Moda"Studniówkowy coming out", czyli historia studniówkowej sukienki

"Studniówkowy coming out", czyli historia studniówkowej sukienki

"Studniówkowy coming out", czyli historia studniówkowej sukienki
Źródło zdjęć: © kadr z filmu "Kopciuszek"
Aleksandra Nagel

Tygodnie przygotowań i wyobrażania sobie, jak to będzie, a potem ten wyjątkowy moment, gdy zakładasz wyśnioną sukienkę, robisz się na bóstwo i już nie musisz myśleć, że jesteś za młoda na mocne smokey eyes. Pamiętasz ten moment? Ja – doskonale i wcale nie chodzi o dzień ślubu, ale o studniówkę – jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny i symboliczny wieczór, w którym zwykłe licealistki zamieniają się w postacie z ich snów: baśniowe księżniczki, gwiazdy Hollywood i królowe balu.

Latami wspominamy ten moment z łezką w oku, ale też z uśmiechem na twarzy, bo prawdziwa studniówka nijak się ma do naszych marzeń o idealnym balu i księciu z bajki. Szybko okazuje się też, że nasze wymarzone studniówkowe kreacje dalekie są od sukni wyczarowanej przez matkę chrzestną dla Kopciuszka. Mijają lata, a my patrzymy na wyblakłe zdjęcia i coraz częściej zaczynamy mówić: „Ale obciach”, „Jak ja wyglądałam!?”, „Nigdy więcej nie założę tej sukienki!”, „Beznadziejny makijaż”, „Co za okropna fryzura!”.

1 / 13

Temat tabu

Obraz
© kadr z filmu "Kopciuszek"

- Czy wstydzicie się swojej studniówkowej stylizacji? – zapytałam koleżanki w pracy na kawie. Kilkanaście minut później miałam już pomysł na tekst i na akcję - „Studniówkowy coming out”. Szybko okazało się, że większość z nas wstydzi się swoich stylizacji – jeśli nawet nie sukienki, to fryzury czy makijażu. Większość – nawet jeśli miała studniówkę zaledwie kilka lat temu – już dziś, gdy myśli o studniówce, ma skrzywioną minę. Ile z nas ma z tym problem? Ile dziewczyn studniówkowe zdjęcia trzyma głęboko w szufladach? Ile nigdy nie pokaże ich obecnym znajomym na Facebooku?
Czy ten problem miałam tylko ja i moje koleżanki z pracy, czy też wiele innych dziewczyn? Postanowiłam pozbierać opowieści koleżanek i poznać prawdę!

2 / 13

"Poszukuję odważnych kobiet"

Obraz
© kadr z filmu "Kopciuszek"

- UWAGA! UWAGA! Poszukuję ODWAŻNYCH kobiet, które chciałyby opowiedzieć mi o swojej studniówkowej kreacji – napisałam na Facebooku. - Nie ważne, ile macie lat i kiedy była wasza studniówka! Główne pytanie brzmi: CZY ODWAŻYŁABYŚ SIĘ WYJŚĆ DO LUDZI W SWOJEJ STUDNIÓWKOWEJ KREACJI? – podsumowałam.
Na odpowiedź nie musiałam długo czekać. Na mojego Facebooka przyszło wiele maili. Zrozumiałam, że każda studniówkowa kreacja to osobna opowieść, mówiąca wiele nie tylko o właścicielce, ale też o świecie, który wówczas dział się wokół niej. „Studniówkowy coming out” nabierał kształtów. Przez tydzień udało mi się zebrać kilkanaście ciekawych historii, które są dowodem na to, że studniówka sukienka to nie tylko kreacja. To symbol, znak czasów, epoki. Większość z nas - nawet jeśli trochę się jej wstydzi i krępuje - ma do niej sentyment!
Oto pierwsza odsłona projektu, którego bohaterkami są odważne kobiety, które postanowiły bez kompleksów opowiedzieć o swojej studniówkowej kreacji. Większość z nich zdecydowała się nawet na pokazanie zdjęcia! Zaczynamy!

3 / 13

Magda – Studniówka 2008 - „Podwójne szczęście”

Obraz
© foto: archiwum prywatne

- To moja wymarzona sukienka studniówkowa i miałam okazję założyć ją na dwa bale – wspomina dumna ze swojej kreacji Magda. Dziś prowadzi serwis Kuchnia WP. Możecie oglądać ją też w naszym programie #DzieńDobryWP, w którym tak smakowicie opowiada o kulinarnych pysznościach.
- Nie od razu wpadłam na jej trop. Kupiłam ją w Krakowie w takim centrum z ubraniami, coś a’la podwarszawski Nadarzyn. Marzyłam o długiej, czarnej sukni balowej. Spodobała mi się gorsetowa góra i warstwowy dół. Do tego szal i całość wyglądała pięknie. Nie jest to fason typowo księżniczkowy, ale w trakcie obrotów pięknie się prezentowała – opisuje.
- To była jedna z pierwszych rzeczy, które kupiłam sobie sama. Nawet z mamą nie pojechałam. Chciałam poczuć się dorosła. Niestety, ostatecznie przekroczyłam budżet. Musiałam potem odpracować dług u mamy. Jednak inwestycja się opłaciła, bo poszłam w tej sukience na dwie studniówki. Na pierwszą - jako osoba towarzysząca, a rok później w tej samej sukience bawiłam się już na swojej. *
Choć minęło kilka lat, Magda wciąż trzyma ją w swojej szafie i wcale się jej nie wstydzi!
*
- Dziś niestety się już w nią nie mieszczę, ale trzymam w szafie. Teraz to „sukienka motywacyjna” do zrzucania wagi. Może kiedyś się uda założyć ją jeszcze raz? –
podsumowuje.

4 / 13

Paulina – Studniówka 2009 – „Kreacja dla zielonookiej”

Obraz
© foto: archiwum prywatne

- Sukienki studniówkowej szukałam naprawdę długo – zdradza Paulina, nasza redakcyjna koleżanka z działu MODA. - Miałam zaledwie jedno sprecyzowane kryterium - musiała być długa. Dlaczego? Miałam wtedy kompleks krzywych nóg, które za wszelka cenę chciałam zakryć. Moja mama wymyśliła sobie, ze sukienka powinna tez podkreślać moje zielone oczy – dodaje.
Paulina swoją wymarzoną kreację znalazła w legendarnym Nadarzynie.
- Sama wpadła nam w oko – wydekoltowana, w kolorze głębokiej zieleni, odkryte plecy, długa, zwiewna i lekka – opisuje. - Po środku szeroki pas podkreślający talię i ozdobna broszka.
Ważnym punktem były odkryte plecy.
- Skoro miała odkryte plecy, stwierdziłyśmy, że włosy zbierzemy na bok. Miało być jak w „Wielkim Gatsbym”, a wyszło tak, jakbyśmy w życiu Gatsby'ego nie czytały – *przyznaje. *- Czy założyłabym dzisiaj taka sukienkę? Raczej nie. Choć z perspektywy czasu, patrząc na różne sukienki studniówkowe, cieszę się, że zdecydowałam się na „niebalową suknię”, bez gorsetu. Żałuje tylko, że była tak długa!
Paulina przyznaje, że nie wszystko poszło po jej myśli, ale sukienkę nadal ma w szafie w rodzinnym domu.
- Czeka na lepsze czasy – mówi. *- Na mnie jest za duża, a moja młodsza siostra już dawno swoją studniówkę miała i nawet nie chciała na nią patrzeć. *

5 / 13

Marta – Studniówka 1999 – „Coś pożyczonego”

Obraz
© foto: archiwum prywatne

- Studniówkę miałam w 1999 roku. Wtedy, w czasach młodzieńczego buntu, nie przepadałam za sukienkami i eleganckimi strojami – wspomina Marta, dziś dziennikarka radiowej "Czwórki". - Poszukiwania kreacji nie były więc łatwe. Nic mi się nie podobało, wszystkie sukienki były beznadziejne (a przypomnę, że wtedy wypadało ubrać się na granatowo lub czarno, ewentualnie szaro, więc wybór był nieco ograniczony). I tak załamana poszukiwaniami, trafiłam na proszony obiad u mojego brata ciotecznego. Jakoś tak rozmowa zeszła na temat studniówki i mojego braku sukienki, i wtedy dziewczyna brata zaproponowała mi coś ze swojej szafy. Sukienka miała dwie warstwy: pod spodem mała czarna do kolan, a na tym szara, dekoracyjna koronka. Całość wyglądała interesująco, rozmiar się zgadzał, wiec pożyczyłam suknię na bal – opisuje ze szczegółami.
Coś pożyczonego na ślubie przynosi szczęście, a coś pożyczonego na studniówce?
- Miałam fajną sukienkę, której zupełnie się dziś nie wstydzę – wyznaje Marta. - Sukienka była całkiem fajna, oryginalna i świetnie wpisała się w założenia. Czułam się w niej dobrze, wyglądałam nieźle, tylko kto mi wymyślił te loki na głowie to nie mam pojęcia?! – żartuje.

6 / 13

Paulina – Studniówka 2008 – „Dziura w polonezie”

Obraz
© foto: archiwum prywatne

- Nałożyłam czarną, obrzydliwą sukienkę – opowiada z uśmiechem na twarzy Paulina. Choć jest wobec swojej studniówkowej kreacji bardzo krytyczna, wspomina ją z łezką w oku:
– Kupiłam ją w jakimś zwykłym sklepie, którego nazwy nie pamiętam, ale przypominam sobie, że oferował usługi krawieckie. Specjalnie sobie zszyłam dekolt, by wydawał się większy, żeby coś tam było widać. Przylegająca do ciała, z długim trenem, zapinana z tyłu na guziki jak sutanna księdza. Suknia była gładka, a tren był wzorzysty - jak tapicerka na kanapie – dodaje i wspomina „kulminacyjny moment” całej studniówki:
- Mieliśmy tańczyć poloneza. Za mną szła w parze moja koleżanka. Kamerzysta miał obowiązek filmować poloneza tak, żeby każda para była pokazana. Jak już ja miałam być kręcona, Sandra nadepnęła mi na ten ogon i zrobiłam wielkie bum. Na kamerze zamiast idealnego momentu tańca jest taki widok: idzie para, za nią pusta dziura, a potem następna para. Ta pusta dziura to byłam ja! – mówi Paulina.
- Sukienka była tak beznadziejna, że nie dało się w niej tańczyć. Ja ją zadeptywałam, mój partner też i moje koleżanki również. To było straszne. O północy przebrałam się w inną sukienkę, którą pożyczyła mi koleżanka. Uratowała mi życie! – podsumowuje historię i dodaje, że jej studniówka to nie tylko sukienka, ale też „spektakularny makijaż”!
- Słuchaj, to jest jeszcze lepsze! – mówi. - Z moimi koleżankami poszłyśmy do jednej wizażystki na makijaż i poprosiłyśmy, żeby zrobiła nam piękne makijaże. Postanowiłyśmy spróbować z ówczesnym studniówkowym hitem, czyli z takim ozdobnym rysunkiem. Nasza kreska z oczu była przedłużona i wiła się w gałązki zielone po całych skroniach. Specjalnie odsłaniałyśmy lewe ucho, by to „cudo” było widać. To była masakra! – podsumowuje.
Dziś Paulina pracuje w kancelarii prawnej i wie doskonale, co oznacza sztywny dress code. Słynną sukienkę ze studniówki, o której plotkowało pół liceum, wciąż ma w szafie:
- Obcięłam ją i dziś jest seksowną małą czarną, już bez pechowego trenu, ale wciąż z guzikami od sutanny. Niestety od kilku lat się w nią nie mieszczę. *
- Czy pokazałabyś zdjęcie ze swojej studniówki na swoim obecnym profilu na Facebooku? – pytam.
*
- Tak, byłoby to hasło: „beka z mojej studniówki” –
żartuje.

7 / 13

Magda – Studniówka 2006 – „Wieczorowa czekolada”

Obraz
© foto: archiwum prywatne

- Nie kupiłam jej w żadnym sklepie czy salonie, tylko na zwykłym osiedlowym ryneczku. Pamiętam, że sukienkę wybierałam z babcią, w przerwie między świętami Bożego Narodzenia a sylwestrem. Jakże wtedy modne były gorsety i długie spódnice! – mówi Magda, która pracuje w jednym z biur w Łodzi. - Prowadziłam spór z babcią o kolor, ponieważ uważała, że w czekoladzie blondynkom jest niedobrze. Zmieniła dopiero zdanie, gdy mnie w niej zobaczyła. Trzeba przyznać, że czekolada w tym czasie była na topie. Co druga dziewczyna na studniówce miała właśnie tego koloru sukienkę – wspomina, a na pytanie, czy założyłaby ją drugi raz, ma już odpowiedź!
- Wiesz, zdarzyło mi się ją – lub jej część – kilka razy założyć, wykorzystać przy innych uroczystościach. Wcale się jej nie wstydzę. Taka była wtedy moda – podsumowuje.

8 / 13

Asia – Studniówka 1995 – „Mała czarna i szalone lata 90.”

Obraz
© foto: archiwum prywatne

- Studniówkę miałam trzy miesiące przed 18. urodzinami – opowiada Asia – dziennikarka show-biznesowa i lifestyle’owa, freelancerka.
- To były czasy, gdy studniówki organizowano w szkolnej sali gimnastycznej, a nie wypasionym lokalu. Również, moje Liceum im. Mikołaja Reja w Warszawie, bardzo liberalne jak na ówczesne czasy w kwestii stroju, narzucało kolorystykę typowo galową. Zero koloru, odważnych fasonów - tylko czerń i biel. Moja sukienka, jak większości koleżanek z klasy, była czarna i nie była balową kreacją do ziemi, jak stało się to modne w następnych latach, raczej sukienką koktajlową – *opisuje i przyznaje, że nie miałaby żadnych oporów, by swoją studniówkową kreację założyć także dzisiaj:
*
- Aksamitną sukienkę do kolan ciętą z koła, z dekoltem w stylu hiszpańskim i krótkim rękawem, bez problemu założyłabym dzisiaj –
przyznaje. - Wybrałam ją z mamą w słynnych pawilonach prywaciarzy na obecnej ul. Jana Pawła II, bo niewiele sklepów oferowało wówczas fajne sukienki, a o sieciowych markach nikt nie słyszał. Na szyi miałam modny ostatnio znowu choker, a na stopach czarne buty na średnim obcasie. Po ponad 20 latach, które minęły od mojej imprezy, swoją sukienkę założyłabym jeszcze raz bez cienia wstydu. Tak zwana mała czarna z aksamitu jest ponadczasowa i nigdy nie traci na aktualności w zmieniających się błyskawicznie trendach. Tym bardziej teraz, gdy wrócił dekolt hiszpański, chokery i rockowy charakter stylu grunge, który był w rozkwicie w połowie lat 90., gdy muzyczny świat zawojowała Nirvana. Mam zastrzeżenia tylko do moich pantofelków na obcasie, które były nudne i mało wygodne – podsumowuje.
Asia dodaje jednak, że jedyny element studniówkowej stylizacji, którego raczej by nie założyła, to buty.
- Fioletowy garnitur mojego studniówkowego partnera też lekko zgrzyta, choć wtedy się takie kolory się nosiło – komentuje.

9 / 13

Weronika – Studniówka 2008 – „Takie buty!”

Obraz
© foto: archiwum prywatne

- Moja studniówkowa kreacja była efektem dobrych decyzji z przeszłości – mówi Weronika, tłumaczka z Warszawy. Jak sama o sobie mówi, lubi jedwab, pierwsze rzędy w teatrach i jedzenie wszystkiego, czego nie może. Swoją studniówkową kreację kupiła cztery lata wcześniej!
- Kupiłam ją na bal ósmoklasistów (tak, było coś takiego). Pamiętam, że schodziłam pół Warszawy i nie mogłam znaleźć niczego wystarczająco prostego. W końcu trafiłam do niewielkiego butiku na tyłach Rotundy. Odkryłam tam atelier Julii Kwaszkiewicz – polską markę, która szyła proste jak koszula nocna sukienki z czarnej satyny, bez niepotrzebnych cekinów i falbanek. To była inwestycja, bo sukienka była droga, ale opłaciło się – zakładałam ją kilkukrotnie i pożyczałam koleżankom. Nie ma jak prostota! – wyznaje z dumą Weronika, ale dodaje, że tę studniówkową prostotę postanowiła przełamać ekstrawaganckimi butami.
- Ponieważ sukienka była kupiona, mogłam zaszaleć w kwestii butów. Wybrałam kremowe czółenka firmy Hego’s, która w tam tym czasie wchodziła do Polski. Buty były bardzo bogato zdobione, a do tego białe, więc na wielu twarzach malowało się zdziwienie pomieszane z degustacją, ale ja czułam się w tym świetnie – podsumowuje, zauważając z perspektywy czasu tylko jeden mankament swojej misternej stylizacji:
*- Włosy miałam upięte w kok na bazie warkocza dopieranego, i to był chyba najsłabszy punkt, bo fryzjerka nie potrafiła upiąć włosów według zdjęć, które jej pokazałam *– przyznaje.

Choć fryzura nie była idealna, Weronika nie zmieniłaby nic w swojej stylizacji, a przygotowania do wielkiego balu potraktowała jak lekcję stylu!
*- Jestem dumna z moich wyborów studniówkowych. Nauczyłam się wtedy, że warto chodzić do polskich projektantów, inwestować w ponadczasową klasykę, mieć zaufanego fryzjera i zawsze warto wykosztować się na szalone buty! Nie warto za to tracić czasu na przejmowanie się krzywymi spojrzeniami, tylko nosić to, w czym czujesz się wyjątkowo – *komentuje.
Dziś sukienka Weroniki schowana jest głęboko w szafie, a buty?
*- Zdążyłaś z tym tematem, bo planowałam je oddać. Wiesz, przeczytałam ostatnio książkę „Magia sprzątania” i robię porządki. *

10 / 13

Beata – Studniówka 1980 – „Black and white w czasach PRL-u”

Obraz
© foto: archiwum prywatne

- Biała bluzka i czarna spódnica – tak na studniówce musieli wyglądać wszyscy – wspomina nauczycielka Beata, która swoją studniówkę miała na początku lat 80. - W naszym liceum był sztywny dress code i z tego, co wiem obowiązuje on do dziś – *dodaje, choć przypomina sobie, że nie w każdym liceum w tamtych czasach takie zasady obowiązywały.
*
- Były szkoły, w których zakładano różne kreacje, ale nasze liceum było prestiżowe i nie wypadało po prostu inaczej. *
Licealny dress code był na tyle sztywny, że jeśli któraś z dziewczyn pozwoliła sobie na jego złamanie, była wypraszana ze studniówki.
*
- Pamiętam, że jedna dziewczyna przyszła w czarnej sukience. Nauczyciele wyprosili ją ze studniówki. Wróciła po godzinie w białej bluzce. *
Studniówka Beaty przypadła na trudne czasy, ale jak zapewnia, jeśli byłaś kreatywna i miałaś maszynę do szycia w domu, mogłaś ubierać się naprawdę ciekawie.
*
- Skąd ja mogłam mieć kreację? –
mówi. *– W sklepach były pustki. Nie było takich cudów i dziwów jak teraz. Studniówkową kreację uszyła mi babcia z wykrojów z niemieckiej Burdy. Prenumerowaliśmy je z mamą. Pocztą przychodziły co miesiąc. Nie żałuję, że nie mogłam pozwolić sobie na wieczorową suknię. Biała bluzka i czarna spódnica nie była problemem. Babcia przemyciła kilka wieczorowych elementów. To były czasy, gdy liczyła się wyobraźnia! *

11 / 13

Zosia – Studniówka 2017 – „Sukienka na studniówkę – domówkę”

Obraz
© foto: archiwum prywatne

- Ja swoją studniówkę miałam w domu –* zdradza Zosia, tegoroczna maturzystka. *– Mam indywidualny tok nauczania. Któregoś dnia ktoś z moich znajomych zażartował, że jak mam szkołę w domu, to i studniówka w domu by się przydała. Pomyślałam: „Czemu nie?”. Studniówka miała swój temat: „Kino aktorskie”, ale przygotowania do domówki tak mnie pochłonęły, że nie zdążyłam przygotować sukienki. Wybrałam tę, w której się najlepiej czułam – czarną, w białe groszki z „bomboniastymi” rękawami.

Choć studniówka Zosi to tak naprawdę domowa prywatka, wszystko było jak na prawdziwej studniówkowej imprezie. Był nawet polonez!
*- Oczywiście, że był polonez! Tańczyliśmy na dworzu, bo w domu nie było miejsca. Super wyszło, bo byli moi najlepsi przyjaciele, nie tylko w moim wieku. *

12 / 13

Ola – Studniówka 2001 – „Niebieska”

Obraz
© Archiwum prywatne

Choć z czasem moja stylizacja wydaje mi się co najmniej dziwna, ja nie mogłam być gorsza. Zatem na zakończenie mój „studniówkowy coming out”.

To były czasy, gdy na parkietach rządziły tafty, gorsety i cienkie ramiączka. Zawsze lubiłam chodzić swoimi ścieżkami, więc na moją studniówkę wybrałam coś kompletnie wyjątkowego.
W szafie mamy była jasnoniebieska sukienka na wysoki połysk – zdobiona srebrnymi kwiatami, przypominającymi z daleka śnieżynki, prosta, ale uszyta z bardzo bogatego, mieniącego się z daleka, materiału. Już od dawna mnie wzywała, ilekroć otwierałam szafę.
DOMOWY HAUTE COUTURE
To była kreacja, którą mamie na jakąś większą imprezę wyczarowała prababcia – nasza rodzinna złota rączka, która na przedwojennej maszynie Singera potrafiła stworzyć prawdziwe dzieła haute couture. Nie miałam zbyt wiele pieniędzy, więc postanowiłam, że właśnie w niej pójdę na studniówkę. Poza tym, miałam pewność, że nikt nie będzie mieć takiej sukienki jak ja!
Po pierwszym założeniu okazało się jednak, że jest na mnie za mała! Nie mogłam uwierzyć, że moja mama – po dwóch ciążach – w wieku 22 lat - miała talię węższą od mojej! Ja wówczas nosiłam rozmiar 34/36! Serio?!
Na ratunek przyszła babcia, która poszerzyła delikatnie sukienkę i zmieniła jej dekolt na „grzeczniejszy”. Po latach uznaję to za „modową zbrodnię”. Trójkątny dekolt na cienkich ramiączkach dziś byłby hitem! Cóż, nie miałam wyjścia, w naszym prowincjonalnym miasteczku zbyt głęboki dekolt nie byłby mile widziany na imprezie, na której pojawia się całe grono pedagogiczne.
MODOWA PORAŻKA
Sukienka i tak była wyjątkowa, i chyba aż tak się jej nie wstydzę, choć w mojej stylizacji złamałam podstawową zasadę: mam długą, trapezową spódnicę i buty na płaskim obcasie! Dziś – jako szefowa działu moda – nazwałabym to modową wpadką. Przyznaję, na zdjęciach nie wyglądało to dobrze, ale przynajmniej mogłam tańczyć w nich do białego rana! Buty były vintage od wujka z Hiszpanii (choć w sumie wówczas w Polsce nie używało się przecież słowa vintage). Do tego szyfonowy szal i białe kwiatki we włosach. Trochę dziwnie, prawda?

Obraz
© Archiwum prywatne

SUKIENKA - WCZORAJ I DZIŚ
Czy wstydziłabym się ją założyć teraz? Wciąż się waham. Do dziś pamiętam, jak moja wychowawczyni powiedziała mi, że w tej sukience wyglądam jak Zosia z „Pana Tadeusza”. Niestety po latach stwierdzam, że do młodziutkiej Alicji Bachledy-Curuś mi daleko, a pani Gabrysia chyba tylko chciała być miła…
Mimo wszystko ją lubię. To część mojej historii. Patrząc na siebie, widzę strasznie szaloną i naiwną dziewczynkę, która miała wiele marzeń i żyła w bardzo prostym świecie. Dziś życie jest bardziej skomplikowane… A sukienka? Cóż, przyznacie, że taki połyskujący metalic spokojnie mógłby się odnaleźć na niejednej imprezie 2017? Gdybym chciała ją założyć, na pewno wróciłabym do pierwotnej wersji – z trójkątnym dekoltem. Koniecznie założyłabym obcasy! Szczerze? Bardzo poprawiło mi humor to, że wciąż się w nią mieszczę!

13 / 13

„Studniówkowy coming out” CDN

Obraz
© kadr z filmu "Kopciuszek"

Te kilka opowieści uświadomiło mi, że za naszymi studniówkowymi kreacjami kryją się niesamowite historie – pełne ciekawostek, emocji, znaków czasów. Nawet jeśli nie wszystkie były cudem krawiectwa, nie wszystkie uczyniły z nas księżniczki z bajki, są nasze! Kryły się w nich marzenia dorastających dziewczyn, nasze wątpliwości, kompleksy, nadzieje. Jest w nich siła, o której nigdy nie powinniśmy zapomnieć.
*Stąd postanowiłam, że „Studniówkowy coming out” nie zakończy się z końcem tego artykułu. *Postanowiliśmy, że opowiemy również o waszych studniówkowych sukienkach, jeśli tylko zechcecie przesłać nam na maila swoje zdjęcia i swoją historię. *Wszystkie historie wysyłajcie do mnie na adres mailowy aleksandra.ogorek@grupawp.pl, tytułując wiadomość „STUDNIÓWKOWY COMING OUT”! Spośród zgłoszeń wybierzemy najciekawsze historie i opublikujemy w dziale MODA na łamach WP Kobieta. Już nie mogę się doczekać waszych historii! *

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (156)