Współczesne wesela: zamiast kwiatów - datek dobroczynny

Obyczaje weselne się zmieniają. Nowożeńcy często nie myślą już tylko o sobie, radością tego jedynego dnia dzielą się z innymi. Nie chcą kwiatów, rezygnują z drogich prezentów, proszą w zamian o datki na hospicja, instytucje dobroczynne, domy dziecka, schroniska dla zwierząt. Czy na ślubnych kobiercach rodzi się nowa, świecka tradycja?

Współczesne wesela: zamiast kwiatów - datek dobroczynny

11.06.2007 | aktual.: 30.05.2010 13:05

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Obyczaje weselne się zmieniają. Nowożeńcy często nie myślą już tylko o sobie, radością tego jedynego dnia dzielą się z innymi. Nie chcą kwiatów, rezygnują z drogich prezentów, proszą w zamian o datki na hospicja, instytucje dobroczynne, domy dziecka, schroniska dla zwierząt. Czy na ślubnych kobiercach rodzi się nowa, świecka tradycja?

Wystawne jadło i napitki

- Wesele to zespół uroczystości przekazanych przez tradycję, związanych z zawarciem związku małżeńskiego, wielodniowy ceremoniał z muzyką, tańcami, wystawnym jadłem i napitkami, przedmiotami symbolizującymi pozycję młodych. Stworzono skomplikowany program obrzędów tradycyjnych mających na celu zapewnienie młodej parze pomyślności i licznego potomstwa - mówi Małgorzata Rolewicz, etnograf z Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie. Do tych elementów zalicza się obdarowywanie młodej pary na nową drogę życia. Dziś wesela rzadko trwają dłużej niż dwa dni, zwłaszcza te miejskie, na nich jednak pojawia się nowy element: zamiast prezentów i kwiatów - zbiórki dobroczynne.

- Na początku roku zaczęliśmy planować nasz ślub, wtedy zobaczyliśmy plakaty Domowego Hospicjum dla Dzieci – wspomina Ewa Czech-Grzonka i Tomasz Grzonka z Opola. Studiowali razem na Politechnice Opolskiej, tam zaczął się ich związek. Przyszli państwo młodzi od początku wiedzieli, że część pieniędzy, otrzymanych w weselnym prezencie przeznaczą na pomoc dzieciom z hospicjum. Domowe hospicja dla dzieci są niezwykłymi instytucjami. Pozwalają nieuleczalnie lub śmiertelnie chorym dzieciom cieszyć się bliskością rodziny, ukochanych zabawek – zamiast w szpitalu, mali pacjenci zasypiają i budzą się w swoim domu, tam opiekują się nimi lekarze i pielęgniarki, dostępni całą dobę. By hospicjum mogło udostępniać chorym dzieciom w domu niezbędny do życia specjalistyczny sprzęt, jak koncentratory tlenu czy odsysacze, potrzeba pieniędzy, tych z kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia jest zawsze zbyt mało. – Wiemy, że środków brakuje, bo i hospicja są niebogate, i rodziny często stają przed wyborami: kupić leki czy węgiel na
zimę. Zapytaliśmy dr Ewę Borcz-Tutkę, szefującą Domowemu Hospicjum dla Dzieci w Opolu, czy lepiej przekazać pieniądze, czy coś zakupić. Wspólnie uznaliśmy, że pracownicy hospicjum zrobią lepszy użytek z gotówki. Poprosiliśmy naszych gości, by zamiast kwiatów przekazali datek na potrzeby hospicjum, oczywiście kto chce. Poinformowaliśmy o tym w zaproszeniach – opowiada młoda mężatka. Goście dyskretnie wrzucali „coś” do skarbonki, oklejonej logo hospicjum. Weselny starosta w trakcie weselnych pląsów przypominał o prośbie nowożeńców. – Reakcje były pozytywne – dodaje pan Tomasz. – To wspaniały pomysł, jesteśmy wdzięczni w imieniu naszych 14 pacjentów. – przyznaje dr Borcz-Tutka. Młode małżeństwo przekazało skarbonkę z zebranymi pieniędzmi (1000 zł), do tego ślicznego miśka. – Koleżanka nie doczytała, i przyniosła przytulankę. Pomyśleliśmy, że miś jest na tyle ładny, że może spodoba się jakiemuś maluchowi – uśmiecha się pani Ewa. Weselni dobroczyńczy

Wiele osób, wstępujących w związki małżeńskie ma swoje pomysły na to, komu i jak pomóc, ważne również, kiedy wyznaczona jest data ślubu. Jeśli jest to początek roku szkolnego, goście weselni przynoszą przybory szkolne, zeszyty. Kiedy zbliża się czas Mikołajowy, to paczki z łakociami, prezentami. Na pomoc nie ma lepszej czy gorszej daty. Każdy pomaga zgodnie z własnym sumieniem: są też tacy, dla których dobro zwierząt jest bardzo ważne. Elżbieta Zięcina-Gruszczyńska i Tomasz Gruszczyński z Nowego Sącza zapraszając gości poprosili podobnie, jak para z Opola, na blankiecie zaproszenia, by goście nie przynosili kwiatów. Zaproponowali, by w zamian podarować suchą karmę dla psów. Bezdomne zwierzaki z nowosądeckiego schroniska, w oczekiwaniu na nowy dom mogą mieć przynajmniej pełniejsze brzuszki, tam trafiła ta spora ilość zgromadzonej na weselu karmy. W schroniskach jest przecież gorzej, niż skromnie. Scarlett i Piotr Szyłogalis-Jankowiak, twórcy „Tary”, największego polskiego schroniska dla koni, starych, chorych
i ratowanych z końskich transportów śmierci, na swoim ślubie w 1998 roku pokazali, jak to się robi. Mimo wielu potrzeb niczego nie chcieli: prosili o datki, leki, witaminy i paszę dla swoich podopiecznych: „Dla naszych koników”, jak mówią. To niewątpliwie piękny pomysł wielu nowożeńców na dzielenie się radością z potrzebującymi, czy są to chore dzieci, mieszkańcy domów dziecka, czy bezdomne i chore stworzenia na czterech łapach i kopytach.

Wygląda na to, że skoro nie ma na kogo liczyć, liczmy sami na siebie. Być może, jak zostało powiedziane w kultowym filmie „Miś”: rodzi się nowa, świecka tradycja.

Komentarze (0)