Własnym myśliwcem w przestworza. "Jak samolot można zbudować, to wszystko można zrobić"
Replika Nieuporta 17, francuskiego myśliwca z czasów I wojny światowej, to maszyna wyjątkowa, bo wykonana przez pasjonata-amatora. Kiedy Nieuport wzbił się w powietrze w 2016 r., jego konstruktor Waldemar Mazera, biznesmen i lotnik z zamiłowania, nie krył dumy. Udało mu się ukończyć dzieło dokładnie 100 lat po tym, gdy po raz pierwszy z ziemi uniósł się oryginał francuskiego dwupłatowca.
- Zawsze marzyłem o własnym dwupłatowcu. To najbardziej klasyczny, piękny model. Jako dzieci jeździliśmy na rowerach do oddalonej o kilkanaście kilometrów Sieniawy, żeby podziwiać AN 2 w tamtejszym PGR-ze. Rozpylał nawozy i opryski – mówi Waldemar Mazera.
Lotnikiem chciał być od dziecka. Najpierw puszczał latawce, później kleił modele, konstruował własne samolociki - szybowce i maszyny na uwięzi z silnikiem napędzanym eterem.
- Na początku było tak, że mój model rozbijał się o ziemię po chwili od startu, natychmiast był naprawiany i znowu lądował na ziemi. Było wiele takich prób, zanim nauczyłem się robić to dobrze – wspomina.
Po ukończeniu podstawówki Waldemar Mazera wybierał się oczywiście do szkoły lotniczej w Dęblinie. Życie, jak to bywa, ułożyło się inaczej, więc do swojej pasji wrócił dopiero jako dorosły człowiek. Chociaż ani na chwilę nie przestał być na bieżąco z wiedzą lotniczą - jeździł na pokazy, gromadził literaturę. W tym czasie założył rodzinę, podjął pracę, otworzył firmę. Pasja zeszła na drugi plan na wiele lat.
- Kilkanaście lat temu zobaczyłem nad morzem motoparalotniarzy. To przecież najprostsza forma latania – pomyślałem. Zaraz po powrocie zacząłem szukać, pytać, ukończyłem kurs paralotniowy. Stałem się posiadaczem własnej paralotni, do której później dokupiłem napęd. Uczestnicząc w zlotach i spotkaniach motoparalotniarzy, poznałem Krzyśka Cwynara z Bliznego, który miał już wtedy zaawansowanego w budowie Nieuporta 11. Pokazał, że zbudowanie własnej maszyny to wspaniała pasja i ogromna satysfakcja - opowiada.
Pan Waldemar zapalił się do pomysłu, kupił projekt, zgromadził potrzebne materiały. Przez kilka pierwszych miesięcy pracował pod okiem swojego nauczyciela. Potem przewiózł maszynę do specjalnie przebudowanego garażu koło domu.
- Nie miałem ani wykształcenia w tym kierunku, ani praktyki. Wszystkiego uczyłem się od podstaw – pytałem, czytałem, podglądałem, słuchałem bardziej doświadczonych, życzliwych kolegów. W sumie zajęło mi to cztery lata, około tysiąca godzin pracy – wspomina.
Czy pomogły w tym pieniądze? Trochę tak – przyznaje pan Waldemar. Bardziej jednak własna działalność gospodarcza, która umożliwiła elastyczne ułożenie czasu pracy.
Nieuport 17 pana Waldemara do złudzenia przypomina historyczne maszyny, choć zastosowano w nim wiele nowoczesnych rozwiązań. Zamiast oryginalnej drewniano-stalowej konstrukcji użyto rur duralowych, które są zdecydowanie trwalsze, lżejsze i bardziej odporne na warunki atmosferyczne. Maszyna ma na końcu kadłuba koło, a nie płozę, jak kiedyś, co ułatwia manewrowanie. Posiada hamulce, których w oryginale nie było.
W kabinie są współczesne przyrządy nawigacyjne a w środku 100-konny silnik Rotax. Ma także akumulator i rozrusznik, co ułatwia odpalenie jednym ruchem kluczyka. Inna różnica, także wynikająca z nowych, dostępnych materiałów, to zastąpienie szklanej szyby przed kabiną pilota pleksi. Samolot ma także zadymiacz, który może przydać się podczas pokazów imitujących walki w powietrzu.
Większość prac pan Waldemar wykonał sam. Opłótnianie, lakierowanie, wszystkie te specjalistyczne czynności można było zlecić. Samolot powstał jednak metodą prób i błędów w przebudowanym garażu konstruktora.
Nieuport 17 wykonany jest w skali siedem ósmych oryginału. To celowy zabieg, chodziło o to, by maszyna mogła mieścić się w kategorii samolotów ultralekkich, co ma znaczenie przy rejestracji, a licencja pilota pana Waldemara daje mu prawo do obsługi takich maszyn.
Rozpiętość wzmocnionych płótnem skrzydeł to ponad 7,5 m, długość przekracza 5 m. Nowoczesny silnik zużywa 15 l benzyny na 100 km lotu. Samolot może lecieć ze średnią prędkością 110–120 km na godzinę, w powietrzu może utrzymać się do trzech godzin.
- Tak na poważnie zacząłem latać dopiero wiosną tego roku. Wcześniej sporo było oblatywania, doprecyzowywania szczegółów, trenowania. W kwietniu razem z kolegą pokazaliśmy nasze myśliwce w Sękowej k. Gorlic podczas inscenizacji bitwy pod Gorlicami. Prezentowaliśmy też Nieuporty w Szymbarku podczas sympozjum na temat udziału lotnictwa w wielkiej wojnie – opowiada pan Waldemar.
- Dwa myśliwce razem robią wrażenie. Dwóch kolegów, także z Podkarpacia, pracuje nad Nieuportem12 i 24. Może niedługo polecimy wszyscy razem na jakieś pokazy jako grupa rekonstrukcyjna – marzy pan Waldemar.
Nie jest to wcale nierealne. Lekcje żywej historii, inscenizacje wydarzeń historycznych to najlepszy sposób, by zarazić młodych ludzi pasją i zachęcić do realizacji marzeń.
- Czasami, kiedy ktoś mówi, że czegoś się nie da, moja żona odpowiada: "Zapytaj Waldka, jak samolot można zbudować, to wszystko można zrobić". I rzeczywiście tak jest. W czasach komuny marzenia o własnym samolocie były wielką abstrakcją. Wiem, że jeśli człowiek bardzo czegoś pragnie, to kiedyś to zrealizuje. Nawet jeśli jest małym chłopcem – kończy opowieść.
Partnerem artykułu jest Alior Bank