Wrzeszczącym dzieciom dziękujemy
Stany Zjednoczone, kraj, w którym zrodziły się sieci restauracji, posiłki na wynos i McDonald’s, nie przestaje nas zadziwiać. W jednej restauracji w Północnej Karolinie, doprowadzeni do ostateczności właściciele zawiesili na drzwiach lokalu napis „Wrzeszczące dzieci będą wypraszane”. W kraju, w którym wszelkie przejawy dyskryminacji są radykalnie zwalczane, inicjatywa spotkała się z poklaskiem.
26.10.2010 | aktual.: 08.11.2010 11:08
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Stany Zjednoczone, kraj, w którym zrodziły się sieci restauracji, posiłki na wynos i McDonald’s, nie przestaje nas zadziwiać. W jednej restauracji w Północnej Karolinie, doprowadzeni do ostateczności właściciele zawiesili na drzwiach lokalu napis „Wrzeszczące dzieci będą wypraszane”. W kraju, w którym wszelkie przejawy dyskryminacji są radykalnie zwalczane, inicjatywa spotkała się z poklaskiem. Czy niesforne dzieci nie już zasługują na elegancki wyszynk?
„Dlaczego dziecko krzyczy, czego ono chce? Dziecko chce krzyczeć” – popularny dowcip nieźle obrazuje starą prawdę. Dzieci krzyczą, żałośnie zawodzą, piszczą, płaczą, marudzą, wrzeszczą, drą się, wyją, jęczą i kwękają – bo mają swoje powody. Uwierające rajstopki, śpiochy wpijające się boleśnie w pachwinę, wzbierająca potrzeba zwymiotowania i niezdolność rodzica do odgadnięcia, co jest nie tak – to powoduje irytację dzieci.
Czasem dzieci płaczą, bo mają pełną pieluchę, czasem, bo są głodne albo je coś boli, nierzadko – tylko dlatego, bo mają zły humor, który wszak każdemu może się zdarzyć. Małoletni nie wiedzą, że dorosłość czasem jest związana z tym, że trzeba powstrzymać na wodzy emocje i nie wybuchać rykiem, zwłaszcza w miejscach publicznych.
Dzieci bywają zabierane do lokali restauracyjnych: czasem rodzicom nie udaje się znaleźć opieki, a czasem odważni opiekunowie uznają, że już najwyższy czas wyprowadzać dziecko do ludzi. Większość restauracji jest „children-friendly”: można podgrzać tam jedzonko dla bobasa, jest specjalne wysokie krzesełko, a w toalecie miejsce do przewijania (swoją drogą to miejsce jest tylko w damskich toaletach: mamusia przewija, tatuś zamawia deser...). Obsługa restauracyjna jest otwarta na goszczenie w swych progach małych ludzi, mając jednak nadzieję, że mali konsumenci będą zachowywać się tak jak duzi. Jest to jednak rosyjska ruletka: bo na dobrą sprawę nie wiadomo, co bobasa ugryzie i co spowoduje ryk, płacz, wielominutowe zawodzenie.
Tych nerwów nie wytrzymali właściciele restauracji „Olde Salty”w Północnej Karolinie i na początku września na drzwiach lokalu wywiesili wiele znaczącą plakietkę, która głosi, że wrzeszczące dzieci będą wypraszane. Nie ważne czy chodziło o pełną pieluchę czy niesmaczne pesto: nie umiesz się zachować – dziękujemy.
Co dziwne – nikt nie oburzył się na ten przejaw dyskryminacji. Właścicielka lokalu, Brenda Ames w wywiadach podkreślała, że od tego czasu obroty jej restauracji podwoiły się. – Sama mam dzieci, wiem, że od czasu do czasu mają potrzebę płaczu, stękania albo krzyku. Ale mam też klientów, którym to przeszkadza i o nich też muszę dbać – opowiadała Ames, a w ślady restauracji z Północnej Karoliny poszły szybko inne punkty gastronomiczne w USA.
W jednym z odcinków „Seksu w wielkim mieście” bohaterki serialu dyskutują, czy dzieci powinny być wpuszczane do eleganckich lokali. Tego samego dnia Samantha zostaje poproszona przez menadżera restauracji, aby zakończyła rozmowę przez telefon, ponieważ w danym lokalu nie używa się komórek. „A co powie pan o nim?” – pyta panna Jones, wskazując na wrzeszczącego czterolatka, rozrzucającego makaron. „Nic na to nie poradzimy, to jeszcze dziecko”, słyszy w odpowiedzi.
Wiele dorosłych osób było kiedyś w skórze Samanthy: miły obiad albo sympatyczny lunch psuły wrzaski i płacz dziecka przy stoliku obok. Można wzdychać, można patrzeć wymownie na podirytowanych rodziców, ale „nie można nic zrobić”. Oprócz czekania, aż dziecko przestanie się awanturować, albo rodzice opuszczą lokal wraz z niesfornym potomkiem. Można też pojechać do Północnej Karoliny i rozkoszować się posiłkiem wolnym od dzieci. A czasem można pójść do McDonald’s – tam wrzask dzieci napędza sprzedaż.