Wmawiała wszystkim, że jest chora na raka. Kłamstwo wyszło jednak na jaw
17.08.2017 15:48, aktual.: 03.10.2018 15:13
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Gdy Hope powiedziała swojej mamie o raku, kobieta załamała się. Jej córka miała 30 lat i małe dziecko, i nigdy wcześniej poważnie nie chorowała. Hope zaplanowała nawet swój pogrzeb – wybrała trumnę, wymarzyła sobie, że podczas ceremonii ktoś wypuści białe gołębie. I gdy wszystko było dopracowane, lekarze zaczęli dostrzegać luki w tej tragicznej historii.
- Nigdy się tego nie spodziewałam – mówi dziś w rozmowie z CNN matka kobiety, Susan. W 2000 roku Hope Ybarra poinformowała ją, że ma raka kości. Płakały, kiedy odwiedzały dom pogrzebowy. Rodzina i przyjaciele wspierali Hope jak mogli. Mieli ją za kochającą, dzielną i nieustraszoną matkę. Pomagali jej więc finansowo, zapewniali najpotrzebniejsze rzeczy.
Przez osiem lat Hope fałszowała wyniki badań, zmyślała, że przechodzi chemioterapię. Przyjaciele o niczym nie wiedzieli. Organizowali przyjęcia, gdy stan jej zdrowia się "polepszał", wyprawili nawet huczną imprezę, gdy "wyzdrowiała". Oszukała wszystkich. Hope jeszcze podczas rzekomej chemioterapii skłamała matce, że jest w ciąży z bliźniakami. Po kilku tygodniach, gdy już nie mogła dłużej udawać, powiedziała Susan, że poroniła w szpitalu.
- Ja byłam przekonana, że straciłam wnuki – mówi po latach kobieta.
Lekarze mieli jednak duże wątpliwości, co do choroby 30-letniej Amerykanki, której historię opisuje po latach CNN i emituje w serii "Something’s killing me". Jeden z lekarzy poprosił, by matka kobiety przeszukała wszystkie dokumenty córki, które powiedziałyby coś więcej o stanie zdrowia Hope. Susan szperała, ale nic nie znalazła. _– Musiało być jakieś wytłumaczenie tego wszystkiego – _wspomina.
Nie było wyników badań, rezonansu, notatek z wizyt u onkologa. – To był moment, w którym całe nasze życie się zmieniło – dodaje po latach Susan. Niedługo po tym, gdy nie mogła znaleźć dokumentów, poszła do lekarzy. Przyznała, że z córką dzieje się coś złego, ale to nie jest nowotwór. Okazało się, że Ybarra cierpi na zespół Muchausena – pacjenci, u których to zdiagnozowano, wywołują u siebie objawy różnych chorób. Hope przyznała w końcu matce, że wszystko zmyśliła. Tyle że koszmar rodziny na tym się nie skończył.
Mama kazała mi chorować
Po raz pierwszy historię rodziny opisała dziennikarka "The Star Telegram" w 2015 roku. Teraz kłamstwa Hope znów wracają za sprawą "Something’s killing me", emitowanego przez telewizję HLN.
Hope nie poprzestała na udawaniu choroby – wmówiła ją także dziecku. U jej najmłodszej córki lekarze mieli zdiagnozować mukowiscydozę. Schorzenie to najczęściej powoduje zmiany w układzie oddechowym (dziewczynka miesiącami chodziła w masce na twarzy) i pokarmowym, które mogą prowadzić do niewydolności trzustki, a czasem też wtórnej cukrzycy. Nic, o czym można żartować.
Matka dziewczynki była bardzo zaangażowana w walkę z chorobą. Stawiała się na wszystkich szpitalnych komisjach, brała udział w publicznych zbiórkach. Wiele osób uważało, że jest oddaną matką, która zrobi dla dziecka wszystko. Nikt tylko nie wiedział, że to przez Hope mała choruje.
Ostatecznie 30-latkę oskarżono o kradzież patogenów z laboratorium, które podawała córce. Fałszowała testy, które tylko utwierdzały wszystkich w przekonaniu, że dziewczynka cierpi na mukowiscydozę. Upuszczała nawet krew córce, co powodowało wstrząsy anafilaktyczne. Po pół roku śledztwa kobieta została skazana za narażanie życia dziecka. Aresztowano ją w październiku 2009 roku. Za kratami miała spędzić 10 lat. Na dwa lata przed końcem kary jej rodzina postanowiła opowiedzieć o wszystkim, co działo się w ich życiu.
Hope przyznaje w rozmowie z CNN: _- Kłamałam, żeby inni zwracali na mnie uwagę. Niektórych historii już nie pamiętam. Pewnie je zablokowałam. Cały czas kłamię, pewnie teraz też. _
Takich historii jest znacznie więcej, a syndrom Munchausena znany jest lekarzom od lat. W 2015 roku do więzienia trafiła Lacey Spears. Na swoim blogu przez lata pisała o chorobach synka. Lekarzy odwiedzała z nim z różnych powodów: od infekcji ucha, do ekstremalnie wysokich gorączek. Malec zmarł, bo któregoś dnia wstrzyknęła mu śmiertelną dawkę roztworu soli w brzuch. Rok temu po raz pierwszy udzieliła wywiadu. _– Nie skrzywdziłam go! Nie zabiłam syna – _powtarzała.
Również w 2015 roku na jaw wyszła historia Gypsy Blancharde. Przez lata okłamywała, że jej córka Dee Dee jest ciężko chora. Goliła jej głowę, przywiązywała do wózka inwalidzkiego. Wmawiała ludziom, że dziewczynka ma białaczkę, astmę, dystrofię mięśniową, epilepsję i jeszcze kilka innych chorób. Ostatecznie skazano ją na 10 lat pozbawienia wolności.
W tym samym roku syndrom Munchausena zdiagnozowano u Katy Bush. Doprowadziła swoją 8-letnią córeczkę do takiego stanu, że mała musiała być hospitalizowana ponad 200 razy. Przez matkę dziewczynka przeszła 40 niepotrzebnych operacji.
Zobacz także
Hipochondria po polsku
Przykładów z Polski też nie brakuje. W lipcu tego roku głośno było o 24-latce, która sfałszowała dokumentację medyczną, a lekarze wycieli jej zdrowe organy. Sprawa trafiła do prokuratury. Ustalono, że nigdy żadna placówka nie wykonywała badań, na podstawie których wycięto żołądek, śledzionę, część przełyku i węzły chłonne. Lekarze nigdy nie zdiagnozowali u niej żadnych problemów z tymi organami.
Prokuratura Okręgowa w Gliwicach oskarżyła kobietę o sfałszowanie dokumentacji medycznej, którą posłużyła się w celu przeprowadzenia u niej zbędnego zabiegu. Kobieta sama przyznała się do winy, a diagnoza psychiatrów była oczywista: zespół Munchausena.
- Często mówi się, że takie osoby chcą za wszelką cenę ściągnąć na siebie uwagę. Czy tylko z takiego powodu decydują się symulować choroby? – pytam doktor Małgorzatę Rzewuską, psychiatrę.
- Wie pani, w zasadzie nie chodzi o uwagę. Chodzi o opiekę, o współczucie, o poczucie, że jest się dla kogoś ważnym i inni nie przechodzą obok. Kłamstwa zmierzają do tego, by mieć opiekę medyczną. W bardzo wielu krajach, nie tylko u nas, zapewnione jest przecież współfinansowanie opieki. A wśród lekarzy i pielęgniarek najczęściej są osoby opiekuńcze, ciepłe, które chcą pomagać – przyznaje dr Rzewuska.
Kim najczęściej są osoby cierpiące na ten syndrom?
- Ci, którzy nie spełnili jakichś swoich ambicji. Stres powodowany niemożnością przeskoczenia swojej aktualnej sytuacji materialnej czy społecznej powoduje, że zwracają się za wszelką cenę o pomoc u innych. Czepiają się jak tonący brzytwy tej służby zdrowia, którą można sobą zainteresować tylko wtedy, gdy ma się jakieś poważne zaburzenia – mówi.
Świat się zmienił i lekarze nie dają się łatwo oszukać, a i sfałszowanie informacji nie jest w cale takie proste. Dlatego, jak przyznaje ekspert, chorzy częściej niż lekarzami manipulują bliskimi. I, co ciekawe, najgłośniej jest o historiach kobiet, choć nie ma oficjalnych statystyk i danych, które potwierdzałyby, że to one są bardziej skłonne do rozwijania tego typu zaburzeń.
Dodaje, że mamy coraz większą wiedzę na temat różnych chorób, m.in. dzięki popularności seriali medycznych, więc trudno się dziwić, że znajdują się tacy, którzy wykorzystują to w codziennym życiu. To druga strona medalu, bo nie tylko osoby z zaburzeniami psychicznymi wykorzystują choroby i lekarzy do tego, by zwrócić na siebie uwagę.
- Wydaje mi się, że ze względu na dużą zapadalność ludzi na różne choroby, hipochondryzacja będzie nam rosła w społeczeństwie. To będzie dobry pretekst, by zainteresować sobą lekarzy. Nie ma dziś rzetelnych informacji na temat chorób, nie ma dobrych informatorów, czytamy przeróżne rzeczy w sieci. Nie jestem wróżem, ale jestem w stanie przewidzieć, że przy tej niedoskonałej służbie zdrowia, takich przypadków może być jeszcze więcej – zauważa dr Rzewuska.