Woli adoptować psa niż mieć dziecko. Model nowoczesnej "rodziny"
Niektórzy traktują zwierzęta jak członków swojej rodziny. Właściciele uczą je, kupują zabawki, a czasami nawet ubierają. Po prostu instynkt macierzyński przemienił się w miłość do zwierząt. I tak Klaudia i Alicja postanowiły, zamiast miast mieć dzieci, adoptować psy.
30.09.2019 | aktual.: 30.09.2019 10:46
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Co drugi Polak (52 proc.) posiada jakieś zwierzę w domu - wynika z sondażu Kantar Public. Psa ma 42 proc. badanych, kota - 26 proc., a 5 proc. - inne zwierzę.
Pies to też człowiek
Alicja odkąd pamięta, kocha zwierzęta. Dorastała w towarzystwie dwóch kotów, yorka i chomika. Nigdy nie zastanawiała się nad tym, ile i czy w ogóle chce mieć dzieci. Los zadecydował za nią. W wieku 26 lat wyszła za Pawła, a w wieku 28 postanowili, że chcą powiększyć rodzinę. Okazało się, że Ala z powodów zdrowotnych nie może mieć dzieci. Po kilku próbach poddali się i postanowili, że przygarną psa. Wabi się Kama, bo tak miała nazywać się ich córeczka.
– Kiedy Kama pojawiła się w naszym domu, wstąpił w nas nowy duch. W końcu wróciło nasze życie – opowiada Ala o swojej suczce. Nie wiem, czy to normalne, kiedy mówię do niej, że ją kocham. Nie traktuję jej jak dziecka, ale czuję się za nią odpowiedzialna. Czasami zwracam się do niej: "córciu" – dodaje. Ludzie często odwracają się na ulicy, gdy słyszą jak Alicja zwraca się do psa. Nie wiedzą jednak, jaki jest powód i jaka historia się za tym kryje.
Psycholog Violetta Nowacka z Poradni Psychologicznej "SELF" Przyjazne Terapie tłumaczy zachowanie kobiety, które jest normalne w zaistniałej sytuacji. – Umysł jest przystosowawczy. Potrafi człowiekowi zrobić wielki prezent, dostosowując się do zaistniałej rzeczywistości. Jeśli umysł tej kobiety wygenerował rozwiązanie, dzięki któremu ona może zaakceptować swoje życie, jest to wspaniałe rozwiązanie. Nie ma skutków ubocznych i nikt ich nie rejestruje. Ani ona, ani inni ludzie – stwierdza.
– Jeśli mówi do psa "córeczko", to wyłączna jej sprawa, a nie obserwatora, któremu może się to nie podobać. Należy kierować się użytecznością w przypadku danego postępowania. Jeśli zachowanie jest użyteczne dla jej dobrego nastroju, a nie krzywdzi w tym innych, to wówczas nie możemy powiedzieć, że jest to złe – dodaje.
Alicja mówi wprost, że przecież pies to też człowiek. Tak jak z niemowlakiem. Dziecko płacze, śpi, trzeba karmić, zmieniać pieluchę. Natomiast pies szczeka, śpi, trzeba go karmić i nauczyć go załatwiania się na zewnątrz. – Tak samo jak macierzyństwo, zwierzę to również obowiązki. Kama śpi z nami w łóżku, ale nie przeszkadza mi to. Przytulam ją do siebie i zasypiam. Jest moim oczkiem w głowie. Mam męża, a naszym "dzidziusiem" jest właśnie Kama – kwituje.
Pupila pokochali jak własne dziecko
Klaudia i Sebastian są parą od ośmiu lat. W zeszłym roku zaręczyli się i postanowili wziąć psa ze schroniska. Nie planują ślubu ani zakładania rodziny. Kundelek wabi się Franek i to jego traktują jak swoją pociechę. – Mam 31 lat i nigdy nie miałam instynktu macierzyńskiego. Mogę powiedzieć, że wręcz nie lubię dzieci. Zawsze przerażała mnie perspektywa ciąży i samego porodu, dlatego razem z moim partnerem podjęliśmy decyzję, że wolimy mieć psa niż dziecko – mówi Klaudia.
Długo zastanawiali się nad wyborem pupila, w końcu doszli do wniosku, że wezmą go ze schroniska. Ich znajomi są zachwyceni Frankiem. – Jak wyjeżdżamy na urlop, to każdy z paczki chce się nim zajmować. Przyznają, że dziecka nie wzięliby na noc, a Frania uwielbiają – stwierdza 31-latka.
Zobacz także: Moje dziecko i jego miłość do naszego psa
Pupila pokochali jak własne dziecko. Zabierają go na obiady rodzinne, na piwo z przyjaciółmi, ostatnio nawet był na weselu, bo państwo młodzi się zgodzili. Natomiast czują niesprawiedliwość w miejscach publicznych. – Ostatnio wyprosili nas z ogródka kawiarnianego, bo przyszliśmy z psem. To jawna dyskryminacja. Dlaczego nikt nie wyprasza z restauracji rodziców z wrzeszczącym dzieckiem? Przecież jest to bardziej uciążliwe niż obecność grzecznego psa – tłumaczy.
I tak nie mogą wejść z psem na pobliską pocztę, przyjść do niektórych restauracji czy zrobić zakupów w supermarkecie. – Franek jest grzeczniejszy niż niejedno dziecko. A jak patrzę na te wkurzające bąbelki, to tylko utwierdzam się w przekonaniu, że podjęliśmy dobrą decyzję – kwituje Klaudia.
Co sądzi o takim postępowaniu psycholog? – Gdyby kobieta robiła aferę, że do restauracji wpuszczają dzieci, a jej psa nie, to można byłoby podciągnąć jako problem dla innych. Wówczas domagałaby się, aby jej psa traktować jak dziecko i byłoby to nadużycie. Nie można pomylić, kto jest zwierzęciem, a kto człowiekiem. Dopóki jest to opinia i nie zamienia się w bezpośrednie czyny, nie stanowi, to żadnego problemu – zapewnia Violetta Nowacka z Poradni Psychologicznej "SELF" Przyjazne Terapie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl