Violetta Villas - jedyny taki głos w Polsce
Przez lata zachwycała publiczność głosem. Była wszechstronna. Czuła się dobrze zarówno w repertuarze operowym, operetkowym, jak i w muzyce pop, czy standardach jazzowych. Nawet najtrudniejsze partie, przy których kapitulowało wielu znanych artystów, ona wykonywała jakby od niechcenia i z uśmiechem na twarzy.
„Głos o prawdziwie wyjątkowym rejestrze – cztery oktawy! - wywołuje uczucia niezwykłe, zwłaszcza przy bardzo indywidualnej interpretacji Ave Maria, gdzie przewyższa chyba Ymę Sumac [słynną śpiewaczkę peruwiańską, obdarzoną, podobnie jak ona głosem czterooktawowym] – pisał zachwycony Rene Boudier, ceniony francuski krytyk muzyczny.
Widownia ją kochała, krajowi krytycy mniej, a działacze kultury wcale. Gdy z rozpuszczonymi włosami, które były sławne prawie tak jak jej głos, chciała zaśpiewać na festiwalu w Opolu, prowadząca koncert Irena Dziedzic wymogła na niej upięcie niesfornej fryzury w prosty kok. Był to jeden z niewielu przypadków, gdy ktoś coś na niej wymusił.
Czesława Cieślak? To nie brzmi scenicznie!
10 czerwca 1938 roku w Heusy, miasteczku w Belgii, w rodzinie polskich emigrantów, urodziła się Czesława Cieślak. Nic Państwu nie mówi to nazwisko? Nic dziwnego. Za to pseudonim sceniczny – Villas – powie już wszystko.
Początkująca artystka przyjęła go za radą Władysława Szpilmana, który uznał, że jej prawdziwe nazwisko jest zbyt mało sceniczne, zwłaszcza w Europie zachodniej, gdzie, jak prorokował, „z pewnością zrobi karierę”.
Pseudonim powstał w wyniku połączenia dwóch pierwszych liter imienia Violetta, które otrzymała podczas chrztu, oraz członu „las” (jak po latach wyjaśniła: „wybrałam tak, bo mieszkałam blisko lasu”) i dodaniu drugiej litery l.
Violetta Villas zadebiutowała w 1960 roku na antenie Polskiego Radia. Szybko odniosła sukces. Jedna z jej pierwszych piosenek „Dla Ciebie, miły” zwyciężyła w plebiscycie „Expressu Wieczornego” na najlepszy polski szlagier. Triumf młodej śpiewaczki był ogromny. Wykonany przez nią utwór zdobył blisko 68 tysięcy głosów, gdy następny na liście - „Jeszcze poczekajmy” Reny Rolskiej, „zaledwie” 33 tysiące.
Paryska widownia nazwała ją „atomowym głosem”
Następne lata to pasmo sukcesów – zarówno krajowych (na festiwalach w Opolu i Sopocie), jak i zagranicznych.
W latach 60. XX wieku występowała między innymi, co w przypadku artystów zza „żelaznej kurtyny” było bardzo rzadkie, w paryskiej „Olympii”. Występ Villas przeszedł do legendy, a to z powodu kryształowego żyrandola zawieszonego pod sufitem „Olympii”, który drżał podczas jej śpiewu.
Zachwycona, ale także nieco przestraszona publiczność obdarzyła ją wówczas przydomkiem „Głos ery atomowej”.
Sukces w „Olympii” otworzył przed 28-letnią artystką i inne zachodnie sceny. Przez kilka sezonów była gwiazdą „Casino de Paris”, śpiewając z takimi sławami jak Frank Sinatra, Paul Anka, Charles Aznavour, czy Eartha Kitt.
Potem podbiła USA, nagrywając piosenki i występując na scenie, a także w filmach, ze śmietanką świata artystycznego i kinowego Stanów – Barbrą Streisand, Lee Marvinem, Bobem Hope i Glenem Fordem.
W swoich artystycznych wojażach zahaczyła także o ZSRR, Australię i Japonię. Wszędzie, podobnie jak w Polsce, odnosiła wielkie sukcesy.
Tak było, z krótszymi lub dłuższymi przerwami, aż do roku 2011, gdy, z powodu postępującej choroby, definitywnie zakończyła karierę.
Wszystkie jej związki rozpadły się
Sukcesy sceniczne Violetty Villas nie szły w parze z udanym życiem prywatnym. „Przecierpiała w swoim życiu bardzo wiele, jej życie to wielkie sukcesy, ale jeszcze większe cierpienia” - napisał w 1992 roku, a więc na wiele lat przed zakończeniem kariery Villas, Bogusław Kaczyński.
Śpiewaczka nie była zdolna do dłuższych związków z mężczyznami. Jej pierwsze małżeństwo, zawarte w 1955 roku, z Piotrem Gospodarkiem, oficerem WOP, rozpadło się już po dwóch latach. Szybko rozpadły się także związki z Januszem Ekiertem, znanym krytykiem muzycznym, majorem Arterburnem Riddle oraz z Robertem Warsem, synem znanego przedwojennego kompozytora Henryka Warsa. Próby czasu nie wytrzymał także romans z Frankiem Sinatrą.
Kompletną pomyłką okazało się również małżeństwo z Tedem Kowalczykiem, amerykańskim biznesmenem polskiego pochodzenia. Para rozeszła się już po roku, a rozgoryczony mąż w jednym z wywiadów udzielonych polonijnej prasie zarzucił Villas chorobliwą bigoterię i „większe umiłowanie do zwierząt niż do seksu”.
Pocieszenie znalazła w miłości do zwierząt
W tym ostatnim rzeczywiście coś było, od lat bowiem jedynymi istotami z którymi artystka potrafiła znaleźć wspólny język były właśnie zwierzęta. Skłócona z ludźmi, nie potrafiąca dogadać się nawet z własnym synem, wszystkie uczucia przelała na czworonogi, które, wzorem św. Franciszka z Asyżu lubiła określać mianem „naszych braci mniejszych”.
W Lewinie Kłodzkim gdzie zamieszkała w ostatnich latach życia, założyła schronisko dla zwierząt, w którym obok psów i kotów były też kozy. Upodobanie do „braci mniejszych” nie wszystkim się podobało. Artystce zarzucano, że przyjmując zbyt dużą liczbę czworonogów nie jest w stanie zabezpieczyć im należytych warunków. W końcu, po negatywnej opinii wojewódzkiego inspektora sanitarnego, wszczęto wobec niej dochodzenie o znęcanie się nad zwierzętami.
Stan zdrowia Villas pogarszał się. W grudniu 2006 roku trafiła nawet do szpitala psychiatrycznego. Rodzina przyznała, że piosenkarka od lat cierpiała na zaburzenia urojeniowe.
Artystka nie dała za wygraną. Po wyjściu ze szpitala, w styczniu 2007 roku, zarzuciła rodzinie, że ta próbowała pozbawić ją wolności. Najwięcej pretensji miała do syna Krzysztofa, którego oskarżyła o próbę zawładnięcia jej majątkiem.
Zostały po niej piosenki i… diamenty
W tym czasie jej jedyną przyjaciółką (tak to określmy) była opiekunka Elżbieta B. Kobieta ta była z Violettą Villas aż do śmierci artystki, która nastąpiła 5 grudnia 2011 roku.
Zgon początkowo uznano za naturalny, ale szczegółowe oględziny zwłok wzbudziły wątpliwości prokuratury.
Na ciele zmarłej artystki znajdowały się odleżyny i liczne krwiaki. Prokuratorskie śledztwo wykazało, że do zgonu Villas mogły przyczynić się zmiany chorobowe i pourazowe oraz urazy klatki piersiowej.
Opinia publiczna winą za tę sytuację obarczyła opiekunkę Violetty Villas.
14 listopada 2014 roku została ona skazana na 10 miesięcy więzienia za nieudzielenie artystce pomocy. Sąd uniewinnił ją natomiast od zarzutu znęcania się psychicznego nad podopieczną.
Violetta Villas spoczęła na warszawskim Cmentarzu Powązkowskim. Po największej polskiej śpiewaczce zostały piosenki i przetopiony na dwa diamenty pukiel włosów.