W obronie dresów. Lustro w przedpokoju nie jest tylko dla kobiet
Nie będę prężyć się w małej czarnej i niewygodnym staniku do kolejnego kawałka pizzy na telefon, jedzonego przy kolejnym odcinku jakiegoś tam serialu. Zwłaszcza że mój chłopak siedzi obok, zupełnie nieskrępowany swoją wytartą koszulką.
26.04.2018 | aktual.: 05.06.2018 16:04
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Do pracy nosisz seksowne szpilki i dopasowane garsonki, na spotkanie z koleżankami robisz czarną kreskę na oku i prostujesz włosy, a po powrocie do domu wskakujesz w dresy i grube skarpety? Może to wygoda, a może sygnał kłopotów w związku. Istnieje zagrożenie, że w oczach partnera staniesz się osobą aseksualną. W dodatku aseksualną specjalnie, bo w ten sposób dajesz mu do zrozumienia, że nie masz ochoty na zbliżenie. Seksowna na pokaz - częsty mechanizm u kobiet.
To część wniosków z rozmowy Krystyny Romanowskiej z seksuologiem Andrzejem Gryżewskim, która ukazała się jakiś czas temu w "Wysokich Obcasach Extra", a dopiero ostatnio ukazała się mi. Rozmowę ilustruje zdjęcie kobiety, która wpółsiedząco zasnęła na kanapie z pilotem na nodze. I ja po przeczytaniu pierwszych zdań seksuologa, też sobie usiadłam:
"[Mężczyzna] ma poczucie odrzucenia, bo czuje, że jego atrakcyjna żona zmienia się dla niego w robotnika.
- A ona? - pyta Romanowska.
- Ona wie, co robi - odpowiada Gryżewski. - Zależy jej, żeby mężczyzna się tak czuł. Jest oziębła, nie ma ochoty na seks. Dlatego zniechęca go do seksualnych gestów. "Po co mam mu mówić, że głowa mnie boli? Wystarczy, że się tak ubiorę i wszystko jasne. Ma ode mnie nieustanne czerwone światło".
Nie chodzi o samą rozmowę, która jest ciekawa. Chodzi o to, że tam mężczyzna rozlicza kobietę. Oczekuje, że będzie dla niego seksowna po pracy, z tą kreską, w tych szpilkach i garsonce. No bo dlaczego jest taka dla innych w ciągu dnia, a dla niego wieczorem już nie jest?
A ja proponuję odwrócić pytanie: w czym wy, panowie, chodzicie wieczorem po domu? W smokingu i lakierkach? Nie? Czyli mężczyzna, który zaśnie przed telewizorem w dresie jest okej, jemu wolno, on – w jego mniemaniu – jest wciąż atrakcyjny. Ale kobieta w tej samej wersji to już zaniedbana albo aseksualna, albo sygnalizuje kryzys romantycznej miłości. Której wersji by nie wybrać, konkluzja jest podobna: nie tak powinna ubierać i zachowywać się kobieca kobieta.
Ale dobrze, wyjdźmy frontem do klienta. Mój chłopak nie chce, żebym chodziła po domu w bluzie dresowej, sportowej bieliźnie i skarpetach w mopsy? Świetnie, to niech zaproponuje mi coś w zamian. Randka domowa (mam na myśli, że spędzamy wieczór w sposób niecodzienny) albo wychodna (kino, kolacja, teatr, co kto lubi). Bo na pewno nie będę prężyć się w małej czarnej i niewygodnym staniku do kolejnego kawałka pizzy na telefon, jedzonego przy kolejnym odcinku serialu. Zwłaszcza, że mój chłopak siedzi obok zupełnie nieskrępowany swoją wytartą podkoszulką. I żeby była jasność - ani pizzy, ani serialu się nie czepiam. A już tym bardziej mojego chłopaka w wytartej koszulce (pod warunkiem, że wytarcie jest od częstego prania, nie tylko od częstego noszenia). Bo to właśnie jest koszulkowo-dresowa sytuacja.
A jeśli trzeba tłumaczyć dalej: po pracy chcę poczuć się dobrze przy mojej ulubionej osobie, wygodnie i bezpiecznie. I to działa w dwie strony: nie wymagam od mojego partnera, żeby siedział pod krawatem, ja nawet bardzo go proszę, żeby tego nie robił.
Ale, jeśli mam być szczera, są dwie sytuacje nie do przejścia, sytuacje bardzo osobiste. To klapki kubota oraz obcisłe slipy typu królowie dancingu lat 70. Tego w mojej głowie nie tłumaczy żadne zmęczenie. Więc załóżmy najgorsze. Partner objawił mi się w tym zestawie i co, mam myśleć, że chce przez to w pokrętny sposób powiedzieć mi: "kochanie, mamy problem w związku"?
Bez dwóch zdań, tu problem jest. Ale bardziej stylistyczny niż miłosno-związkowy. W takiej sytuacji poprosiłabym mojego partnera, czy mógłby ewentualnie rozważyć zmianę ubrania, ponieważ zaprezentowana stylizacja mimowolnie rodzi we mnie pewną seksualną barierę. (Chociaż z drugiej strony, kto wie! Może w tym szaleństwie jest metoda? Może z takich slipek i kubotów chciałabym go właśnie jak najszybciej rozebrać?)
Ale - to ważne - za tymi kubotami to ja indywidualnie nie przepadam. A inna kobieta może przepadać, ba, dla niej kuboty mogą być nawet seksy. I świetnie! Bo chyba o to chodzi, że każdy ma inaczej i warto zwyczajnie o tym pogadać. Nie interpretować dresu i slipów, nie zastanawiać się, co poeta miał na myśli, tylko spróbować odważnie, z otwartą przyłbicą! Na przykład:
- Kochanie, twoje dresy/slipy/skarpety działają na mnie aseksualnie. Czy to znaczy, że między nami nie jest tak, jak dawniej?
Wtedy otwiera się szansa, żeby usłyszeć szczere i zdziwione:
- Serio…?
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl