przyjeżdża z dzieckiem wcześnie rano i kilka godzin siedzi. A dziecko nie może nawet wyjść do kina, które jest na miejscu i zazwyczaj stoi puste, bo każdy się boi, że straci kolejkę. Poza tym większość informacji jest podana w formie setek kartek przyklejonych taśmą do ścian. My to chcemy powoli zmieniać na monitory lub ekrany dotykowe, na których będą się wyświetlać informacje. Tak jak choćby na poczcie, gdzie funkcjonuje to od wielu lat.

Albo w centrum handlowym, kiedy szuka się konkretnego sklepu.
Tutaj chodzi także o tak zwane sloty czasowe: jeżeli wiem, że wizyta jest zaplanowana między godziną 12 a 13, to przyjeżdżam chwilę przed południem, a nie na siódmą rano. A tak niestety robi większość rodziców, to jest rodzaj przyzwyczajenia. Natomiast wszystkie te nasze innowacje diametralnie zmienią doświadczenie zarówno ich, jak i ich dziecka, czyli pacjenta.

Coś pani o tym wie. Starszy synek przeszedł trzy operacje serca, w tym ostatnią właśnie w Centrum Zdrowia Dziecka.
Operacja mojego synka była na szczęście zaplanowana, więc ominęłam te tłumy. Natomiast faktem jest to, że rodzice śpią w salach na materacach zakupionych przez różne fundacje, czekają w kolejnych poradniach na wizyty, że tam panuje pewien chaos.

Obraz
© Fundacja K.I.D.S

Pani sama tego doświadczyła.
Cały czas doświadczam, przez prawie pięć lat byliśmy na wizytach około 40 razy, także z różnych powodów na hospitalizacjach. I za każdym razem muszę wypełniać cztery strony podaniowe papieru. Mimo, iż mój syn jest stałym pacjentem, bo są zgody, które w ogóle nie są wprowadzone do systemu digitalizacji. Wszystko za każdym razem od nowa.

I jak to ogarnąć z małym dzieckiem pod ręką?
W tym tygodniu został otwarty wspaniały projekt opłacany przez inne fundacje pieszego metra, który jest fenomenalnie zaprojektowany i wykonany przez firmę Medical Design Studio. To oni tworzą też nasze wizualizacje. Są wyjątkowi, a metro pozwoli trafiać do wielu miejsc. Oczywiście będzie też z nim zintegrowana nasza aplikacja na komórki.

Rzeczywiście, tam można się zgubić…
To jest bardzo ważne, bo są ludzie, którzy przyjeżdżają z bardzo małych miast, wręcz wiosek – i w życiu nie widzieli szpitala, który się składa z 20 budynków. Wystarczy, że zaparkują nie na głównym parkingu – i już jest koniec, czarna magia, nie wiedzą, co ze sobą zrobić.

Wtedy też narasta w człowieku lęk i zdenerwowanie, którego i tak już jest pełno z powodu choroby dziecka.
Oczywiście. Poza tym są rodzice, którzy muszą być jednego dnia w kilku poradniach. Do jednej trzeba dojść podziemiem, do drugiej – wyjść na zewnątrz, to wszystko jest strasznie skomplikowane. A wie pani, co jest fajne?

Hm?
Nasza cała poradnia okulistyczna jest w zebry w okularach w kształcie serc. I dzwoni do mnie szefowa, mówi: "od 16 września, kiedy było otwarcie, rodzice wchodząc na badanie, mówią ze łzami w oczach, że dzieci zapominają, po co tu są, bo biegają po korytarzu i oglądają, co te zebry robią". Mogą też dzięki nam korzystać ze ścianek z wmontowanymi iPadami i słuchać za darmo dużego wyboru audiobooków. I to, co się dzieje w poradni chorób płuc, immunologii i alergologii, dzieje się w ścisłej współpracy z jej szefem, ponieważ pan doktor powiedział nam, że wszystko, co dzieci widzą, a co jest związane z dmuchaniem, chmurkami, niebem, wpływa na to, że zaczynają podświadomie głębiej oddychać. A dzięki temu są lepiej przygotowane do badania.

Jak dziecko choruje, nie przychodzi do głowy myśl: co to za sprawiedliwość na tym świecie?
To jest pytanie filozoficzne (śmiech). Wie pani, ja tak mam od zawsze, odkąd byłam mała: po prostu działam. Jakbym miała się zastanawiać, czemu mój syn urodził się z wadą serca, to mogłabym przez okno wyskoczyć. Co mi to da, że się będę nad tym zastanawiać? Ja jestem przeszczęśliwa, że zapewniłam mu wszystko, co mogłam najlepszego.

Obraz
© Fundacja K.I.D.S

W porównaniu z dorosłym – dziecko bardziej cierpi? Inaczej?
To zależy, ile ma lat i co stworzą rodzice. Mój syn do siódmego roku życia nie wiedział, że miał operację serca.

Jakim cudem?
Po prostu nigdy nie robiłam z tego sensacji, nigdy nie wiedział, po co idzie do szpitala. Jest to wielka sztuka, żeby pilnować, co można, a co nie powinno być przy dziecku mówione. Robiłam to przez siedem lat, dzięki temu mógł funkcjonować niemal jak każde inne dziecko. Jest wyjątkowo żywiołowy, ale ma chore serce, sztuczną zastawkę, upadek to jest dla niego rzecz ekstremalnie groźna. Musiałam więc w końcu mu powiedzieć, dlaczego nie może szaleć, ścigać się, uprawiać sportów kontaktowych. I sprawić, żeby jego zainteresowania nie szły w tym kierunku, żeby się nie martwił, że nie będzie sportowcem zawodowym czy olimpijczykiem. Ja też nie jestem, a teoretycznie mogłabym, bo jestem zdrowa jak koń. Ale nie jestem i mam to w nosie. Kocham sztukę i pomaganie. Bardzo ważne jest więc moim zdaniem to, żeby wiedzieć, jak dziecko poprowadzić, jak sprawić, żeby mu się przynajmniej wydawało, że ma normalne życie. A zainteresowań ma pełno zupełnie pozasportowych i bardzo o to dbam.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (9)