Blisko ludziU Martyniuków już przed ślubem miały być awantury. Padło pytanie - czemu Ewelina została jednak żoną Daniela?

U Martyniuków już przed ślubem miały być awantury. Padło pytanie - czemu Ewelina została jednak żoną Daniela?

Lokalne media donoszą, że synowa króla disco-polo prawdopodobnie już wcześniej miała do czynienia z agresywnym zachowaniem Daniela M. Mimo to powiedziała mu "tak". Została z nim, tak jak wiele innych kobiet w podobnej sytuacji. Choć brzmi to nieprawdopodobnie, psycholog wyjaśnia, dlaczego ona i inne zgadzają się na bycie ofiarami.

U Martyniuków już przed ślubem miały być awantury. Padło pytanie - czemu Ewelina została jednak żoną Daniela?
Źródło zdjęć: © Forum
Karolina Błaszkiewicz

– Tam są narkotyki. Awantury domowe były kilka razy w miesiącu – mieli powiedzieć dla "Poranny.pl" sąsiedzi Daniela M. i jego żony Eweliny Golczyńskiej. 28-latek rzekomo trafił do aresztu po tym, jak pod wpływem środków odurzających szarpał ciężarną 19-latkę. Od ich ślubu minęły zaledwie 3 miesiące. Ale Ewelina podobno wiedziała, do czego jest zdolny. W maju 2018 r. Daniel miał wszcząć burdę w jej rodzinnym domu. Policja, wobec której miał także być agresywny, znalazła przy nim marihuanę. Sąd przymknął oko na jedno i drugie.

– Kiedy było naprawdę źle, a wrzaski było słychać na klatce schodowej, dzwoniłam na policję. A ten później odgrażał się, że mnie pobije – mówi w tym samym wywiadzie dla "Poranny.pl" kobieta mieszkająca drzwi w drzwi z "synem gwiazdora disco polo". – Kupił porsche, a jedyne czym się zajmuje, to pilnowaniem biznesu w pubie w Białymstoku. Zepsuły go pieniądze ojca. Czasem imprezy trwały tu do świtu, są skargi w administracji. Myślałem, że ustatkuje się, po tym jak poznał tą ładną dziewczynę – przekonuje inny sąsiad.

"Ładna dziewczyna" jest w zaawansowanej ciąży. Rodzina podobno nie miała pojęcia o jej małżeńskich problemach. To nie jest coś, czym młoda żona chce się chwalić. Internauci radzą 19-latce uciekać, część dziwi się, że wiedząc, z kim ma do czynienia, poszła do ołtarza. O ślubie z pompą i prezentach wartych 800 tys. złotych rozpisywały się największe media.

Historie jak wiele innych
Nie wiemy, czy historia Eweliny jest taka, jak opisują to media. Na razie nikt z bliskich dziewczyny nie zabrał głosu. Gdyby okazało się jednak, że Daniel M. rzeczywiście był agresywny wobec kobiety, nie będzie to historia niezwykła i odosobniona. Podobne sytuacje dzieją się dzień w dzień za drzwiami tysięcy polskich domów, niekoniecznie patologicznych. Nie trzeba szukać daleko. Historia Małgorzaty to może być dokładnie taki sam scenariusz.

Lata 90-te. Miasteczko pod Radomiem. Małgosia, dziewczyna ze zwykłej rodziny z blokowiska poznaje Mariusza, syna wpływowego biznesmena, którego wszyscy znają. Wychodzi za niego, choć ją bije i traktuje jak popychadło.

Dziś kobieta ma 43 lata, trójkę dzieci i właśnie się rozwodzi. Męża poznała, gdy była w 1 klasie liceum. – To był jedyny mężczyzna w moim życiu – opowiada. – Mieszkał w miejscowości oddalonej o kilka kilometrów od mojego rodzinnego domu – wyjaśnia. Jego tata był znanym lokalnym biznesmenem, który dorobił się na początku lat 90. W dobrym momencie za bezcen wykupił zakłady od państwa.

Jego syn był jedynakiem, żona wcześniej kilka razy poroniła – chłopaka traktowano więc jak oczko w głowie. Ojciec nigdy nie szanował matki, syn brał z niego przykład. Małgosia nie mogła nie wiedzieć, w jaką rodzinę się pakuje, bo jej związek trwał 15 lat zanim doszło do ślubu. – Ojciec kupował mu najlepsze samochody. Miał mustanga i BMW. W okolicy wszyscy wiedzieli, kim jest Mariusz. Król życia – wspomina w rozmowie z WP Kobieta.

Życie w klatce
Dzięki mężowi Małgorzata zaczęła obracać się w bogatym towarzystwie. Mogła pojechać w miejsca, o których inni wtedy nawet nie marzyli. Wszystko się niby układało, ale od czasu do czasu. Potem nastąpił kryzys. – Zaczął mocno imprezować, uciekał z domu, robił awantury. Potrafił przyjść do moich rodziców i tam się awanturować po pijaku. Raz ojciec zamknął drzwi i powiedział: Nigdy więcej tu nie przychodź. Matka prosiła go: Daj spokój! Co ty, chcesz zmarnować życie naszej Małgosi? – słyszymy. Ostatecznie ojciec odpuścił, mówiąc, że nie zabroni jej spotykać się z Mariuszem.

Małgosia wkrótce później wyjechała na studia do Warszawy, a on ruszył za nią. Zaczęli ze sobą mieszkać w jego pięknym apartamencie na Okęciu. W końcu wzięli ślub. To, co działo się po nim, różniło się tylko skalą. – Początkowo jeździliśmy na wycieczki, później tak pił i ćpał, że przestał normalnie funkcjonować. Ja tylko rodziłam kolejne dzieci – wraca do tamtego czasu Małgosia.

Raz szwagierka zapytała ją, dlaczego tak długo trwała przy swoim oprawcy. – Ja miałam nadzieję, że on się zmieni. Nie znałam innego życia. Stabilizacja finansowa, jaką mi zapewniał, zagłuszała brak stabilizacji psychicznej – mówi. Dziś się rozwodzi, ale tylko ze względu na dzieci, którym ojciec zaczął zagrażać. Małgosia została z niczym. Z Mariuszem była 28 lat, z czego piętnaście przed ślubem. Ewelina Martyniuk znała swojego przyszłego męża rok przed ślubem. Niby mało, ale czy nie wystarczająco?

"Jesteś żoną syna Zenka!"
Monika Dreger, terapeutka i autorka książki "Co boli związek", nie jest zdziwiona słysząc historię rodziny Martyniuków. – Myślę, że wbrew pozorom disco-polo jest bardzo popularne w Polsce. Szczególnie w małych miejscowościach. I nawet jeżeli istnieje różnica w finansach na korzyść rodziny 19-latki, potrafię sobie wyobrazić reakcję otoczenia: "Wow, jesteś żoną syna Zenka Martyniuka!" – ocenia psycholog. Jej zdaniem Ewelina zyskała towarzysko. Podejrzewa też, że majątek rodziców pomógł Ewelinie zaistnieć jako najlepsza kandydatka na partnerkę dla syna Zenka. Plusem mógł być też jej wiek.

Historia takiej pary jest jak z telenoweli. Piękni i bogaci ślubowali sobie miłość, która połączyła ich ledwie rok wcześniej. Dreger tłumaczy, że klasyczny oprawca na "dzień dobry" nie mógłby uderzyć ukochanej. Oni tak nie robią. – Na początku układa się fantastycznie. Zaczyna się od słów, gestów, szturchnięć. Pamiętajmy, że fizyczne ataki wiążą się jednocześnie z przemocą psychiczną – słyszymy. I nikt nie musi też o tym wiedzieć.

– To, że bliscy takiej kobiety są nieświadomi, jest akurat normą w związkach przemocowych. Bo nie po to sprawca ma ofiarę i ją gnębi, by ktoś ją uwolnił. Inaczej musiałby znaleźć sobie kogoś nowego. Często sama ofiara ukrywa przemoc. Z jednej strony wie, że nie powinna być ze sprawcą, ale z drugiej coś ją przy nim trzyma. Boi się, wstydzi. To syndrom uzależnienia – zaznacza dalej Monika Dreger. Wyjaśnia, że ofiara przemocy jest deprecjonowana, poniżana i bardzo często żyje w przeświadczeniu, że gdyby nie ten z kim jest, nigdy by sobie nie ułożyła życia. Granica tolerancji na przemoc jest ciągle przesuwana.

Prawda wychodzi na jaw
Jak było w domu Daniela M., opowiadają sąsiedzi. Tych cytuje prasa i portale internetowe. – W sytuacji takich dziewczyn dobrze jest, że sprawa ujrzała światło dzienne. Jeśli do tej pory bliscy nie wiedzieli, to już wiedzą. Mogą więc pomóc i interweniować. Oczywiście, to bardzo niekomfortowa sytuacja, bo na pewno taka osoba źle się będzie czuć z medialnym zainteresowaniem. Ale być może to uratuje życie jej i ich dziecku – stwierdza Dreger.

Dodaje, że wychodzenie z przemocowego związku nigdy nie jest proste. Na szczęście istnieją jeszcze fundacje i ośrodki, które mogą w tym pomóc, choć jest ich coraz mniej. Psychologowie przygotowują do odejścia. – Bo trzeba wiedzieć, że nie odchodzi się ad hoc. Po tym, jak sprawca już dokona swojego aktu zniszczenia, następuje tzw. miodowy miesiąc. Jest do rany przyłóż, są kwiaty, prezenty i obietnica poprawy, zapewnienia, że "nigdy więcej". Dają nadzieję. Musi więc nastąpić wzmocnienie, potem szykowanie ofiary do odejścia i wreszcie odejście – wylicza specjalistka.

Dreger zaznacza jeszcze, że choć utarło się, że przemoc dotyczy patologicznych związków, nie jest to prawdą. Ona sama w swoim gabinecie widzi dobrze sytuowane małżeństwa, gdzie jedna strona znęca się nad drugą. – Tej przemocy jest dużo - w formie ekonomicznej i emocjonalnej. Wzrost takich przypadków jest wręcz lawinowy – dowiadujemy się. – W Irlandii wprowadzono ustawę, że przemoc domowa to również przemoc emocjonalna. I za to sprawca będzie odpowiadać. Świat rozszerza definicję, my próbujemy ją zawężać. To przerażające – kończy ekspertka.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Daniel M.zenon martyniukprzemoc w związku

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (345)