Tylko nie nazywajcie mnie księżniczką
Jest potomkinią ostatniego króla Polski. Arystokratka, która zrezygnowała z salonowego życia, by pisać o prostych ludziach. Elena Poniatowska uważana jest dziś za jedną z najważniejszych pisarek w Meksyku. Jak wspominają jej przyjaciele, nie da się jej nie lubić.
- Pamiętam, że zrobiłam wywiad z Kazimierzem Brandysem i jednym grubym politykiem, Cyrankiewiczem. W czasie każdego wywiadu proponowano mi ciasto czekoladowe, bardzo ciężkie, i wódkę. Jeśli proponują ci wódkę o dziesiątej i jest to twój pierwszy wywiad, to o piętnastej szybujesz w przestworzach – wspomina Poniatowska w jednym z wywiadów. To była jej jedyna wizyta w Polsce, kraju jej przodków. Większość życia Elena spędziła we Francji i Meksyku. Jej dzieciństwo przez lata przypominało bajkę.
Urodziła się w 1932 roku w Paryżu. Jej ojcem był Jean Joseph Evremond Sperry Poniatowski, praprawnuk Stanisława Poniatowskiego, matką zaś Paulette Amor, która w swoim drzewie genealogicznym może pochwalić się nazwiskiem Benjamina Franklina, jednego z Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych. Razem z siostrą Kitzią dorastała w posiadłości Les Boires na południu Francji. Rodzina Poniatowskich miała w kraju ogromne wpływy. Dziewczynki żyły tam jak w bańce mydlanej.
- W szkole razem z siostrą byłyśmy izolowane od dzieci, bo nazywano nas „księżniczkami”. To był tylko tytuł, przez który czułam się inna. Moja siostra uwielbiała ten iluzoryczny przepych, który szedł za byciem księżniczką. Mnie to nie obchodziło – wspomina.
Dziwaczka z Meksyku
Wszystko zmieniło się wraz z wybuchem II wojny światowej. Ojciec został żołnierzem i dołączył do oddziałów generała de Gaulle’a w Afryce, mama zaciągnęła się do służby medycznej i prowadziła karetkę. Niedługo później wiadomo już było, że działania nie prędko się zakończą. Paulette postanowiła uciekać razem z córkami do krewnych w Meksyku.
Najpierw trafiły na Kubę, gdzie chciano je poddać kwarantannie. – Dlaczego niby chcecie nas przetrzymywać, skoro jestem księżniczką? – krzyczała Paulette do jednego z funkcjonariuszy. Niedługo później były już w Meksyku. Zaopiekowała się nimi babcia Eleny. Ta miała w stolicy wyjątkowo złą reputację. Uważano, że jest dziwaczką. Trudno się dziwić, bo babcia Amor ratowała wszystkie bezdomne psy. W jej ogrodzie mieszkało ich przynajmniej kilkadziesiąt. Wszystkim serwowała posiłki na porcelanowej zastawie.
Elenę zapisano do prywatnej brytyjskiej szkoły, wysyłano na lekcję gry na pianinie. Chciała studiować medycynę, ale jak przyznaje po latach w swojej biografii, dziewczyny przypisane do wyższych sfer nie mogły decydować o swoim życiu zbyt łatwo. W tamtych czasach kobiety, zarówno w Meksyku jak i w Europie, nie miały nic do powiedzenia, jeśli chodzi o biznes czy politykę, jeszcze mniej w kwestii dziennikarstwa.
Ona chciała to zmienić.
„Dokąd zmierza to biedactwo”
- Kiedy byłam młoda lubiłam otaczać się pięknymi ludźmi, spotykać się w ich imponujących domach. Znałam wszystkich VIP-ów, meksykańskich bogaczy, luksusowe hacjendy, wpływowych francuskich działaczy. Gdy zaczęłam pracę jako dziennikarka, poznałam zupełnie inny świat. Odkryłam slumsy i biedotę. Widziałam wiele piękna, ale też skrajną nędzę. Zdałam sobie sprawę, że ta ciemna strona bardziej odzwierciedla rzeczywistość, w przeciwieństwie do satynowych okładek „Vogue’a” – opisuje w książce „Elena Poniatowska: An Intimate Biography”.
Praca w mediach nie przyszła jej łatwo. Długo starała się o to, by ktoś wreszcie przyjął ją do jakiejś redakcji. Wreszcie zupełnie przez przypadek dołączyła do zespołu gazety „Excelsior”. - Szłam wzdłuż ulicy i zastanawiałam się, co mam teraz ze sobą zrobić. Nie miałam pojęcia, z kim mogłabym przeprowadzić wywiad. Przechodziłam akurat obok Hotel del Prado. Gdzieś tam zobaczyłam plakat reklamujący spotkanie z Amalią Rodrigues, mistrzynią fado. Weszłam i zapytałam, czy mogłabym z nią porozmawiać, bo jestem dziennikarką z „Excelsior”.
Przeprowadziłam ten wywiad, a Rodrigues zaprosiła mnie nawet na swój występ w nocnym klubie, choć zadawałam jej naprawdę idiotyczne pytania. Dla przykładu: „Co to jest fado?”, „Gdzie leży Portugalia?”. To było tak głupie, że nawet moi czytelnicy byli rozbawieni – mówi Poniatowska.
Hiszpańskiego nauczyła się od służby. Z czasem w jej portfolio zaczęło pojawiać się coraz więcej wywiadów ze znanymi osobistościami. Był i Gabriel Garcia Marquez, Luis Bunuel czy malarz Diego Rivera. Na spotkanie z tym ostatnim musiała pojechać razem z matką. Kobieta podobno bała się puścić córkę samą, bo ten raz namalował jej ciotkę w negliżu.
Rodzina długo nie mogła zaakceptować jej dziennikarskiej pasji. Wywiady tolerowali, ale reportaży o biedocie już nie. A właśnie to interesowało ją najbardziej. - Podczas oficjalnych przyjęć w ambasadach często pytano moją matkę, co łączy ją z tą komunistką o tym samym nazwisku, która pisuje do gazet. To sprawiało, że cierpiała. Wracała do domu i patrzyła na mnie tym zawiedzionym wzrokiem – dodaje pisarka.
Gdzie ci bogacze?
Elena wielokrotnie zastanawiała się, czy powinna się tym zajmować. Przecież mogłaby wieść spokojne, salonowe życie i nie martwić się pracą. Choć dziś uważana jest za jedną z najważniejszych pisarek w Meksyku, często wspomina, że miała wiele wątpliwości co do swojego zawodu.
- Byłam wielokrotnie dyskryminowana przez to, że jestem kobietą. Nigdy nie płacono mi tyle, co mężczyznom. Nigdy nie miałam takiej przestrzeni, nie byłam tak rozpoznawalna jak koledzy. Nie potrafiłam tak jak oni nawiązywać kontaktów z władzami. Chciałam najczęściej odwrócić się i uciekać. Mimo wszystko starałam się być silna. Nauczyłam się, że nie można narzekać. Wtedy byłam z siebie dumna, że nie prosiłam nikogo o pomoc. Pewnie byłam po prostu arogancka. Gdybym poślubiła jakiegoś bogacza, może i zyskałabym szacunek wśród innych. Szukanie mężczyzny z fortuną było głupie. Wińcie za to moją dumę – mówi.
Swoje miejsce znalazła u boku astrofizyka Guillermo Haro. – Miał wesołą i okrągłą buzię, jak naleśnik. Zakochałam się w tym, jak do mnie mówił. I byłam oszołomiona, że tak wspaniały człowiek mógł się mną zachwycić – wspomina pierwsze spotkanie z przyszłym mężem.
Poniatowska zrealizowała swoje największe marzenie. Zerwała z wizerunkiem delikatnej księżniczki. W 2013 roku dostała najważniejsze wyróżnienie dla pisarzy w świecie hiszpańskojęzycznym, czyli Nagrodę Cervantesa. Jest tym samym pierwszą Meksykanką i czwartą kobietą na świecie, która została tak doceniona. Na uroczystość wręczenia nagród przyszła w prostej sukience, którą dostała od kobiet z biednej części Meksyku. Gratulującej jej księżniczce Letycji szepnęła na ucho: „Naprawdę zrezygnowałaś z dziennikarstwa, żeby wejść do arystokracji? Ja zrobiłam zupełnie na odwrót”.
md/ WP Kobieta