Stworzyły spodnie antygwałtowe
Dwie studentki stworzyły spodnie antygwałtowe. Różowe spodnie wyposażone są w specjalny guzik, który wysyła sygnał do najbliższego posterunku policji. Umożliwia też lokalizację zagrożonej kobiety. Studentki pochodzą w Indii. Według statystyk, w tym kraju co 2 minuty dochodzi do gwałtu.
To nie pierwsza taka inicjatywa. W ubiegłym roku Sarah Maple, brytyjska artystka, stworzyła płaszcz, który ma zniechęcić napastnika przed zrobieniem kobiecie krzywdy. Pomysł wydaje się być banalny. Płaszczyk jest kawałkiem czarnego, bezkształtnego materiału, który z łatwością zakrywa wszystkie atuty noszącej go kobiety. Przypomina ciemny worek, zaczyna się tuż pod szyją, zasłania ręce i nogi do kostek. Jedyne zdobienie stanowi czerwona szarfa z napisem „Anti rape cloak” (płaszcz antygwałtowy). Jak przyznaje jego twórczyni, ma być satyrycznym spojrzeniem na to, jak traktuje się kobiety, a szczególnie ofiary gwałtu.
- Zawsze wkurzało mnie to, jak wmawia się ofiarom gwałtu, że są odpowiedzialne za to, co im się przydarzyło. Że są wszystkiemu winne. Wiele kobiet przeszło przez piekło, ale nie zgłosiły się na policję. Wmówiono im, że robią niepotrzebne zamieszanie i nikt im nie wierzył. Wielu dziewczynom wmawia się, że nikt by ich nie zgwałcił, gdyby nie ich nieodpowiedni strój czy miejsce, w którym się znalazły – mówiła w wywiadzie dla „Huffington Post”.
Smita Sharma z Indii jest jedną z ofiar molestowania seksualnego. Jej kuzynka została zgwałcona, a później popełniła samobójstwo. Sharma postanowiła walczyć z traumą, dokumentując za pomocą fotografii losy ofiar przestępstw seksualnych, które w Indiach są niemal powszechne. Koszmar zaczął się, gdy Smita Sharma miała 18 lat. Sprawcą był jej nauczyciel. Gdy opowiedziała o tym incydencie, inni wykładowcy i rówieśnicy zbagatelizowali sprawę. W jej ojczyźnie to powszechna reakcja. Kobiety, które przyznają się do tego, że zostały zgwałcone lub molestowane, dotyka ostracyzm. Smita przez 10 lat milczała w cierpieniu. Gdy jej 17-letnia kuzynka opowiedziała o molestowaniu przez kolegę z klasy, obarczano ją całą winą za zajście. Dziewczyna nie wytrzymała napięcia i popełniła samobójstwo, skacząc z 17. piętra wieżowca. Smita Sharma nie mogła pogodzić się z niesprawiedliwością. W jej głowie zaczął kiełkować pomysł, by dokumentować te przerażające historie. Wybrała się w podróż po Indiach. Odwiedziła kilkadziesiąt kobiet, które doświadczyły przemocy seksualnej. Były wśród nich te zmuszane do poślubienia swoich oprawców i te, które zostały napadnięte przez gangi nastolatków i wielokrotnie gwałcone. Spędziła godziny w szpitalach, rozmawiając z przerażonymi kobietami.
- Panują tam nieludzkie warunki. Kobiety są przesłuchiwane w obecności innych pacjentów. Wiele z nich skarżyło się na to, że lekarze znęcali się nad nimi psychicznie. Ofiary gwałtu prawie zawsze natrafiały na mur i brak empatii – przyznaje Sharma. Odwiedzała też małe wioski, gdzie działacze organizacji pozarządowych pomagali jej nawiązać kontakt z ofiarami gwałtów. By nie narażać się na niebezpieczeństwo i zaczepki obcych mężczyzn, często udawała ciężarną.
Nie miała problemów z nawiązaniem kontaktu z ofiarami. Zbliżały je podobne traumatyczne doświadczenia. - Spędzałam z nimi kilka dni, dużo rozmawiałyśmy. Czasami nawet nie wyjmowałam aparatu. Zdarzało się też, że tak płakałam, że nie byłam w stanie ustawić ostrości - przyznaje. - W ten sposób chcę dać im głos, rozpocząć dyskusję na temat zamiatany pod dywan i znaleźć rozwiązanie tego powszechnego problemu w Indiach. W naszym kraju kobiety są obywatelkami drugiej kategorii. Najpierw są własnością ojca, a potem męża - dodaje.
Przypomnijmy o najgłośniejszym incydencie z grudnia 2012 roku, który wstrząsnął opinią publiczną na całym świecie. W stołecznym autobusie sześciu mężczyzn napadło na 23-letnią Jyoti Singh Pandey. Gwałcili ją na przemian przez kilkadziesiąt minut, a później wyrzucili z jadącego pojazdu. Zmarła po kilkunastu dniach pobytu w szpitalu. Ten brutalny atak wywołał falę protestów w całych Indiach. Ludzie brali udział w marszach sprzeciwu, domagając się kary śmierci dla sprawców oraz wzmożonej ochrony dla kobiet. Przed rządowymi budynkami doszło do zamieszek. Napastnikom postawiono zarzuty morderstwa, gwałtu i porwania. Pięciu skazano na śmierć, szóstego na trzy lata więzienia.
Zobacz także: Tak działają spodnie antygwałtowe