"Wstydzę się, gdzie pracuje mój mąż”. A podobno żadna praca nie hańbi
Gdy on wykonuje mało prestiżowy zawód, a do tego zarabia nie najlepiej, w małżeństwie może pojawić się zgrzyt, szczególnie jeśli ona przez życie, zwłaszcza zawodowe, idzie jak burza.
22.03.2019 | aktual.: 24.03.2019 17:00
Agnieszka (imiona bohaterów w artykule zmienione) ma 33 lata, jest przedstawicielem handlowym w firmie kosmetycznej. Za mąż wyszła, gdy miała 26 lat. Z Bartkiem poznali się w pracy, on też był handlowcem. - Imponowało mi, jak świetnie sobie radził na tym stanowisku, ilu miał klientów, bez przerwy ktoś do niego dzwonił, na początku to ja uczyłam się od niego - opowiada. Wzięli ślub, urodziło się dziecko. A potem Bartek pokłócił się z szefem, uniósł się honorem i rzucił pracę. Ona została, zaczęła awansować, zarabiała coraz lepiej. On myślał, że wykorzysta swoje kontakty, ale w kółko słyszał, że "nie teraz, może za jakiś czas”.
W końcu kolega zaproponował mu pracę w warsztacie samochodowym. Bartek był po samochodówce, miał niewielkie doświadczenie w zawodzie, ale córka rosła, a wraz z nią jej potrzeby, był też kredyt do spłacenia. Przyjął ofertę. - Już wcześniej widziałam, że działo się z nim coś niedobrego – z eleganckiego, zawsze ogolonego gościa stał się zaniedbanym, wręcz rozleniwionym facetem. Ten brak zajęcia tak na niego podziałał. Sama go więc zachęciłam do pracy w warsztacie, chociaż nie był to szczyt jego marzeń i ambicji, moich zresztą też. Ale bez pracy nie ma kołaczy, nie było nawet o czym gadać - dodaje.
Nazwała go robolem
Praca, która miała być na jakiś czas, okazała się na stałe. Bartek wszedł w świat smarów, olejów, brudu, kurzu, grzebania pod maską, zaglądania do podwozia. - Dzień w dzień z warsztatu przychodził cały ubabrany, a ja tylko prałam i prałam mu ciuchy, które w końcu i tak nie chciały się wyprać. Kupował specjalne pasty do mycia rąk, woda lała się czarna. Byłam zła na niego, że nie mógł po sobie nawet umywalki umyć - żali się 33-latka.
Zaczęło dochodzić między nimi do spięć. Agnieszka łapała się na tym, że zaczęła przed krewnymi i znajomymi ukrywać, w jaki sposób na chleb zarabia jej mąż. - Mówiłam, że jest świetnym mechanikiem samochodowym, prawą ręką szefa, że pracuje fizycznie, ale też umysłowo, bo doradza. Lawirowałam jak głupia - zdradza. Pewnego dnia obudziła się i zrozumiała, że zaczęła wstydzić się męża.
- W styczniu zostałam asystentką prezesa zarządu, bardzo dobrze zarabiałam. Ta praca wymagała też ode mnie nienagannej prezencji, dress code był normalką. Wtedy mój mąż nie dość, że pracował w tym warsztacie, to jeszcze zaczął ściągać samochody ze szrotu i naprawiać je po godzinach. On był brudny, cały dom był brudny, bo nie zmieniał butów, gdy po coś wpadał. A ja przychodziłam wykończona z pracy i w szpilkach i białej bluzce łapałam mopa i ścierałam na mokro podłogi. Miałam dosyć - mówi Agnieszka.
Doszło między nimi do awantury. Padło wiele gorzkich słów. Agnieszka wygarnęła Bartkowi, że porzucił ambicje i marzenia, że miał prestiżowe, dobrze opłacane stanowisko, a kompletnie obniżył loty i zadowala go byle jaka pensja. Gdy nazwała go robolem, poczuł się urażony do żywego. Powiedział, że zrobiła się zarozumiała i pazerna na pieniądze, że też ma jej dość. Zaczęli sypiać w osobnych sypialniach, prawie ze sobą nie rozmawiali. Rozwód wisiał w powietrzu.
Zobacz także
Ubojnia, nie rzeźnia
Agata poznała Patryka przez internet. Była wtedy na pierwszym roku studiów w Warszawie, czuła się bardzo samotna – do stolicy przyjechała z Zakrzewa pod Radomiem. Nigdy nie miała chłopaka. Kiedy się spotkali, Patryk z miejsca ją zauroczył. - Na żywo był jeszcze przystojniejszy niż na zdjęciu, bardzo kulturalny, świetnie nam się ze sobą rozmawiało. W końcu zapytałam, czy powie mi, czym się zajmuje – gdy gadaliśmy przez internet, nie chciał. Milczał przez pewien czas, aż w końcu odpowiedział, że w ubojni. "W rzeźni?” – zapytałam. "W ubojni” – poprawił mnie. Dojeżdżał pod Warszawę, zarabiał nie najgorzej. Dziwnie mi z tym było, ale potem już o tym nie myślałam zbyt często.
Zaczęła znowu, kiedy ich relacja się zacieśniła i Patryk poprosił ją o rękę. Zgodziła się bez wahania. - Tylko strasznie zabrnęłam w kłamstwo, bo nie powiedziałam rodzinie, gdzie pracuje Patryk, mówiłam, że łapie się różnych zleceń, ale dobrze na tym wychodzi. Kombinowałam, jak mogłam, żeby nie powiedzieć prawdy. W końcu musiałam przyznać się przed Patrykiem, że nakłamałam. Zły był tylko trochę, bo okazało się, że on też się tym nie chwali. Zaczęłam już gubić się w swoich kłamstwach, bo jednym znajomym mówiłam, że Patryk siedzi w komórkach, a innym, że robi to albo tamto .
Powiedziała prawdę rodzicom. Nie rozumieli, dlaczego ukrywała przed nimi zawód Patryka; może dlatego, że całe życie pracowali fizycznie i wychodzili z założenia, że "żadna praca nie hańbi”. - Ulżyło nam, ale znajomi ciągle nie znają prawdy, nowo poznanym osobom też nie mówię o tej rzeźni. Dlatego musisz koniecznie zmienić nasze imiona - dodaje.
Bliscy obcy
Prawdopodobieństwo, że coraz więcej par będzie zmagać się z tego typu problemem, jest niemałe, zważywszy na statystyki, które pokazują, jak świetnie na rynku pracy radzą sobie kobiety. Z badań, które przeprowadził "Harvard Business Review Polska” wynika, że jeśli chodzi o liderów, kompetencje przywódcze kobiet oceniano wyżej niż kompetencje mężczyzn. Z kolei dane Eurostatu dowodzą, że w Europie panie stanowią 36 proc. kadry menedżerskiej – w Polsce wygląda to jeszcze lepiej, bo na wysokich stanowiskach kobiet jest już 46 proc.
Internautki przyznają, że czasem mają ochotę zataić, czym zajmuje się ich partner. Na cenzurowanym są takie zawody jak ochroniarz, budowlaniec, kasjer, magazynier, kelner, pracownik supermarketu i sieciówki (związanej z gastronomią czy modą), zwłaszcza jeśli praca nie jest dobrze płatna. Niekorzystna jest też sytuacja, w której partnerzy pochodzą z różnych grup społecznych czy są między nimi różnice kulturowe bądź światopoglądowe.
Badania, których wyniki opublikowano w prestiżowym magazynie "Journal of Personality and Social Psychology”, dowiodły, że przeciwieństwa… wcale się nie przyciągają. Zdaniem naukowców nie jest prawdą, że upodabniamy się do siebie z czasem – raczej jesteśmy do siebie podobni już na starcie. Według uczonych to właśnie podobieństwo (również dotyczące wykształcenia i zawodowej ścieżki) może być kluczowe, jeśli chodzi o szansę na zbudowanie trwałej relacji.
Agnieszka i Bartek, bohaterowie z początku artykułu, nie rozwiedli się. Ich córka skończyła pięć lat. Nadal są razem, ale nie układa im się najlepiej. Jak mówi Agnieszka, ciężko im się ze sobą dogadać. Raz podejrzewała męża o zdradę. Sama też miała okazję do romansu, ale nie uległa. Ona nadal pracuje w firmie kosmetycznej. On wrócił na stanowisko handlowca – w branży medycznej. Gdy Bartek ma czas i ochotę, dłubie przy starych samochodach. Agnieszka: "Nie rozwodzimy się ze względu na dziecko i kredyt, nie będę całego życia stawiała na głowie. Chciałam jakoś znaleźć z Bartkiem wspólny język, ale padło zbyt wiele gorzkich słów. Ona chyba ma do mnie ukryty żal. Na dzień dzisiejszy żyjemy trochę jak obcy sobie ludzie”.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl