Blisko ludziToyota na osiemnastkę

Toyota na osiemnastkę

Kieszonkowego od rodziców nie dostawałam. Jeśli w szkole było coś, czego potrzebowałam, mówiłam o tym tacie i albo się udało, albo nic z tego. Podręczniki czy nowe buty do tenisa kupowaliśmy wspólnie. Bilety do kina owszem, ale tylko na dobre filmy.

06.11.2012 13:43

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Kieszonkowego od rodziców nie dostawałam. Jeśli w szkole było coś, czego potrzebowałam, mówiłam o tym tacie i albo się udało, albo nic z tego. Podręczniki czy nowe buty do tenisa kupowaliśmy wspólnie. Bilety do kina owszem, ale tylko na dobre filmy. O kieszonkowym na piwo, kawę czy ciastka w ogóle nie było mowy. Zdrowe posiłki były w domu.

Rower odziedziczyłam po mamie, bo nie lubiła jeździć, narty kupował ojciec używane na giełdzie narciarskiej, która rozkładała się na Powiślu. Pamiętam zmarzniętych sprzedawców popijających herbatkę z prądem z termosów krążących wokół setek kijków i mocno zjeżdżonych nart marki „Regle 18“ (takie miałam!).

Szok, który przeżyłam później, gdy wyjechałam do szkoły w USA, był gigantyczny. Oto wysiadam z autobusu pod szkołą, a przed wejściem parkują swoje fordy i mercedesy nie tylko nauczyciele, ale i uczniowie! To ja musiałam negocjować z ojcem zakup biletu do kina, a te rozpuszczone bachory jeździły własnymi Hondami! Uznałam to wtedy za egzotyczny objaw kultury amerykańskiej. Ameryka, wiadomo, wielki kraj, mobilne społeczeństwo, do najbliższego spożywczaka trzeba jechać autem, w okna przyjaciółki nie można zajrzeć z osiedlowego drzewa, jak to było w moim mieście, gdzie wszyscy do szkoły przybywaliśmy pieszo. Poza tym mit kowboja na koniu trwa w Stanach w formie hipisa na motorze czy studenta w ciężarówce typu pickup.

Moim pierwszym autem był kupiony już po studiach magisterskich duży fiat, czerwony „kanciak“. Bez wspomagania, każdy manewr kierownicą wzmacniał moje bicepsy. Kilka dni temu znajomi zaprosili mnie na domową imprezę z okazji osiemnastych urodzin ich córki. Chodź, zejdziemy do garażu, pokażemy ci coś. Patrzę i oczom nie wierzę. Prawie nowa Toyota czeka na córeczkę zawinięta w różową kokardę.

Biedna dziewczyna, pomyślałam. Nigdy nie zazna radości z pierwszego auta kupionego za własne pieniądze. Biedni rodzice hodują dziecko, które być może już nigdy się od nich nie wyprowadzi, jeśli wszystko ma tu podawane na tacy. Samochód w prezencie? Owszem, ale odwrotnie. Córeczka może kupić Saaba czy Toyotę mamusi czy tacie na urodziny. I to byłby piękny gest.

agata passentsamochódwychowanie
Komentarze (2)