Wolą remizę zamiast restauracji. Wesele urządzili po swojsku
Iwona zawsze marzyła o weselu w remizie. Marta i Tomek zdecydowali się na nie po długich namysłach. Zuza żałuje, że do wiejskiej uroczystości zmusili ją rodzice. Symbol PRL-owskiej biesiady przeżywa renesans.
Wesele w remizie na 130 osób
130 osób. Wszyscy albo na parkiecie, albo przy suto zastawionych stołach. Do dzisiaj wspominają, jak świetnie się bawili. Tak wyglądało wesele Tomka i Marty Szuwarskich. Nie odbyło się w modnej sali weselnej ani eleganckiej restauracji. Narzeczeni wybrali… strażacką remizę. Nie oni jedni.
- Gdybym miała organizować wesele drugi raz, znowu wybrałabym remizę. Minęły 3 lata, a rodzina podczas świąt do dziś przypomina, jaka to było udana impreza. Nie dość, że mieliśmy pyszne jedzenie i świetny zespół, to jeszcze zapłaciliśmy praktycznie połowę tego, co zaśpiewali sobie właściciele domów weselnych. To była najlepsza decyzja – mówi 29-letnia Marta z małej miejscowości pod Płońskiem.
Wydawać by się mogło, że wesela w remizach to relikt lat 80. i 90., na który dzisiaj decydują się tylko te pary, którym brakuje funduszy lub innych opcji. Nic bardziej mylnego. "Wiejskie" wesela mają się dobrze i wciąż wybiera je mnóstwo narzeczonych.
Marta i Tomek na początku wahali się, czy remiza nie będzie obciachem. – Chodziliśmy od sali weselnej do sali i załamywaliśmy ręce. Albo ceny były z kosmosu, albo każdy szczegół organizacji był narzucony przez właścicieli. Wtedy mama Marty podrzuciła pomysł, żeby uroczystość zorganizować w remizie w ich rodzinnej miejscowości. Nie byliśmy przekonani, czy to dobry pomysł. Wydawało nam się, że to trochę obciach i baliśmy się krytyki rodziny – opowiada Tomek.
Im dłużej o tym myśleli, tym bardziej przekonywali się do tego rozwiązania. – Po przekalkulowaniu wszystkich za i przeciw stwierdziliśmy, że to naprawdę dobra opcja. Tania i stuprocentowo dostosowana do nas. Sami wybraliśmy catering, zespół i dekoracje – wspomina Marta. – To był strzał w dziesiątkę. Znajomi i rodzina bawili się świetnie. Ostatni goście wyszli o 7:30 rano. Nikt nie podpierał ścian i nie marudził. Najlepsze wesele, jakie mogliśmy sobie wymarzyć – dodaje.
Weselny klimat
O weselu w wiejskiej remizie od zawsze marzyła Iwona z Katowic. – Kocham wesela w remizie. Nigdzie się tak nie wybawię, jak tam. Tańce do białego rana, swojska i swobodna atmosfera, pyszne jedzenie od kucharek, które gotują jak u mamy, no bajka – mówi 27-latka w rozmowie z WP Kobieta.
Kiedy chłopak Iwony, a obecnie już mąż, jej się oświadczył, oczywiste było, że wesele będzie w remizie. – Nie było innej opcji. Nawet nie szukałam innej sali weselnej albo restauracji. Od razu przyklepaliśmy remizę w pobliskiej wsi. Znajomi pukali się w głowę, że to przecież straszna "siara". Ja wiedziałam czego chcę. W końcu to moje wesele i najważniejsze, żebyśmy z narzeczonym byli zadowoleni – tłumaczy Iwona.
Kobieta zdradziła, że mimo jej zadowolenia z uroczystości, było kilka rzeczy, które wytrąciły ją z równowagi. – Remiza, którą wybraliśmy, była naprawdę ładna. Świeżo po remoncie wyglądała lepiej, niż niejeden dom weselny. Problemem było otoczenie. Obok były gospodarstwa rolne i łąki. Akurat w dniu naszego ślubu ktoś postanowił wylać na pole gnojówkę. Na sali nie było tego czuć, ale wystarczyło wyjść na zewnątrz, żeby poczuć ten smród – opowiada.
Nie obyło się również bez plotek, które po uroczystości przekazywała sobie rodzina i przyjaciele młodych. – Słyszałam, że wielu osobom się nie podobało. Niby dobrze się bawili, a i tak mieli jakieś "ale". Wiele przykrych słów padło zwłaszcza od naszych przyjaciół z miasta. Było i nazywanie nas "wieśniakami" i nieprzyjemne docinki. Zabolało, bo to było spełnienie moich marzeń. Nie rozumiem, czemu nie mogli tego uszanować – mówi rozżalona Iwona.
Nic wspólnego z PRL-em
Koszty organizacji wesela w remizie potrafią być nieporównywalnie niższe, niż organizacja uroczystości w sali weselnej lub eleganckiej restauracji. Samo wynajęcie remizy to kwestia maksymalnie tysiąca złotych. Koszt "talerzyka" w prywatnym cateringu wynosi ok. 100-150 zł. W salach weselnych cena za jedną osobę rośnie do nawet 300 zł. To różnica nawet kilkunastu tysięcy za całość.
Dzisiejsze remizy nie przypominają też swoich poprzedniczek z czasu PRL-u. Większość z nich jest wyremontowana, ma klimatyzację, nowoczesną kuchnię i toalety. Ale mają także piętno "wiejskiej potupajki", która wielu osobom może przeszkadzać.
Rodzicielskie veto
Wesela w wiejskiej sali za nic nie chciała Zuza Tymoszko, 25-latka z małej wsi pod Skierniewicami. – Marzyłam o eleganckiej uroczystości w pięknym domu weselnym. Chciałam zaprosić kilkanaście najbliższych osób, zjeść pyszną kolację, napić się wina i potańczyć przy hitach z lat 80. Niestety, nic z tego nie wyszło – wspomina młoda żona.
- Za mąż wychodziłam, kiedy miałam 23 lata. Nie zarabiałam wtedy dużo, więc za uroczystość mieli płacić moi rodzice i teściowie. To oni postanowili, że będziemy mieć huczne wesele w remizie. Nie chciałam tego, ale postawili mi ultimatum. Albo taki ślub, albo żaden. Dzisiaj bym się na to nie zgodziła, ale wtedy postanowiłam odpuścić. Narzeczony przekonał mnie, że może nie będzie tak źle, w końcu nasza remiza jest ładna i klimatyzowana, a do tego blisko domu – opowiada Zuza.
Okazało się jednak, że wesele nie spełniło oczekiwań panny młodej. – Zamiast przyjęcia z klasą, miałam pijanych gości i przaśne przyśpiewki do muzyki disco-polo. Byłam na skraju rozpłakania się. Nasi rodzice bawili się świetnie, a my cały wieczór spędziliśmy z wymuszonymi uśmiechami na twarzy. Za oknem co chwilę słychać było traktory, a spod pobliskiego spożywczaka zleciała się cała śmietanka miejscowych żuli, którzy żebrali pod drzwiami o flaszkę. Było mi tak wstyd przed znajomymi ze studiów, że chciałam tylko, żeby ten dzień się już skończył – puentuje kobieta.
Sezon weselny ruszył pełną para. Niezależnie od tego, czy odbywają się w remizach czy w salach weselnych lub restauracjach, ważne, żeby goście i para młoda dobrze się bawili. W końcu to jedyny taki dzień w ich życiu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl