"Natychmiast się rozbierać". Ujawniają, jak wygląda "fuksówka"

"Fuksówkę zerwałam po trzech tygodniach i już nigdy nie miałam swojego miejsca w szkole. (...) Ostrzegano nas, że będzie trudno. Myślę sobie: dobra, idę w to. Stoimy całym rokiem na scenie i słyszymy: K...o, s...o, co wy tu robicie, pie...one fuksy? Zmywać makijaż, je...e dz...i, natychmiast się rozbierać!" - oto jedna z historii opisywanych w książce "Teatr. Rodzina patologiczna".

FuksówkaWitamy w piekle. Przemoc i manipulacja w polskim teatrze
Źródło zdjęć: © Adobe Stock

Ewa Podsiadły-Natorska: Kiedy pierwszy usłyszała pani, że w polskim teatrze dzieje się źle?

Iga Dzieciuchowicz: Już na studiach, w 2002 lub 2003 roku. Z wykształcenia jestem teatrolożką, wychowałam się w środowisku artystycznym w Krakowie. Mam dużo znajomych wśród studentów szkoły teatralnej i aktorów. To od nich usłyszałam te wszystkie historie, które później okazały się niestety prawdą.

Czego dotyczyły pierwsze niepokojące sygnały, które do pani docierały?

Tego, że pedagodzy w szkołach przekraczają granice intymności, przychodzą na zajęcia pijani, a na próbach odbywa się regularny horror w postaci krzyków, wyzwisk, ataków personalnych.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Pasja jest kobietą". Wiktoria Nowak ma 23 lata, a już szkoli menadżerów. "To łamanie stereotypów"

Nie składano skarg?

Składano, ale nic się nie zmieniało.

Mówiło się już wtedy o fuksówce, trwających kilka tygodni "otrzęsinach" w szkołach teatralnych?

Oczywiście.

Co w nich studentów przerażało najbardziej?

Zupełnie nie spodziewali się tego, co ich czeka. Idąc do szkoły teatralnej, myśleli, że spotkają się z pięknym, artystycznym światem, ze wspaniałymi ludźmi, z którymi znajdą porozumienie. Egzaminy są trudne, a rywalizacja ogromna, więc po dostaniu się do szkoły teatralnej człowiek czuje się, jakby Pana Boga za kostki złapał. I nagle się okazuje, że zaczyna być regularnie upokarzany, poniżany, molestowany, wyzywany. "Kocenie" w szkole teatralnej to przemoc fizyczna, psychiczna oraz seksualna.

Starsi studenci odreagowywali to, przez co sami wcześniej przechodzili? Mówimy w końcu o długoletniej, mocno zakorzenionej tradycji.

Michał Żebrowski w rozmowie ze mną zauważył, że po pierwsze, stosowanie fuksówki na młodszych rocznikach to rodzaj zemsty, a po drugie, przemoc często stosowali ludzie, którzy po studiach nie mogli znaleźć pracy, włóczyli się więc po korytarzach szkół teatralnych, nierzadko podpici i bardzo brutalni. On przeciwko fuksówce stanowczo zaprotestował.

Gdy ktoś już jednak przetrwał fuksówkę, wszyscy w szkole zaczynali zachowywać się niczym jedna wielka rodzina.

Studentom wmawiano, że fuksówka jest rodzajem zabawy, pewnej inicjacji koniecznej w tym zawodzie. Że wszystko było "na niby". Tyle że tego "na niby" wiele osób zwyczajnie nie wytrzymywało. W mojej książce wypowiada się kuratorka sztuki Agata Siwiak, która miała przemocową matkę. Kiedy doświadczyła przemocy na fuksówce, poczuła, że tego nie zniesie. Ze szkoły zrezygnowała, mimo że dostrzeżono w niej potencjał. W ten sposób być może straciliśmy wybitną aktorkę.

Opisuje pani przypadki molestowania seksualnego młodych dziewczyn przez profesorów, co odbywało się pod płaszczykiem "treningu umiejętności". Środowisko chroniło oprawców?

Moim zdaniem panowała zmowa milczenia. Wszystkie działania były tłumaczone koniecznością przekraczania granic, transgresji, wyciągania ze studentów i aktorów ukrytych możliwości, docierania do prawdziwych emocji. Ale to nie były narzędzia pracy ani metody artystyczne stosowane na świecie. W Polsce przemoc stała się metodą pedagogiczną.

Sama chciałam być aktorką i przez rok chodziłam do studia aktorskiego Lart. Dobrze pamiętam, że wszystkie sceny, które ćwiczyliśmy, polegały na doprowadzeniu kogoś do sytuacji ekstremalnej, wręcz do agresji. Kiedy w scenie kłótni między partnerami zaczęliśmy się z kolegą szarpać, pedagog krzyczał: "Świetnie, świetnie!".

Jak się pani czuła?

To było dla mnie za dużo. Zaczęłam się zastanawiać, czy na tym polega bycie aktorem. Czy istnieją jakieś narzędzia lub techniki aktorskie, by w inny sposób, bezpieczniejszy, dojść do tego efektu? Zaczęłam się zastanawiać, czy pracując w ten sposób, będę w stanie oddzielić Igę Dzieciuchowicz od postaci, którą mam zagrać.

System mistrzowski się nie sprawdza?

Zdaniem studentów i absolwentów nie. Młodzi nauczyciele, z którymi rozmawiałam, a którzy w szkołach teatralnych pracują obecnie, mówią, że zostali pedagogami, aby uczyć inaczej, niż sami byli uczeni. Im nikt nie pokazał technik aktorskich stosowanych za granicą, gdzie metod pracy nad ciałem i emocjami jest bardzo dużo.

Jeden z pedagogów opowiedział mi, jak pojechał na warsztaty do Nowego Jorku. Podczas prób miał pokłócić się ze swoim scenicznym partnerem. Chwycił go więc za ramiona i zaczął nim potrząsać. Pedagog prowadzący zajęcia natychmiast zaprotestował, zaczął krzyczeć: "Stop! Boundaries!" (ang. granice). Tam nie wolno nikogo dotknąć bez zgody, trzeba się na to umówić. Nie ma mowy, żeby to się odbywało spontanicznie.

Jak on się wtedy poczuł?

Powiedział mi, że poczuł się jak dzikus.

Odkąd pojawiły się pierwsze sygnały o tym, co dzieje się w polskich szkołach teatralnych oraz teatrach, minęło już trochę czasu. Polski teatr się zmienił?

Hm… Bardzo wielu artystów zaprzecza temu, że system tak wyglądał. Są też artyści wybitni, którzy uważają, że tak musi wyglądać praca na emocjach. Mylą jednak pojęcia, bo czym innym jest przekraczanie własnych granic, a czym innym sytuacja, gdy ktoś przekracza nasze granice dla jakiegoś wyobrażonego efektu. Wydobywanie z młodych aktorów emocji poprzez przemoc niszczyło ich psychicznie i miażdżyło talenty. Pamiętam opowieść o studencie, który nie wyszedł z roli. Zabrało go pogotowie psychiatryczne.

W pani książce znajdują się zaciemnione fragmenty. Dlaczego książka została ocenzurowana?

Zdecydował o tym sąd. Napisałam wcześniej reportaż o reżyserze AST w Krakowie, wobec którego studentki złożyły skargę, ponieważ podczas obrony dyplomu dochodziło do przekroczeń. Sąd prawomocnie umorzył to postępowanie, bo nie dopatrzył się w działaniach reżysera znamion czynu zabronionego. Jest to Paweł Passini, tę informację podano do publicznej wiadomości. Sąd uznał, że jeśli te metody pracy zostaną opisane w książce, to jego dobra osobiste zostaną naruszone.

Sąd nie zna jednak moich ustaleń ani treści książki. Dlatego respektując to postanowienie, usunęliśmy dwa rozdziały, będziemy jednak walczyć o ich przywrócenie, szczególnie że po moim reportażu odezwało się do mnie wiele osób, które również opowiedziały mi o metodach pracy reżysera. On sam twierdzi, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Więc czego się boi?

Mogłabym nie dowierzać tym historiom, gdyby nie fakt, że znam ten temat z własnego otoczenia. Wiem, do czego potrafią się posunąć szefowie teatrów. Panuje kult reżyserów i dyrektorów w tym środowisku?

O tak, kult kogoś, kto ma trzymać w garści cały zespół, kto uważa, że wie, jak ma to wszystko wyglądać, a reszta ma bezszelestnie wykonywać jego polecenia. Pozbyć się wstydu i ograniczeń. Studenci bardzo często słyszeli, że muszą coś z siebie wyrzucić. Rozebrać się do naga i biegać po scenie. Szkoły teatralne już są w procesie głębokich reform. Dlatego liczę, że coś się w końcu zmieni również w instytucjach, bo tematem zainteresowały się polityczki. Oczywiście zmiana będzie bardzo trudna, zajmie dekady.

Musi dojść do rewolucji nie tylko w działaniu tej instytucji, ale przede wszystkim w mentalności. A w Polsce wciąż pokutuje przekonanie, że artyście wolno więcej. Podczas jednego ze spotkań autorskich podszedł do mnie czytelnik, który mieszka w Szwajcarii i obserwował skandal związany z Krystianem Lupą (w 2023 roku w Genewie odwołano premierę spektaklu w reżyserii Lupy, który miał stosować przemoc psychiczną wobec zespołu technicznego).

Powiedział mi, że za człowiekiem, który oskarżył Krystiana Lupę, stanął cały zespół. Ten człowiek został wysłuchany – również przez media. W Szwajcarii teatr to branża jak każda inna. Wszyscy traktowani są na równi. U nas o wybitnych artystach uczy się od pierwszych lat szkolnych. Nieważne, czy się narkotyzowali, pili, przekraczali granice. A przecież takie zachowania nigdy nie powinny być akceptowane ani tym bardziej normalizowane.

Źródło artykułu: WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Wlej 1 łyżkę do wody i pij na czczo. Wesprze jelita, obniży cukier
Wlej 1 łyżkę do wody i pij na czczo. Wesprze jelita, obniży cukier
Pokazała nagrania z jachtu. W czerwonym bikini wygląda obłędnie
Pokazała nagrania z jachtu. W czerwonym bikini wygląda obłędnie
Wymieszaj z wodą. W mig pozbędziesz się kamienia ze słuchawki prysznicowej
Wymieszaj z wodą. W mig pozbędziesz się kamienia ze słuchawki prysznicowej
Wskoczyła na rower. W mikroszortach wyglądała obłędnie
Wskoczyła na rower. W mikroszortach wyglądała obłędnie
Ma 22 dzieci. Tyle miesięcznie wydaje na ich utrzymanie
Ma 22 dzieci. Tyle miesięcznie wydaje na ich utrzymanie
Satysfakcjonujący seks? Seksuolożka stawia sprawę jasno
Satysfakcjonujący seks? Seksuolożka stawia sprawę jasno
Zatrzymała się w Kołobrzegu. Nie spodziewała się tego, co tam zobaczy
Zatrzymała się w Kołobrzegu. Nie spodziewała się tego, co tam zobaczy
Pokazała wakacyjne mani. "Crystals french" to hit na lato
Pokazała wakacyjne mani. "Crystals french" to hit na lato
"Nad Bałtyk nam się zechciało". Pokazali, co ich spotkało
"Nad Bałtyk nam się zechciało". Pokazali, co ich spotkało
"Siedem okienek, czynne jedno". Romanowska nie wytrzymała
"Siedem okienek, czynne jedno". Romanowska nie wytrzymała
"Tryb ratunkowy" dla katolików bez spowiedzi. Jest jeden warunek
"Tryb ratunkowy" dla katolików bez spowiedzi. Jest jeden warunek
Przez lata była alkoholiczką. Mówi o "ostatecznym sygnale"
Przez lata była alkoholiczką. Mówi o "ostatecznym sygnale"