Mężczyźni często pomijają to miejsce. Podstawowy błąd w sypialni
- Mężczyźni najczęściej nie zdają sobie sprawy z tego, że u kobiet seksualność jest bardzo mocno powiązana z mózgiem. Myślą, że powinna działać tak jak u nich, czyli na podbudowie biologicznej: chcą, by kobieta budziła się rano i od razu miała ochotę na seks. Oczywiście tak też się zdarza. Ale gotowość do seksu zależy przede wszystkim od tego, w jakim kobieta jest stanie emocjonalnym - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Andrzej Gryżewski, założyciel Instytutu Arte Vita, seksuolog, psychoterapeuta oraz autor książki "Sztuka obsługi waginy".
12.11.2022 | aktual.: 13.11.2022 11:56
Katarzyna Trębacka, Wirtualna Polska: Dla kogo bardziej jest książka "Sztuka obsługi waginy": dla mężczyzn czy kobiet?
Andrzej Gryżewski, seksuolog i psychoterapeuta: Pisząc ją, bardziej myślałem o mężczyznach. Zależało mi, żeby zaznajomili się z tym, jak funkcjonuje kobieca głowa, a zwłaszcza - jaki ma wpływ na seksualność. Tytuł jest trochę przewrotny, bo wagina jest metaforą całościowej kobiecej seksualności. Tymczasem pewnie będzie jak zwykle i po książkę sięgną głównie kobiety (śmiech). A w Polsce to one znacznie więcej czytają, a już na pewno, jeśli chodzi o obszary związane z ludzką seksualnością.
Dlaczego tak się dzieje?
Zdobywanie wiedzy na temat seksu często uderza w męskie ego - mężczyznom się wydaje, że wszystko wiedzą. Tak właśnie było ze "Sztuką obsługi penisa" – można było usłyszeć opinie mężczyzn, którzy mówili: "Po co ja będę czytał o męskiej seksualności, skoro ja wszystko na jej temat wiem?". A potem trafiają do mojego gabinetu i pierwsze kilka lub kilkanaście sesji wałkujemy bardzo podstawowe tematy, czyli Żeromski i praca u podstaw.
A kto lub co ponosi odpowiedzialność za tę przepaść między kobietami i mężczyznami, jeśli chodzi o wiedzę na temat ludzkiej seksualności?
Kultura. To ona mówi mężczyźnie: "Musisz wprowadzać kobietę w świat seksualności, być jej przewodnikiem, a jednocześnie dokonywać podboju seksualnego, eksplorować ten nieznany świat. A nawet jeśli nie czujesz się na siłach, to powinieneś udawać, że wszystko masz w małym palcu" - nomen omen. I znowu taka postawa chroni męskie ego. Tymczasem to przekonanie niesie ze sobą wiele krzywdy. Bo gdy dochodzi co do czego, to okazuje się, że w świecie realnym mężczyźni w wielu sytuacjach nie umieją sobie poradzić nie tylko z kobiecą seksualnością, ale także z własną. Jakże często w takich sytuacjach można usłyszeć dochodzący z sypialni męski głos, który mówi: "Dzisiaj nie jest zbyt dobry dzień na seks, ja się teraz zbytnio nie podnieciłem. To twoja wina, bo się nie przygotowałaś, nie założyłaś erotycznej bielizny, którą najbardziej lubię".
W znacznej mierze mężczyźni zrzucają winę za niedostatki seksualności na kobiety. A to zamyka drogę do porozumienia erotycznego, seksualnego i przede wszystkim emocjonalnego. Jak wynika z badań, obecnie ok. 36 proc. mężczyzn pozostających w stałych związkach nie uprawia seksu. To jest właśnie efekt tego niedoszkalania się. Mężczyźni często nie wiedzą, po co jest łechtaczka, jak stymulować kobiece strefy erogenne, więc wycofują się z seksualności.
Z jakimi najczęściej niedostatkami wiedzy na temat kobiecej seksualności spotyka się pan u mężczyzn w swoim gabinecie?
Najczęściej mężczyźni kompletnie nie zdają sobie sprawy z tego, że u kobiet seksualność jest bardzo mocno powiązana z mózgiem. Oczywiście u mężczyzn też, ale oni to skutecznie odrzucają, ignorują. Panowie mają poczucie, że seksualność u kobiet powinna działać tak jak u nich, czyli na podbudowie biologicznej: chcą, by kobieta budziła się rano i od razu miała ochotę na seks. Oczywiście tak też się zdarza, ale przede wszystkim gotowość do seksu zależy od tego, w jakim ona jest stanie emocjonalnym.
Weźmy choćby pani przykład: była pani dzisiaj u lekarza i mogła pani dostać wiadomość pozytywną albo negatywną. Obie znacząco mogłyby wpłynąć na pani dzisiejszą seksualność: jeśli informacja była negatywna, to prawdopodobnie nie miałaby pani ochoty na seks, bo przeżywałaby smutek, żal, złość i lęk. A mężczyźni zdają się tego zupełnie nie rozumieć. Dobrym przykładem może być też kłótnia, po której kobieta czuje się dotknięta i urażona, a tymczasem jej partner po upływie pół godziny chce uprawiać seks i w ogóle nie bierze pod uwagę jej stanu emocjonalnego. Takich przykładów w życiu jest bardzo wiele: kobieta dużo pracuje, jest zmęczona, sfrustrowana, a jej partner domaga się seksu wieczorem bez zrozumienia, że to, co spotkało kobietę w ciągu dnia, bezpośrednio wpływa na jej nastrój i libido.
Jakie jeszcze obszary niewiedzy musi pan rozbrajać w swoim gabinecie?
Mężczyźni często wszystko mierzą swoją miarką i są przekonani, że kobieta powinna uzyskać podniecenie tak samo szybko jak oni. Niektórzy moi pacjenci mówią w ramach żartu, choć to smutne i wcale żartem nie jest: "Ja doszedłem, ty nie - a przecież oboje mieliśmy tyle samo czasu". I dla nich to jest zabawne, że przecież oboje mieli po trzy minuty seksu, ale tylko on miał orgazm. Natomiast kobieca seksualność jest inna, wymaga dłuższego pasa startowego. A przecież, żeby mężczyzna przeżył orgazm, to aż tak wiele nie potrzeba. Wystarczy, żeby penis był stymulowany, zwłaszcza jego żołądź i wędzidełko. U kobiety strefy erogenne rozkładają się po całym ciele. Przede wszystkim jednak trzeba zadbać o emocjonalny dobrostan kobiety, żeby czuła bezpieczeństwo, spokój, ciepło.
Kolejnym męskim grzechem jest rzadkie stymulowanie łechtaczki. Ciągle tu pokutuje wymyślona 120 lat temu teoria Freuda, która mówi, że gdy mężczyzna wkłada penisa do pochwy kobiety, to na pewno dotyka swoimi przyjemnymi obszarami (żołędzią) jakichś innych przyjemnych obszarów w kobiecej pochwie (tylnej ścianki pochwy). W efekcie mężczyźni całkowicie ignorują fakt, że u kobiety bardzo duży rozkład tkanek czuciowych znajduje się na łechtaczce, na wewnętrznych i zewnętrznych wargach sromowych, na wejściu do pochwy, a nie gdzieś tam na jej końcu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czyli teoria Freuda, że orgazm pochwowy jest dojrzały, a łechtaczkowy - niedojrzały, wciąż jest żywa?
Tak, wielu moich pacjentów przychodzi do mnie z prośbą o to, żeby wyleczył ich partnerki, które mają orgazm łechtaczkowy. Wydaje im się, że kobieta osiągnie pełnię dojrzałości, jeśli będzie miała orgazmy pochwowe. I kropka. Jednym słowem: mężczyźni zdają się ignorować całkowicie wiedzę naukową zgromadzoną w ciągu ostatnich kilkunastu lat i opierają się na tym, co wiedeński psychoanalityk wymyślił ponad 120 lat temu.
A ta wiara ma jeszcze więcej implikacji: mężczyźni są przekonani, że to oni są dawcami kobiecej przyjemności za pomocą swojego penisa, że bez nich kobieta nie byłaby w stanie osiągnąć orgazmu. Wielu z nich bardzo źle się czuje, gdy zdaje sobie sprawę, że kobieta może być całkowicie autonomiczna w dostarczaniu sobie przyjemności erotycznej. Nie podoba im się, gdy partnerka się masturbuje, stymuluje swoją łechtaczkę, na dodatek używając przy tym różnych gadżetów erotycznych.
W takim przekonaniu utrzymuje mężczyzn też to, co mogą zobaczyć na filmach pornograficznych. Sprawcą kobiecej przyjemności jest tam przede wszystkim mężczyzna.
Tak, my w seksuologii nazywamy to penisocentryzmem. A ponieważ świat się kręci wokół penisa, to u wielu mężczyzn pojawia się kompleks małego członka. Sądzą, że jeśli mają mniejszego penisa, czyli między 12 a 14 cm, to nie mogą w czasie penetracji dostarczyć kobiecie orgazmu. Ich zdaniem penis powinien mieć ok. 20 cm, a najlepiej jeszcze więcej, jak u aktorów filmów porno albo Rasputina, którego członek mierzył 33 cm. W efekcie taki mężczyzna przyprowadza do mnie swoją partnerkę, żebym ją jakoś przewarunkował. Mam zastosować czary-mary, przestawić z orgazmów łechtaczkowych na orgazmy pochwowe. Tymczasem tak naprawdę najbardziej boją się usłyszeć diagnozę, że mają za małego penisa i że to z powodu rozmiaru S, a nie XL nie dostarczają kobiecie orgazmu.
A jakie obszary wiedzy kuleją u kobiet? Z czym one przychodzą do pana, jeśli chodzi o edukację?
Kobiety nie chcą oglądać swoich wagin. Nie cenią ich pod względem estetycznym. A szkoda, bo myślę, że to wpływa bezpośrednio na czerpanie satysfakcji z seksu. Jeśli u kobiet dominuje przekonanie, że lepiej nie patrzeć tam na dół, to prowadzi to do odcięcia się ciała od przeżywania emocji, od głowy, odczucia, własnej seksualności. Często moje pacjentki w ogóle nie wymieniają nazwy swoich narządów, tylko zawstydzone mówią: "tam, na dole".
Moim zdaniem fundamentem czerpania satysfakcji z seksu - zarówno tego penetracyjnego, jak i związanego ze stymulacją łechtaczki czy masturbacją - jest zaprzyjaźnienie się z joni - ja najbardziej lubię używać tego słowa.
A jak pana pacjentki mówią na swoje narządy płciowe, jeśli już je jakoś nazywają?
Najczęściej chyba używają słowa cipka. Niektóre wolą określenia bardziej medyczne, takie jak wagina czy srom. Inne pacjentki stosują określenie wulwa, ostatnio promowane przez niektórych seksuologów. Ta jednak za bardzo kojarzy mi się z bulwą. Wybieram joni, czyli indyjskie określenie żeńskich organów płciowych zarówno w znaczeniu fizycznym, jak i w znaczeniu religijno-duchowym.
Z jakimi jeszcze niedociągnięciami u kobiet mierzy się pan w zakresie podstawowej wiedzy?
Niestety wiele kobiet ma problemy z masturbacją. A my, seksuolodzy, uważamy, że masturbowanie się jest bardzo potrzebne. Przede wszystkim pozwala na zyskanie samoświadomości co do własnych obszarów erogennych, a tym samym tego, co kobiecie sprawia przyjemność, a co nie. Jak inaczej dowiedzieć się, co się lubi?
Masturbacja pozwala też kobiecie na postawienie granicy, na powiedzenie "nie", gdy znajdzie się w sytuacji, w której czegoś nie lubi. Wiedza na temat własnej seksualności może być fundamentem asertywności.
A czego kobiety nie wiedzą o męskiej seksualności?
No tutaj też mamy do czynienia z bardzo podstawową - wydawałoby się - czynnością, czyli stymulacją penisa. Raczej robią to tak, jak widziały na filmach pornograficznych: mocno ściskają członek jak sztangę na siłowni, co u mężczyzny powoduje ból.
U wielu kobiet istnieje też duża obawa, jeśli chodzi o seks oralny - część z nich ma lęk, czy robi to dobrze, czy dostarcza partnerowi wystarczająco dużo przyjemności. W takich sytuacjach zachęcam kobiety do uważności, do przyglądania się reakcjom partnera, bo jeśli będą na niego patrzyły, to zobaczą, czy sprawia mu to przyjemność, czy nie. Niestety, wiele kobiet w czasie seksu oralnego odwraca wzrok.
Z czego to wynika? Ze wstydu?
Tak. Część kobiet w sytuacji, kiedy mają penisa w rękach albo w ustach, zawstydza się. Myślą, że to przejaw wyuzdania i wulgarności. I nie patrzą na partnera. Nie chcą zobaczyć, co wyraża jego mimika, ponieważ boją się, że zobaczą wyraz rozczarowania na twarzy. Obawiają się tej konfrontacji. Tymczasem zazwyczaj mężczyźni są w takiej sytuacji bardzo zadowoleni. Wiele kobiet ma niestety takie dychotomiczne podejście: wszystko albo nic.
Jaka wiedza zawarta w książce wydaje się panu wyjątkowo cenna?
Mam poczucie, że kobiety, które przychodzą do mnie ze swoimi problemami seksuologicznymi, odczuwają ogromny wstyd, że znalazły się w grupie osób, które cierpią z powodu zaburzeń. W ich opinii często świat jest podzielony na osoby "normalne", które uprawiają seks w sposób satysfakcjonujący, częsty, z dużą ekspresyjnością, oraz takie, których życie seksualne jest zaburzone, bo mają problemy z podnieceniem się, z lubrykacją, z bólem podczas stosunku.
Ta książka pokazuje tymczasem, jak wygląda rzeczywistość, w której przecież wszystko jest wymieszane. Problemy z seksem dotykają wszystkich i są całkowicie naturalne. Powtarzam kobietom, że tak samo, jak czasami mamy katar, kaszel, kichamy, tak możemy mieć problemy z anorgazmią czy suchością pochwy. To jest nasz chleb powszedni, bo te problemy dotykają na jakimś etapie życia wszystkich ludzi. Tak samo jest z mężczyznami, którzy najpierw mają problem z przedwczesnym wytryskiem, a w późniejszym wieku - z zaburzeniami erekcji. U kobiet powszechne są na różnych etapach życia problemy z nawilżeniem, pochwicą, czyli zaciskaniem mięśni pochwy, z dyspareunią, czyli bólem w czasie stosunku. Staramy się uświadomić czytelnika, że trudności są częścią życia i nie ma się co wstydzić, tylko warto w takich sytuacjach sięgnąć po pomoc.
Andrzej Gryżewski – psycholog kliniczny, seksuolog, psychoterapeuta poznawczo-behawioralny (CBT), certyfikowany edukator seksualny, terapeuta schematów. Założyciel Instytutu Psychoterapii i Seksuologii "Arte Vita". Autor książek, m.in. "Sztuki obsługi penisa" oraz "Niekochalni. Lęk przed bliskością". Prowadził wykłady z seksuologii i psychologii na SWPS, na UW i na WUM. Wieloletni współpracownik prof. dr hab. Zbigniewa Lwa-Starowicza w Instytucie Seksuologii. Współautor podcastu "Dialogi waginy i penisa".
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!