Blisko ludziW syndromie burnout ludzie chcą za bardzo. Wybuchają i gasną

W syndromie burnout ludzie chcą za bardzo. Wybuchają i gasną

Burnout -- co to jest?
Burnout -- co to jest?
Źródło zdjęć: © Getty Images | Yuri Arcurs peopleimages.com
06.09.2021 16:50

Wstaje rano i już nie ma siły. Właściwie nie ma ochoty wstawać. Na myśl o obowiązkach dostaje gorączki. Czuje się fatalnie, ma bóle brzucha i głowy. W pracy nie daje rady, w domu ledwie ciągnie. Masz pewność, że to nie o tobie?

Wypalenie zawodowe. Pierwszy raz użyto tego zwrotu w 1961 roku. Jak dotąd sądzono – i potwierdzały to badania – że na ryzyko wypalenia zawodowego najbardziej narażone są osoby z długim stażem pracy, a zjawisko dotyczy jedynie sfery zawodowej. Dziś wiemy, że czasy się zmieniły – bo zmienili się ludzie. Zamiast o wypaleniu zawodowym mówi się o syndromie burnout, który ma znacznie szerszy kontekst. Dotyka wielu sfer życia, nie tylko pracy.

– W syndromie burnout wysiada psychika i ciało – tłumaczy coach i mentorka Karolina Cwalina-Stępniak, współzałożycielka platformy Her Impact. – To nie jest to samo, co wypalenie zawodowe. W syndromie burnout mamy kompleksowy obraz kliniczny. Osoby, które go doświadczają, czują się ograniczone w swoich zawodowych kompetencjach. Doznają intelektualnej niemocy. Inaczej niż wcześniej postrzegają świat, zmienia się ich nastrój. Jednak przez środowisko często zaczynają być postrzegane jako osoby narzekające, cynicznie, niezmotywowane. Zaczynają więc się samobiczować. Do tego dochodzą dolegliwości takie jak bezsenność, migreny, spadek libido, problemy z przewodem pokarmowym, bóle mięśni i stawów, dezorientacja, rozkojarzenie. Układ odpornościowy słabnie – tłumaczy ekspertka.

Witaj w Mordorze

- Było ci ciężko? – pytam Kingę, która opowiada mi o swoim syndromie burnout. – Strasznie – wyznaje. – W najgorszym momencie doszłam do wniosku, że chyba bym wolała umrzeć. Najgorszy był brak sił, ale taki totalny. Umycie włosów wydawało mi się nieludzkim wysiłkiem. Nienawidziłam poranków. Na myśl o pracy robiło mi się niedobrze.

Kinga pochodzi z Radomia, od wielu lat mieszka i pracuje w Warszawie. – Po maturze pół mojej klasy wyjechało do stolicy na studia i do pracy, a ja byłam jedną z tych osób – wspomina. Warszawą się zachłysnęła. – Radom może nie jest jakiś mały, ale Warszawa to inny świat. To miasto nigdy nie zasypia. Ja od początku odczuwałam presję, by coś tutaj osiągnąć. Zakuwałam i pracowałam w weekendy, potem dostałam pracę w Mordorze i się wciągnęłam.

Mordor to potoczne określenie biurowców przy ul. Domaniewskiej, nieformalna stolica świata "korpo". Kindze odpowiadało szybkie tempo życia, dobra pensja, jasna ścieżka kariery. – Wiedziałam, na co i po co pracuję – mówi. Po półtora roku tej gonitwy zaczęło jednak do niej docierać, że nie tędy droga. – Miałam dość wyścigu szczurów, donoszenia na siebie, co było u nas standardową praktyką. Praca przenoszona do domu, telefony nawet w weekendy. Pieniądze były dobre, ale nie czułam się szczęśliwa.

Zabieganie, nadmiar obowiązków, a przede wszystkim przewlekły stres doprowadziły do tego, że organizm Kingi odmówił posłuszeństwa. – Przez pracę rozpadły się moje dwa związki. Nie miałam też czasu porządnie zjeść, więc jadłam w biegu. Zaczęły się migreny, których nigdy nie miałam. Okropne bóle brzucha, nudności. Nie chciało mi się zupełnie nic. Byłam najszczęśliwsza, jak dostałam L4, ale szef działu cisnął mnie nawet na zwolnieniu. Ciągle tylko praca, praca i praca. Wspominam tamten okres w swoim życiu jako koszmar, do którego nigdy nie chcę już wracać.

Najpierw ty

Syndrom burnout przestał być związany wyłącznie z kryzysem wieku średniego czy długim stażem pracy. Dotyka coraz młodszych, w równym stopniu kobiet i mężczyzn. Można powiedzieć, że to ludzie, którzy chcą za bardzo. Wszystkiego.

– Winne jest przepracowanie, presja otoczenia, perfekcjonizm i wygórowane oczekiwania. Ludzie oczekują sukcesu tu i teraz. I coraz częściej boją się, że zabraknie im czasu. Rodzice mojej przyjaciółki podróżują po świecie. Moim zdaniem to jest świetne: napracowali się, więc teraz korzystają. Ale ich córka ma inne zdanie na ten temat. Powiedziała mi: "Ja nie chcę podróżować, jak będę miała stare ciało. Ja chcę podróżować teraz, więc teraz muszę zapieprzać, żeby mieć na to pieniądze" – opowiada Karolina Cwalina-Stępniak.

Według naukowców syndrom burnout pojawia się w następstwie przewlekłego stresu. I, co ważne, zespołem tym mogą być dotknięte także matki oraz osoby zajmujące się przewlekle chorym członkiem rodziny.

Takim ludziom pragnienie osiągnięcia sukcesu w każdej dziedzinie życia przysłania zdrowy rozsądek. A wszystko odbywa się kosztem zdrowia. – Zaniedbujemy siebie, a brak witamin i minerałów tylko przybliża nas do syndromu burnout – wyjaśnia Cwalina-Stępniak, której zdaniem współcześnie wiele osób nie potrafi odpoczywać. I to jest ogromny problem. – U takich osób nie następuje okres relaksu. Gdy ktoś trafia do mnie, bo chce coś zdziałać, a ja widzę, że jest u kresu sił, mówię: NIE, najpierw zajmij się swoim zdrowiem, odpocznij, bo się zajedziesz – dodaje ekspertka.

Jak nie dopuścić do granicznej sytuacji? Zdaniem Karoliny Cwaliny-Stępniak z pewnością zauważymy, że zaczęło się z nami dziać coś niedobrego. To moment, by zareagować: zadbać o sen, zdrowe odżywianie, suplementację, wysiłek fizyczny, odstawić albo przynajmniej ograniczyć używki, poznać techniki oddechowe oraz techniki zarządzania stresem, zadbać o kontakty towarzyskie, znaleźć sobie hobby. Dobre efekty dają też treningi asertywności, dzięki którym możemy nauczyć się odmawiać. Osoby, które cierpią na syndrom burnout, potrzebują profesjonalnej pomocy. Zazwyczaj zalecana jest terapia, a nierzadko również wdrożenie leków przeciwdepresyjnych.

I przede wszystkim: musimy dać sobie przyzwolenie na odpoczynek. – Laptop czy telefon to rozpraszacze, dlatego polecam wyjazd w głuchą ciszę, gdzie nie ma zasięgu – podsumowuje Cwalina-Stępniak.

Zanim Kinga podjęła decyzję, że odchodzi z pracy, minęło dobrych kilka miesięcy. Na terapię namówiła ją przyjaciółka. Dopiero psycholog pomógł jej zrobić porządek w głowie i ustalić priorytety. – Dziesięć lat temu obiecałam sobie: nigdy więcej korpo. I słowa dotrzymuję – zapewnia Kinga, która dziś z koleżanką prowadzi… punkt przedszkolny.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (17)
Zobacz także