Uroda#twarząwtwarz: „Ideałem piękna jest bycie nieidealnym”

#twarząwtwarz: „Ideałem piękna jest bycie nieidealnym”

Guru dermatologii i medycyny estetycznej. Twórca dwóch marek: Mediderma i Sesderma, znanych z rynku kosmetologicznego i farmaceutycznego. Kolumbijczyk, mieszkający w Hiszpanii, gdzie od lat prowadzi znaną na całym świecie praktykę lekarską. Jest również pionierem w dziedzinie pilingów retinolowych i mikronakłuwania skóry. Promuje naturalne piękno i jest zwolennikiem zasady w odmładzaniu i poprawianiu urody: mniej znaczy lepiej. Poznajcie dr Gabriela Serrano.

#twarząwtwarz: „Ideałem piękna jest bycie nieidealnym”
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Maria Kowalczyk

04.01.2017 | aktual.: 07.06.2018 15:04

Maria Kowalczyk: Na świecie panuje niepodzielnie kult młodości. Skąd to się wzięło?
Dr Gabriel Serrano: Starzenie się nabrało większego znaczenia, ponieważ jako społeczeństwo żyjemy znacznie dłużej niż kiedyś (dawniej po 60-65 lat, teraz nawet ponad 90 lat.) A na życie mamy tylko jeden strój i jest nim skóra. Musimy więc postępować rozważnie, aby jak najdłużej zachować ją w dobrej kondycji. Dlatego należy uczyć dzieci, aby chroniły skórę przed szkodliwym działaniem słońca. Kiedy opowiadałem w szkole, że jeśli nie jej zabezpieczą, grozi im rak czy czerniak, nie robiło to na nich wrażenia. Natomiast jak dodałem, że słońce jest odpowiedzialne za powstawanie zmarszczek - na sali zapanowała panika!

Czyli zmarszczki robią na dzieciach większe wrażenie niż rak skóry? Obłęd!
Tak! Zdecydowanie bardziej przemawiają do ich wyobraźni. Pojawiają się bowiem w reklamach, w prasie, telewizji, internecie. Dzieci obserwują starszych ludzi i potrafią sobie wyobrazić, jak wyglądają zmarszczki. A rak jest czymś abstrakcyjnym.

Jednak coraz częściej słyszy się o zachorowaniach na raka skóry lub czerniaka. Czy to jest związane ze zmianami w atmosferze, czy to my, wraz z rozwojem cywilizacji, staliśmy się bardziej delikatni?
Właśnie wróciłem z Boliwii - to kraj położony wysoko w Andach, 4000 m n.p.m. Tam jest jedno z najsłynniejszych jezior świata czyli Titicaca, otoczone wysokimi górami, na których leżał wieczny śnieg - niezależnie od pory roku. Dzisiaj na tych górskich szczytach śniegu prawie nie ma. Może mała ilość wielkości kubeczka (15 lat temu były całkowicie białe szczyty). I to dla mnie jest dowód na to, że mamy do czynienia z ociepleniem klimatu i szkodliwym działaniem słońca. Skoro takie rzeczy dzieją się w atmosferze, będą mieć znaczenie i przełożenie na naszą skórę.

Co można z tym zrobić? Jak się chronić?
Teraz potrzebujemy czegoś więcej niż samych filtrów SPF. Oprócz smarowania się kremem, warto nosić okulary, kapelusz, długi rękaw i rękawiczki - przynajmniej w takich warunkach, o których wspominałem. Ale musimy też pamiętać o uszkodzeniach DNA, na jakie jesteśmy narażeni. Na szczęście dziś mamy kilka wspaniałych produktów, które oprócz ochrony przeciwsłonecznej dodatkowo naprawiają i odbudowują urwane fragmenty łańcucha DNA.

Czy takie preparaty są stworzone dla osób, które mieszkają w bardziej nasłonecznionych miejscach czy to bez znaczenia, w jakiej szerokości geograficznej jesteśmy?
Nawet jeśli mieszkasz w Polsce, Rosji czy Skandynawii, wybierasz się raz do roku na wakacje do ciepłych krajów: Grecji, Hiszpanii. I przez tydzień lub dwa masz jakby bombę słoneczną, do której nie jesteś przyzwyczajona. A skóra pamięta każde poparzenie słoneczne. Szczególnie kiedy jesteś dzieckiem i ulegniesz poparzeniu (masz wówczas cieńszą skórę) to możesz być narażona na czerniaka lub raka skóry. I naszym zadaniem (dermatologów)
, jest przede wszystkim edukacja. Nie tylko dzieci, lecz również ich matek i ojców. Bo to jest problem światowy, nie Ameryki Południowej czy krajów śródziemnomorskich, ale także Australii lub właśnie takich krajów jak Polska, Rosja, czy Finlandia, gdzie jest mało słońca, ale zamieszkują je osoby o jasnych fototypach skóry, które są bardziej narażone na poparzenia słoneczne, więc pośrednio na melanomę i raka skóry.

Obraz
© Materiały prasowe

Niestety w takich krajach jak nasz, panuje przekonanie, że kiedy jesteś opalony, wyglądasz ładniej i zdrowiej…
W wielu krajach myśli się podobnie. I owszem, są takie typy skóry, które mają większą odporność na działanie słońca, jak fototyp 3 i 4 (na przykład ja). Ale nawet ja nie mam odporności na przyspieszony proces starzenia i powstawania zmarszczek. A też kocham słońce i całe lato spędzam pływając jachtem wokół Ibizy. Natomiast mój kolor skóry nie zwalnia mnie przed stosowaniem co kilka godzin kremu z SPF.

A jakiego faktora doktor używa?
SPF 50! Trzydziestka (SPF 30 przyp.red.) też jest dobra, powiedziałbym, że zabezpiecza skórę w 93 proc. Problem polega na tym, że ludzie nie nakładają jej w odpowiedniej ilości i w odpowiedni sposób. Robią to szybko i niedokładnie.

I tylko raz dziennie.
Należy „dosmarowywać” skórę co dwie godziny. I właśnie dlatego dermatolodzy doradzają używanie 50-tki, która nawet nałożona w mniejszej ilości zabezpieczy większą powierzchnię skóry.

Co jeszcze możemy zrobić, jeśli nie przykładaliśmy się do tego, albo jako młode osoby przesadzaliśmy z opalaniem? Jakie zabiegi warto przeprowadzać na skórze, na której widoczne są efekty fotostarzenia?
Z czasem tracimy coraz więcej czynników wzrostu w skórze. A one pobudzają powstawanie protein i przekazują sygnały do komórek. I nasze wszystkie nowe trzy pilingi są po to, aby doszło do aktywacji czynników wzrostu w komórkach, by dostały sygnał, żeby się rozmnożyć.

Skóra zniszczona słońcem jest podobna do rany. Kiedy się starzejemy, skóra staje się coraz cieńsza i cieńsza - nawet tzw. plamy starcze czy wątrobowe, to nic innego jak prześwitywanie przez cienką skórę tego, co dzieje się pod spodem. A epidermalne czynniki wzrostu reperują traumę związaną z fotouszkodzeniami. Po miesiącu leczenia czynnikami wzrostu np. chorej nogi cukrzyka już jest ogromna poprawa, która następuje w przypadku innych sposobów leczenia dopiero po upływie 6 miesięcy.

Retinol w dermatologii (witamina A)
to nie żadna nowość. A podobno dokonaliście niesamowitej metamorfozy w działaniu pilingów z nim w roli głównej. Na czym polega?

Lata temu zaczęliśmy od retinolowego yellow peel (pierwszy piling z 4 proc. retinolem, przyp.red.) i to było wielkie odkrycie. A teraz każdy gabinet ma yellow peel. To zabieg wywołujący zaczerwienienia, silne i gwałtowne złuszczanie. Teraz tendencje w świecie dermatologii się zmieniają i unikamy tak silnych reakcji. Opracowałem pilingi 3 Retises CT system - kombinacja trzech typów retinolu „zapakowanego” w nanoliposomy, kapsułki. Co to dla nas oznacza? Zero podrażnień, brak zaczerwienionej skóry i odchodzących płatów naskórka.

Najlepszy dowód na to, że dzisiejsze pilingi działają inaczej, to wczorajsze spotkanie z moją asystentką na lotnisku. Wyglądała przedziwnie. Na połowę twarzy nałożyła yellow peel, a na drugą połowę najnowszy 3 Retises CT. Skóra po stronie z klasycznym retinolem była pokryta płatami złuszczającej się skóry i czerwona, natomiast druga strona - miała niemal niewidoczne ślady działania pilingu. Powód: retinol zamknięty w liposomach działa głębiej, uwalnia się wolniej i jest mniej podrażniający, więc eksfoliacja naskórka następuje na trzech etapach (po trzech, siedmiu i dziesięciu dniach). Oprócz tego pilingu mamy też SES Retinal Orange Peel z retinaldehydem zamkniętym w nanoliposomach oraz 3 Retises 1proc. Nanopeel żel.

Pilingi warto zwykle robić w serii. Ile zabiegów należy wykonać, żeby osiągnąć pożądane rezultaty: usunięcia blizn trądzikowych, plam, przebarwień, wygładzenia zmarszczek, rozjaśnienia naskórka?
To oczywiście zależy od tego w jakim stanie jest skóra pacjenta i jak duże są zmiany. Lekarz robi kombinację różnych zabiegów. Ale powinno się zrobić przynajmniej 6, żeby widzieć ogromne zmiany w jakości skóry. Najlepiej rozłożone w serii 4-6 miesięcy (jeden zabieg miesięcznie), żeby zobaczyć gładszą skórę o równiutkim kolorycie i naskórek pogrubiony dzięki czynnikom wzrostu. To wymaga czasu i nie dzieje się z dnia na dzień. Nie możemy robić takiego zabiegu co tydzień, bo to byłoby zbyt intensywne.

Ale zupełnie inaczej postępujemy w przypadku stymulacji wzrostu włosów, kiedy nam zależy na tym żeby odrosły. Wówczas można zabieg robić raz w tygodniu. Natomiast gdy odbudowujesz tkanki starzejącej się skóry, kolagen i elastyna potrzebują 40 dni żeby się namnożyć. Ale nie zapominajmy o supertechnice mikronakłuć.

Na czym polega mikronakłuwanie i co nam może dać?
Najpierw były, jak ja to nazywam, „zabawki” jak rollery z igłami, tak zwane „peny”, a teraz mamy Nanopore. To będzie jeden z najważniejszych zabiegów i może konkurować z laserami. Ośmiu doktorów w Hiszpanii, z którymi współpracuję już zrezygnowało z używania laserów.

Jak to? Lasery idą do lamusa?
Kosztują więcej, podrażniają skórę i dłużej się po nich dochodzi do formy. Natomiast Nanopore kosztuje znacznie mniej, prawie w ogóle nie boli, a efekty są takie same, jeśli nie lepsze niż po laserze, natomiast skóra szybciej się regeneruje. Mikroigły są zupełnie inne niż tamte starsze. Są proste, a nie zaokrąglone. W „penie” są 24 igły, które często pozostawały w skórze i trudno je było usunąć. A te są pionowe. Zaprojektował je wraz ze mną (inspiracją była maszyna do szycia mojej babci) mój przyjaciel z Niemiec, inżynier. Ich szybkość jest bardzo istotna,1000 ruchów na sekundę. Mikroigły wywołują elektryczność na głębokości mniejszej niż 1 milimetr w skórze. Pobudzają one czynniki wzrostu do naturalnej odbudowy.

Czy Nanopore używa się przed pilingiem czy po nim?
Najpierw piling, a następnie Nanopore. Np. piling z kwasem ferulowym i witaminą C - dzięki mikronakłuciom podwaja się, albo potraja efekt pilingu. Nigdy nie mieliśmy czegoś tak naturalnego, zdrowego, bez efektów ubocznych. A ludzie się boją krwawienia, podrażnienia, które znają z działania poprzedniej generacji igieł.

To można iść po takim zabiegu do pracy?
Tak. Wygląda się naprawdę dobrze. Nie ma podrażnień, rumienia, obrzęku.

Panuje moda na naturalne piękno. W jaki sposób odmładzać skórę, aby wyglądać młodo, ale nie groteskowo?
Teraz coraz więcej i częściej pracujemy na produktach pochodzenia naturalnego, które przynoszą skórze naturalne efekty, jak pilingi czy kwas hialuronowy. Niestety ludzie przesadzają, chcą więcej i więcej, i to jest oczywiście kwestią gustu. Dlatego staram się tłumaczyć pacjentom, że rozmiar ust czy policzków trzeba dopasować do człowieka i jego rozmiaru - tak jak ubranie. Jak założysz zbyt obszerną i długą suknię na niską osobę, to się w niej „utopi”, zginie. Ale są ludzie, którzy gonią za większymi ustami, piersiami i resztą.

Czyli bardziej chodzi o ilości, a nie o same produkty odmładzające?
Tak. I o to, żeby pozostawić naturalnie wyglądające mięśnie w twarzy - niektórzy się nie mogą nawet uśmiechnąć od nadmiaru botoksu. Dermatolog lub lekarz medycyny estetycznej powinien tłumaczyć pacjentom, że nie wszystko co idealnie gładkie, równe i nieskazitelne jest najbardziej atrakcyjne. Tak samo jak superrówne, śnieżnobiałe jak klawiatura zęby. Może i przyciągną uwagę, ale każdy wie, że takie nie istnieją w przyrodzie. Że to sztuczne. Dlatego zawsze to powtarzam: ideałem jest bycie nie do końca idealnym.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)