"Utop syna w jeziorze". Listy o takiej treści dostawała mama Roberta Biedronia
Jeden z niewielu polityków, którzy działają zamiast mówić – Robert Biedroń – opowiedział w "Vogue'u" m.in. o tym, że najważniejsza kobieta w jego życiu długo kojarzyła homoseksualizm z pedofilią i AIDS. Na szczęście dziś Helena Biedroń już tylko "biega z tęczową flagą".
15.02.2018 | aktual.: 15.02.2018 17:28
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Najsłynniejszy gej Rzeczpospolitej" to szumne i mocno wyeksploatowane – a przy tym nieco smutne - określenie Roberta Biedronia. O ile lepiej byłoby, gdyby prezydent Słupska znany był ze swojej wzorcowej działalności społecznej, a nie orientacji seksualnej? Podobnie jest chociażby z określaniem Anny Lewandowskiej "żoną swojego męża", podczas gdy tak naprawdę mamy do czynienia z wielokrotną medalistką Mistrzostw Świata karate.
Media lubią się skupiać na tym, co najmniej istotne dla świata. Tym razem jednak o orientacji Roberta Biedronia rozmawiano bez taniej sensacji.
Polityk, który ustabilizował budżet Słupska i zakazał wizyt cyrku w mieście (oraz zrobił parę innych pożytecznych rzeczy, ale nie o tym jest ten tekst) udzielił wywiadu dla internetowego wydania polskiego "Vogue'a" (dzięki któremu półki w kioskach opustoszały szybciej niż szkoła po ostatnim dzwonku). Tam rozlicza się ze swoim dzieciństwem i trudnościami wieku młodzieńczego. Dorastanie – okres durny i chmurny - dla nikogo nie jest łatwe, ale dla homoseksualisty z małego miasteczka, którego ojcem był przemocowy alkoholik – trudniejsze jest o tysiąckroć.
Zobacz także
Prezydent Słupska opowiada m.in. o swojej mamie, która niegdyś kojarzyła homoseksualizm z samotnością, molestowaniem dzieci i AIDS. Jak można się domyślać, wiadomość o orientacji syna przyjęła w najgorszy możliwy sposób. "To był pierwszy raz z dwóch, kiedy widziałem matkę w takiej histerii. Raz – jak umarł mój ojciec, a drugi raz – jak się dowiedziała, że jestem gejem. To była rozpacz. Ona nie była kompletnie na to przygotowana. Czy pani kiedyś widziała kogoś, kto się dowiedział, że umiera mu najbliższa osoba? Ona tego dnia straciła syna" – opowiada Biedroń.
Najsmutniejsze jest to, że o preferencjach Roberta nie dowiedziała się bezpośrednio od niego. Syn nie zdążył jej nawet na ten szok przygotować. Poinformował ją zakochany (bez wzajemności) w Robercie chłopak. Telefonicznie. I tak jak w wielu polskich domach bywa, tak w rodzinie Biedroniów pojawił się strach przed opinią sąsiadów. "[Moja mama - przyp. red] dostawała listy, że powinna mnie utopić w jeziorze – pokazywała mi je czasami. Dziś ludzie do niej podchodzą i gratulują syna. Na początku płakała, co ja jej narobiłem, ale dziś płacze ze szczęścia" – opowiada Biedroń.
Na szczęście przyszły działacz polskiej lewicy zaraz po niechcianym coming-oucie wyjechał na studia. Jego rodzice – do Stanów. To, że zamieszkali obok pary lesbijek na pewno pozwoliło jego mamie przełamać bezzasadny strach przed homoseksualizmem. "Dziś biega z tęczową flagą. Przyjeżdża do nas w odwiedziny, kocha Krzyśka [partnera Roberta – przyp. red.]".
Ta historia ma dobre zakończenie. Podejrzewam jednak, że gdyby Robert Biedroń pozostał nieznany, nikt by jego mamie nie gratulował - sam prezydent Słupska przyznaje w wywiadzie, że jeszcze niedawno – będąc już rozpoznawalnym - bywał szarpany i wyzywany na ulicy czy w pociągu. I nikt nie stanął w jego obronie.
Kto zatem porwie się na obronę anonimowego człowieka, skoro atak na znanego nie wywołał żadnej reakcji? "Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie" – śpiewał w 1989 roku Tomasz Lipiński. I jakkolwiek górnolotnie to nie brzmi, mam nadzieję, że w końcu kiedyś naprawdę będzie. I że zaczniemy oceniać ludzi na podstawie ich indywidualnych cech, a nie orientacji, wiary lub koloru skóry. Szkoda tylko, że takie historie – ku refleksji - publikowane są w "Vogue'u" a nie w "Poradniku Młodego Narodowca".