Wesele w czerwonej strefie. "Rozważamy zmianę sali. 13 km dalej jest zielony powiat"
– Na naszym weselu będą bawiły się osoby z wielu regionów Polski oraz z zagranicy. Obostrzenia uważam zatem za bezsensowne – mówi WP Kobieta Patrycja Pitek. 25-latka ma wesele 25 września i już po raz trzeci chce modyfikować jego szczegóły. – Do trzech razy sztuka – tłumaczy.
W powiatach "czerwonych" wesela mogą odbywać się w grupie do 50 osób, w "żółtych" do 100, a w "zielonych" do 150-ciu. Te obostrzenia ogłosił 6 sierpnia, były już minister zdrowia Łukasz Szumowski, w związku z wysokim przyrostem zakażeń na koronawirusa, w niektórych rejonach. Lista miejsc przynależnych do danej strefy jest aktualizowana dwa razy w tygodniu. Obecnie w "czerwonej" strefie są powiaty z czterech województw. Między innymi nowotarski, w którym salę na swoje przyjęcie zarezerwowała Patrycja Pitek.
- Planowaliśmy ślub na 250 osób, miał się odbyć 30 kwietnia 2020 roku. Na salę czekaliśmy 2 lata, bardzo nam zależało, aby impreza odbyła się w Spytkowicach (pow. nowotarski) i zanim przyszła pandemia mieliśmy wszystko dopięte praktycznie na ostatni guzik – wyznaje przyszła panna młoda. Dodaje, że pierwsze obostrzenia związane z organizacją wesel jej nie zdziwiły, natychmiast przeszła do działania i zorganizowała dwa nowe terminy, w których mogłoby odbyć się przyjęcie.
– Udało nam się zgrać usługodawców i salę weselną oraz wyznaczyć 2 terminy, jeden w lipcu i drugi we wrześniu. W wakacje nie chcieliśmy, obawialiśmy się, że to za wcześnie. Teraz okazuje się, że ten termin byłby idealny, ale kto to mógł przewidzieć. Obecnie nasza sala jest objęta tzw. czerwoną strefą – mówi poddenerwowana Patrycja.
Razem z narzeczonym zastanawia się nad zmianą domu weselnego. W rozmowie z redakcją WP Kobieta podkreśla, że w miejscowości obok jej miejsca zamieszkania, w Jordanowie (pow. suski), jest sala, w której spokojnie mogłaby zrobić przyjęcie na 150 osób. Od Spytkowic to rzut beretem. Tylko 13 kilometrów dzieli jedno miejsce od drugiego. Jednak pierwotna sala to ta wymarzona, dlatego 25-latka jeszcze się zastanawia nad ostateczną decyzją.
Patrycja współczuje wszystkim, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji. – Co z osobami, które mają wesele dzisiaj czy jutro? Tydzień temu mogli zrobić wesele na 150 osób, dziś tylko na 50. Sala wymaga, aby 2 tygodnie przed terminem podać ostateczną liczbę gości i zapłacić 50 proc. wartości przyjęcia. To gigantyczne straty finansowe – kwituje.
Jedno wesele podzielone na dwie sale
Zdaje się jednak, że niektórzy pracownicy branży weselnej znaleźli rozwiązanie problemu. I to dość kontrowersyjne. Otóż, podpowiadają "młodym", że jeśli domy weselne mają dwie sale, to można wesele podzielić na pół. Zdarzało się, że w jednej strefie bawiło się 70 osób, w drugiej też mniej więcej 70. Razem z obsługą wyszło 150 osób. Tak, zdaniem pomysłowych, ale zdecydowanie igrających z losem osób, w razie kontroli, da się wyjść z patowej sytuacji.
I takie pomysły są już wdrażane w życie. Domy weselne idą na rękę parom młodym i organizują wesela na większą liczbę osób, dzieląc gości. – Nikt się do tego otwarcie nie przyzna – mówi WP Kobieta właściciel restauracji w powiecie nowotarskim, który jest objęty "czerwoną" strefą. Z uwagi na fakt, że jest w swoim regionie osobą dość znaną, chce pozostać anonimowy.
Przyjęcie weselne podzielone w czasie
O sytuację par młodych w tym trudnym i niepewnym czasie zapytaliśmy prezes Stowarzyszenia Konsultantów Ślubnych, Katarzynę Bugaj. Ekspertka ocenia, że nasza rozmówczyni Patrycja, decydując się na ponowną zmianę sali, znów musi liczyć na łut szczęścia. – Strefa przez okres 2, 3 tygodni może ulec zmianie. Poza tym rezygnując z pierwotnej sali, trzeba liczyć się ze stratą dużej części już wcześniej poniesionych kosztów. Pod uwagę trzeba wziąć nie tylko organizację przyjęcia, ale i ślubu. W przypadku kościołów rejonizacji nie ma, w przypadku ślubów cywilnych już jest – tłumaczy Katarzyna Bugaj.
Nam zdradza również, o czym myślą pary młode, kiedy po raz kolejny odbiera im się możliwość organizacji standardowego wesela. – Słyszałam o takim pomyśle, aby przyjęcie podzielić w czasie, na dwie części. Połowa gości bawi się do określonej godziny, później zmiana. Wyobrażam sobie, że realizacja takiego założenia mogłaby być bardzo trudna, ale w obecnej sytuacji wszystko jest trudne – mówi prezeska SKŚ.
Dodaje, że trzeba zrozumieć "młodych", bo wesele to uroczystość społecznie ważna i doniosła, a brak możliwości spędzenia go z rodziną i przyjaciółmi przekreśla jego ideę. – Niepewność jest najgorsza, nie da się do niej przyzwyczaić i ona cały czas rośnie. W związku z tym bywa, że pary młode w ogóle porzucają pomysł organizacji przyjęcia. Stres przed ślubem jest zawsze duży, w takiej sytuacji jest wielokrotnie większy, co wpływa na związek – kwituje Bugaj.
Prof. Włodzimierz Gut, wirusolog, nie szczędzi jednak słów krytyki. – Po co mam to komentować? Jest jedno rozwiązanie. Bardzo skuteczne i proste: pokrycie kosztów kwarantanny i leczenia wszystkich osób związanych z danym weselem. Niech pani spojrzy, bardzo dobrze się bawiliśmy, więc mamy teraz dobre wyniki – ironizuje profesor. – Jeśli będziemy się przenosić ze strefy czerwonej do zielonej, udawać Greka, to dość szybko się nauczymy, jakie są skutki – komentuje.