Walka z koronawirusem w szkołach. Nauczyciele załamują ręce
Rekomendacje dotyczące koronawirusa wydane przez MEN to za mało. Z relacji nauczycieli wynika, że co prawda dzieci chętniej myją ręce, ale mydło często kończy się już po trzech godzinach. Co więcej, młodsi uczniowie nadal spędzają przerwy tak, jak dawniej, a starsi wolą dyskutować o wirusie, niż słuchać nauczyciela.
09.03.2020 | aktual.: 10.03.2020 12:08
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ministerstwo Edukacji Narodowej uspokaja nauczycieli, uczniów i rodziców, zapewniając, że nie ma powodów, by zawieszać zajęcia w polskich szkołach. Dyrektorzy mają taką możliwość i jak do tej pory zdecydowało się na to kilkanaście placówek.
"Na jeden lub dwa dni. I w tym czasie dokonano badania osób podejrzanych o zarażenie. Okazało się na szczęście, że to się nie potwierdziło. (...) Szkoły po dezynfekcji spokojnie wracają do zajęć" – zapewnił Dariusz Piontkowski, szef Ministerstwa Edukacji Narodowej.
MEN słusznie podkreśla, że trzeba reagować tam, gdzie jest zagrożenie, a nie siać panikę, jednak trudno o spokojne podejście do problemu, gdy w szkołach brakuje podstawowych środków czystości, nauczyciele czują na sobie presję odpowiedzialności za higienę uczniów, a na szkolnych korytarzach i w trakcie lekcji piętrzą się plotki dotyczące nadciągającej katastrofy.
Na własną rękę
Najtrudniejsza sytuacja jest w szkołach specjalnych i dużych placówkach, do których uczęszcza kilkuset uczniów. Agnieszka jest nauczycielką w szkole specjalnej na terenie Wałbrzycha i przyznaje, że szkoła opracowała swój plan działania na kilka dni przed ogłoszeniem ministerialnych rekomendacji. – Do naszej szkoły chodzą dzieci przyjmujące leki i z racji tego mają obniżoną odporność. Prawdopodobieństwo zarażenia wirusem jest większe – tłumaczy nauczycielka z Wałbrzycha.
W związku z tym nauczyciele postawili sobie za priorytet pilnowanie czystości na terenie całej szkoły. – Przed każdą lekcją idziemy z dziećmi do łazienki, aby mogły umyć ręce. Ponadto wszystkie klamki są dezynfekowane co dwie godziny, punkt wody, tzw. wodopój, co godzinę, a podłogi codziennie są myte odpowiednimi środkami – wylicza pedagog w rozmowie z WP Kobieta.
Nauczyciele dodatkowo zarządzili, że dziecko, które ma objawy jakiejkolwiek infekcji, jest odsyłane do domu. – Dzwonimy do rodzica i prosimy, aby bezzwłocznie przyjechał. Ponadto opiekunki w busach, które dowożą do nas uczniów, mają za zadanie przyglądać się im i w razie przeziębienia odmówić rodzicowi zabrania dziecka do szkoły – wyjaśnia.
Agnieszka zauważa, że ma obecnie więcej obowiązków i spoczywa na niej większa odpowiedzialność, ale jednocześnie jest świadoma konieczności. – Nie mogę narzekać, bo tutaj w grę wchodzi zdrowie dzieci. W szkole mojego syna nie ma takich środków ostrożności. Są jedynie komunikaty i pogadanki – dopowiada i jednocześnie twierdzi, że to nie wystarcza. – Mój syn mówił mi, że w szkole myje ręce zazwyczaj tylko jeden raz. Nikt go nie pilnuje – dodaje.
Koronawirus – temat numer jeden
Samo zapoznawanie się z komunikatami czy rozwieszanie plakatów z instrukcją poprawnego mycia rąk nie wystarcza również w opinii Marii, jednej z krakowskich nauczycielek. Kobieta pracuje w zespole szkół muzycznych, do którego uczęszcza prawie 700 uczniów. Wyjawia, że w obecnych warunkach pracuje się wyjątkowo ciężko. – Dzieci wolą dyskutować o koronawirusie, niż przyswajać nowy materiał. W gabinecie nauczycielskim również notorycznie sieje się panikę poprzez opowiadanie internetowych plotek – wyznaje.
Zdaniem Marii w działaniach rządu brakuje konsekwencji, która uspokoiłaby nastroje wśród uczniów i nauczycieli. – Zastanawia mnie brak reakcji na funkcjonowanie dużych szkół. Odwołuje się wydarzenia kulturalne z publicznością, w Krakowie nawet Tydzień Mózgu odwołano, a ogromne placówki nadal pracują i właściwie nie ma mowy o przerwie w pracy – zauważa pedagog. – Jaka to różnica: tłum w komunikacji miejskiej, na koncercie, wykładzie, czy przerwa w takiej szkole? Dziwi mnie, że nikt o tym nie myśli – dopowiada.
Wielu uczniów Marii również zauważa absurd sytuacji i przez to tematem numer jeden na każdej lekcji jest koronawirus. W rekomendacjach opracowanych przez Ministerstwo Edukacji Narodowej znajduje się podpunkt uczulający pedagogów, aby rozmawiali z uczniami na temat przestrzegania zasad higieny, jednak zdaniem Marii rozmowy wymykają się spod kontroli. – Staram się ich uspokajać, ale to wszystko zaczyna mnie irytować. Zazwyczaj chętnie rozmawiam z uczniami na tematy społeczne, ale widzę, że już jest tego za dużo. Skierowanie ich uwagi na naukę jest teraz niezwykle trudne – wzdycha bezradnie.
"Bezpieczniej jest w szpitalach"
Irytację odczuwa również Katarzyna ucząca w jednej ze szkół na terenie Jeleniej Góry. Kobieta prosi, aby nie publikować jej nazwiska i nawet zmienić imię, ponieważ nie chce się narażać dyrekcji. Kobieta twierdzi, że odpowiedzialność za zdrowie uczniów spada na nauczycieli, którzy jednocześnie mają związane ręce.
– Rodzice nadal posyłają przeziębione dzieci do szkoły. Zdrowi uczniowie i nauczyciele mogą się od nich łatwo zarazić. Myślę, że bezpieczniej jest w szpitalach, bo tam mają maski, ubrania ochronne i wprowadzają zakazy odwiedzin. My nie mamy żadnych narzędzi poza kartkami z instrukcją, jak myć ręce – przyznaje.
Zobacz także
Prośby o dokładne i częste mycie rąk przynoszą efekt i potwierdza to wielu nauczycieli. – Często widzę długie kolejki do umywalek – mówi Roman, nauczyciel pracujący w podstawówce na Lubelszczyźnie. – Jednak chęć posiadania czystych dłoni kończy się wraz z ręcznikiem papierowym czy mydłem. Rano każdy chętnie chodzi do łazienki, a po południu już mało kto to robi, bo nie ma w co wytrzeć rąk – tłumaczy.
Niewystarczająca ilość środków czystości to problem w wielu polskich szkołach. Związek Nauczycielstwa Polskiego notorycznie odbiera telefony i maile w tej sprawie. – Zarówno nauczyciele, jak i rodzice alarmują, że nie ma mydła lub kończy się ono po 2-3 godzinach. To niepokojące doniesienia, dlatego zwróciliśmy się do inspekcji pracy o przeprowadzenie kontroli. Niedługo poznamy wyniki – mówi nam Magdalena Kaszulanis, rzecznik ZNP.
Nauczyciel z Lubelszczyzny zwraca uwagę na zachowanie uczniów. – Nie zmieniły się preferencje odnośnie do zabaw. Dalej bawią się w gry wymagające kontaktu, różne ganianki typu berek, a w młodszych klasach wciąż chętnie się przytulają. Trudno jest im wytłumaczyć, że mają nagle z tego wszystkiego zrezygnować. To tylko dzieci – dopowiada.
Tymczasem Ministerstwo Edukacji Narodowej podtrzymuje swoje stanowisko i odsyła do swojej kilkunastopunktowej rekomendacji. "Apelujemy o zachowanie spokoju. Pomimo odnotowania pierwszych przypadków zarażenia koronawirusem w Polsce, nie ma powodu, aby zawieszać zajęcia szkolne w całym kraju. (…) Zachęcamy dyrektorów do korzystania z dostępnych informacji na stronie ministerstwa edukacji, zdrowia oraz GIS" – czytamy w oświadczeniu przesłanym do redakcji WP Kobieta.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl