Tysiące fanów, tysiące hejterów. Janda opowiada o życiu w Polsce i polityce
Krystyna Janda od lat udowadnia, że jeszcze się taka aktorka nie urodziła, która dorównałaby jej charakterem. Zaangażowana, czasem zabawna, czasem refleksyjna. Budzi kontrowersje. Pod postami, które publikuje na Facebooku, wylewa się za każdym razem fala hejtu. Być może tak też będzie tym razem, bo Janda postanowiła kolejny raz skomentować polityczną sytuację w Polsce.
19.11.2017 | aktual.: 19.11.2017 16:38
Ostatnio w sieci głośno o słowach Renaty Dancewicz. Aktorka odniosła się w ostry sposób do marszu narodowców 11 listopada. Mówiła o dżihadystach, o złym traktowaniu kobiet i przeciwstawianiu się Bogu. Równie zaangażowana w politykę jest od dłuższego czasu Krystyna Janda. Aktorka włączyła się w promowanie pierwszych czarnych protestów, a niektórzy zaczęli ją utożsamiać z inicjatorami akcji. Wspiera walkę o prawa kobiet, m.in. o wolny wybór, jeśli chodzi o dokonywanie aborcji.
Niejednokrotnie mówiła, że obecna sytuacja polityczna nie podoba się jej. Teraz udzieliła wywiadu magazynowi "Gala", w którym po raz kolejny poruszyła ten temat.
- Ostatnie lata przyniosły zdziwienie, że nie wszyscy myślimy tak samo, że się różnimy, że niektórzy mają w sobie tyle złości, wcale nie są dobrzy, choć tak nam się wydawało. Na przykład pisałam, że czekam na wakacje, bo jadę do Włoch, i dostawałam fangę – że mnie stać na wyjazdy za granicę, że jestem egoistką i tak dalej – czytamy we fragmentach wywiadu opublikowanych przez magazyn.
Jadna przyznaje także: - Przypomniało mi się wszystko, co usłyszałam na temat Polski okresu międzywojennego, gdy nasze społeczeństwo było podzielone na narodowców i ludzi otwartych. Wiele z tego, co się wówczas działo – ze sztuką, literaturą i społeczeństwem – zaczęło mieć zabarwienie brunatne. I to teraz znów wyszło. Poczułam, że apetyt na ten faszyzm – bo inaczej tego nazwać nie można – na całkowitą nietolerancję, który został zahamowany przez wojnę, teraz nagle na nowo wybuchł.
Aktorka opowiada, że od dwóch lat czuje się tak, jakby była chora. Odniosła się także do tego, co dzieje się w jej mediach społecznościowych. - Kiedy słyszę takie, przepraszam za wulgarność: "Kur.., wypier... z tego kraju!", zwyczajnie wydaje mi się, że to niesprawiedliwe. Co więcej, nie domyślam się nawet za co. (...) Ostatnio, jak do mnie ktoś napisał – bo już się wszystko wszystkim myli – "komunistyczna kur...", odpowiedziałam: "Zgadzam się na kur..., ale nie zgadzam się na komunistyczną".
– Czy wydaje się pani, że ludzie uprawiający zawody publiczne, powinni stawać tylko po jednej stronie, czy raczej być neutralni? – takie pytanie, po krótkim wprowadzeniu, zadał ostatnio Jandzie fan. Nie podobało mu się, że za pośrednictwem mediów społecznościowych "popiera inicjatywy i artykuły nieobiektywne". Z tego powodu trudno mu ją cenić tak, jak kiedyś. – Przepraszam za ten list, ale coraz trudniej oddzielić mi pani role od pani poglądów osobistych i na wszystko patrzę przez ten filtr – czytamy.
Niedługo później aktorka zamieściła swoją odpowiedź. – Początek mojej kariery przypadł na okres szczególnie intensywnego konfliktu z panującą wtedy władzą, na okres kina "moralnego niepokoju", na czas rodzącej się "Solidarności". Byłam jedną z twarzy ówczesnego protestu, a katalog moich ról i filmowych, i teatralnych, i telewizyjnych, a także moje wystąpienia prywatne, wywiady służyły protestowi przeciwko czasom i sytuacji politycznej, braku wolności, sytuacji w której przyszło nam żyć i tworzyć – zaczęła.
Dalej Janda stwierdziła, że nie planowała wracać do tej aktywności. Przez 27 lat jej głównym zajęciem było aktorstwo. Dzisiaj już nie, bo obecna władza, jak wyjaśnia, "zabiera nam wolność i odbiera godność człowieka i Polaka". W odpowiedzi na list fana używa mocnych słów. Pisze o złu i milczeniu, które trzeba traktować jak "współudział w zbrodni". To sformułowanie ukuła inna twarz protestów, Maciej Stuhr. Na koniec Janda stwierdza, że nie ma zamiaru uzależniać się od liczby sprzedanych biletów teatralnych. Przede wszystkim chce żyć w zgodzie ze sobą, również jako artystka.