1z15
"Studniówkowy coming out", czyli historia studniówkowej sukienki
Ten pierwszy bal!
Tygodnie przygotowań i wyobrażania sobie, jak to będzie, a potem ten wyjątkowy moment, gdy zakładasz wyśnioną sukienkę, robisz się na bóstwo i już nie musisz myśleć, że jesteś za młoda na mocne smokey eyes. Pamiętasz ten moment? Ja – doskonale i wcale nie chodzi o dzień ślubu, ale o studniówkę – jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny i symboliczny wieczór, w którym zwykłe licealistki zamieniają się w postacie z ich snów: baśniowe księżniczki, gwiazdy Hollywood i królowe balu.
Latami wspominamy ten moment z łezką w oku, ale też z uśmiechem na twarzy, bo prawdziwa studniówka nijak się ma do naszych marzeń o idealnym balu i księciu z bajki. Szybko okazuje się też, że nasze wymarzone studniówkowe kreacje dalekie są od sukni wyczarowanej przez matkę chrzestną dla Kopciuszka. Mijają lata, a my patrzymy na wyblakłe zdjęcia i coraz częściej zaczynamy mówić: „Ale obciach”, „Jak ja wyglądałam!?”, „Nigdy więcej nie założę tej sukienki!”, „Beznadziejny makijaż”, „Co za okropna fryzura!”.