Toksyczne relacje działają jak narkotyk. W jednej chwili chcesz uciec, w drugiej marzysz, by zostać
Osoby, które mają w swoim otoczeniu kogoś w toksycznym związku, bardzo często zadają sobie pytanie: dlaczego on/ona po prostu tego nie zakończy? Pytanie wydaje się logiczne, ale odpowiedź wcale nie jest tak łatwa, jak mogłoby się wydawać. A wszystko przez zjawisko o nazwie "trauma bonding".
Początki były piękne
"Trwało to prawie dwa lata. Początki były idealne, aż za idealne, wydawał się mieć same zalety. Traktował mnie jak bóstwo. Czułam, że jest w stanie zamiatać kurz sprzed moich stóp. Wszystko dla mnie - piękne słowa, komplementy, kwiaty, kolacje, no istne ptasie mleczko. Byłam w jego oczach piękna, mądra, zgrabna, wyjątkowa. Szybko zaczął pokazywać swój prawdziwy charakter, ale stopniowo, dawkami, przeplatanymi tzw. miodowym miesiącem, czyli spijaniem sobie z dziubków. Potrafił się mocno zdenerwować, nie panował wtedy nad swoim zachowaniem, ani słownictwem. Po raz pierwszy odezwał się do mnie "brzydko" po jakiś dwóch miesiącach - och, jak przepraszał. I znów miesiąc miodowy, więc puściłam w niepamięć. Zamknął mnie w klatce uzależnienia od siebie, zaczęłam zaniedbywać rodzinę, przyjaciół. Udało mi się oderwać od (już) byłego, a która to była próba...nie wiem. Wiem tylko, że dziś byłabym wrakiem człowieka, gdybym z nim została. Wykończyłby mnie do cna. Teraz się odbijam, a on...pewnie szuka kolejnej ofiary. Nie tęsknię" – taką historię przedstawia internautka wintertime90, której post na kafeteryjnym forum doczekał się dziesiątek odpowiedzi od kobiet z całego kraju.
Uzależnieni od adrenaliny
Toksyczne związki z roku na rok pojawiają się w naszym społeczeństwie coraz częściej. Każdego dnia słyszymy historie osób, które uwikłały się w takie właśnie układy. A kiedy już wpadają w te "niezdrowe" związki, nie umieją z nich wyjść. Zjawisko to postanowiła opisać terapeutka Shannon Thomas, która w swojej książce "Healing from Hidden Abuse", po raz pierwszy szerzej porusza zjawisko "trauma bondingu".
Zgodnie z jej badaniami, większość osób pozostaje w toksycznej relacji przez wzgląd na silne uzależnienie, jakie odczuwają w kontekście partnera. Działa to na tej samej zasadzie co narkotyki, papierosy czy alkohol. W tym przypadku jednak uzależnia nas nie "upojenie" substancją psychoaktywną, a emocjonalny rollercoaster, jaki funduje nam druga osoba. Jednego dnia wszystko jest pięknie, a my zostajemy "nagrodzeni" za dobre sprawowanie, a następnego znów musimy starać się o względy partnera. Adrenalina z tym związana przyciąga nas do niego jeszcze bardziej. Ale czy to jedyny powód, dla którego nie potrafimy przerwać toksycznego związku?
Powodów są dziesiątki
- Nie ma jednej przyczyny, dla której ludzie decydują się pozostać w toksycznej relacji – mówi nam prof. Zbigniew Lew-Starowicz, słynny psychiatra i seksuolog, który życiem emocjonalnym Polaków zajmuje się od lat. - Jeśli ktoś wywodzi się ze środowiska, gdzie złe traktowanie partnera było na porządku dziennym, to później przekłada to na swoje życie. Może być też tak, że ktoś bardzo przeżył rozwód rodziców i postanawia nigdy się nie rozwieść, nawet kosztem własnego dobra. Są też partnerzy manipulujący uczuciami innych, którzy zatrzymują drugą osobę odpowiednimi zagrywkami. Możliwości są dziesiątki. My, jako specjaliści, staramy się je zdiagnozować i leczyć - wyjaśnia.
"Żyję w bardzo chorym związku. Jesteśmy małżeństwem z młodym stażem. Tak naprawdę, to bardzo wiele już przeżyliśmy. Notoryczne kłótnie, to mało powiedziane, raczej awantury, z którymi nie potrafię sobie poradzić. Brak rozmowy - to bzdura, jeśli ktoś twierdzi, że rozmową można wszystko rozwiązać, bo jeżeli jedna z osób nie chce, to jej nie zmusisz choćby nie wiem co. Także awantury, wyzwiska, poszturchiwanie to moje codzienne życie. Pół roku po ślubie miałam nadzieję, że jeszcze się coś poprawi ale nic, dosłownie nic. Sama nie wiem, dlaczego w tym chorym związku jestem. Brak ochoty do życia, odizolowanie się od bliskich, irytują mnie jak nie wiem co. Mam ochotę uciec daleko wyprowadzić się, praca to dla mnie katorga , poczucie własnej wartości jest zerowe , ale co ja tu będę mówić" – takich wpisów i historii na forach internetowych znajdziemy setki, jeśli nie tysiące.
O czym oni myślą?
W moim środowisku również spotkałam się z przypadkami wyniszczających relacji. Sama mam taką na koncie i dobrze wiem, jak ciężko jest zrezygnować. Wszystkich nas łączy jeden czynnik: liczymy na zmianę i pamiętamy tylko o pozytywach. Złe strony związku staramy się bagatelizować i pomijać. Widząc światełko w tunelu walczymy i nie poddajemy się za wszelką cenę. Przecież skoro w naszych związkach są dobre momenty, to dlaczego nie próbować walczyć o więcej? Napędzamy samych siebie i brniemy w koszmarne bagno, rzucając się w wir bardzo skomplikowanych emocji. Aż przychodzi moment, kiedy mówimy dość. I uświadamiamy sobie problem. A to już bardzo dużo.
Rozpoznanie
Jak rozpoznać toksyczną relację? Możemy wyróżnić tutaj kilka sygnałów ostrzegawczych. Pierwszym z nich jest brak szacunku dla zdania i poglądów partnera. Później dochodzi do tego kontrolowanie go, brak zaufania, wyzwiska, czasami nawet przemoc fizyczna. Bardzo często toksyczne związki porównywane są do współuzależnienia. "Współuzależnienie to skłonność do związków, w których miłość mylona jest z posiadaniem, przywiązanie zamienia się w zależność, odpowiedzialność miesza się z poczuciem winy, troska przesiąknięta jest lękiem, a seks łączy się z nadużyciem lub nie dochodzi do głosu. Zrozumienia istoty współuzależnienia to klucz do uzdrowienia toksycznych relacji między rodzicami i dziećmi lub pełnych napięcia i cierpienia związków małżeńskich, problemów z autorytetami, skłonności do konfliktów w pracy" – czytamy w głośnej książce Pii Melody, "Toksyczne związki. Anatomia i terapia współuzależnienia".
Dlatego właśnie będąc w toksycznej relacji ważne jest, żeby zgłosić się po pomoc do odpowiedniej osoby. Najlepiej terapeuty, który pomoże zdefiniować i pokonać problem. Kluczem jest jednak zauważenie, że nasza relacja nie jest tak idealna, jak mogłoby się wydawać. Dopiero wtedy mamy szansę zawalczyć o własne szczęście i spokój.