GwiazdyWywiad z Kazimierą Szczuką

Wywiad z Kazimierą Szczuką

Wywiad z Kazimierą Szczuką
Źródło zdjęć: © Fashion Magazine
12.09.2007 11:49, aktualizacja: 14.09.2007 13:47

Chyba nie ma osoby, która o niej nie słyszałaby. Są i tacy, którzy nie chcieliby o niej słyszeć. Jedni i drudzy za to samo - za to, jaka jest i jakie ma poglądy. Jedno jest pewne – ona nie pozostawia ludzi obojętnymi. Emocje z nią związane nie są letnie. Feministka, krytyczka literacka i… gwiazda. Proszę państwa, Kazimiera Szczuka!

Chyba nie ma osoby, która o niej nie słyszałaby. Są i tacy, którzy nie chcieliby o niej słyszeć. Ba, nawet nie chcieliby, żeby w ogóle istniała. Wieszają na niej psy i nienawidzą; inni podziwiają i szanują. Jedni i drudzy za to samo - za to, jaka jest i jakie ma poglądy. Jedno jest pewne – ona nie pozostawia ludzi obojętnymi. Emocje z nią związane nie są letnie. Ona „kazi” (niszczy) „mir” (pokój) albo niszczy sławę wroga. Feministka, krytyczka literacka i… gwiazda. Proszę państwa, Kazimiera Szczuka!

Fashion Magazine: Casus mirus…

Kazimiera Szczuka: To jakby z łaciny „casus mirus” – casus tak jak w języku prawnym, przypadek, wydarzenia, sprawa, a mirus znaczy cudowny czy niezwykły. Tak mi to kiedyś żartobliwie tłumaczył bardzo miły starszy pan.

Pasuje do Ciebie. Ale dla ogółu męskiego i zdecydowanie prawej strony nie jesteś „cudownym zrządzeniem losu”.

Pewnie nie, ale kto może wiedzieć, co sądzi ogół.

Seks, próżność i pieniądze. O tych trzech rzeczach faceci myślą bezustannie i na serio. A jakie są kobiety Twoim zdaniem, jeśli chodzi o seks, próżność i pieniądze?

Takie same jak mężczyźni. To wszystko jest po prostu ludzkie – i kobiece, i męskie. Kultura nie obdziela płci po równo władzą, dlatego jej atrybuty bardziej kojarzą się z mężczyznami. Ci, którzy mają niewiele władzy, czują się sfrustrowani. Dzisiaj mówi się, że IV RP to bunt samców beta. Tych drugoplanowych, niedowartościowanych i zawistnych. Może się trochę uspokoją z czasem, ale mogą też pozostać nienasyceni. Władza i pieniądze są bardzo sexy. Panowie na stanowiskach łatwo zaczynają wierzyć, że są atrakcyjni i wspaniali tak po prostu sami z siebie.

Jak poseł Łyżwiński?

Na przykład. A jest wyjątkowym oblechą.

Co sądzisz o pokrzywdzonej w sprawie Anecie Krawczyk? Broniłabyś jej?

Absolutnie tak. Nawet osobiście pogratulowałam jej odwagi, bo samotnie stanęła do walki z armią drani i prostaków. Jeśli chodzi o seks za pracę, to cóż, będąc na jej miejscu, zrobiłabym prawdopodobnie to samo. Samotna matka dwójki małych dzieci jest w naszym wspaniałym prorodzinnym państwie kompletnym pariasem. Co może zrobić? Zamknąć oczy i przejść przez przykrości w rodzaju bliski kontakt z brudnym fiutem pana Łyżwińskiego po to, aby mieć pieniądze dosłownie na chleb albo piórnik dla dziecka. Życie jest brutalne – jeśli nie masz pieniędzy, twoje dzieci nie mają wielkich szans na dobre życie w przyszłości. Zdrowie, wykształcenie, sport – to wszystko kosztuje. Po jednej stronie są realia, po drugiej piękne słowa o sercu matki cenniejszym od złota. Szlag mnie trafia, kiedy słyszę takie gadki z ust księży, którzy sami jeżdżą drogimi samochodami i odwalają sobie plebanie.

To wszystko przypomina wiek XIX, który znam dobrze z powieści. Posłowie Samoobrony też jakby utknęli w dawnych czasach, kiedy państwo nie chroniło kobiet, a samotne matki z definicji traktowano jako niegodne szacunku i zaufania ladacznice. Jurni posłowie nie zdawali sobie sprawy, że popełniają przestępstwo, wykorzystując seksualnie kobiety w zamian za pracę czy obietnice pracy. „Sama chciała, sama się prosiła” – taką pewnie stosowaliby linię obrony. Ku ich zdziwieniu media i prokuratura potraktowały seksaferę na serio, po prostu jako przestępstwo. Coś się zmienia na lepsze. Pieniądze to władza. Czy Twoim zdaniem mamona rządzi tym światem?

Po prostu żyjemy w epoce globalnej gospodarki rynkowej. Nie ma alternatywy wobec kapitalizmu. Nie wiem, czy ma sens nazywanie tych procesów „władzą mamony”. Ekonomia i gospodarka to najważniejsze dziś dziedziny życia.

Kiedy zadzwoniłam do Ciebie z propozycją wywiadu, powiedziałaś: „A co ja z tego będę miała? Ty zarobisz pieniądze, a dla mnie to strata czasu”. A jednak te pieniądze! Czas to pieniądz…

Owszem, wspomniałam, że mi szkoda czasu na udzielanie wywiadów, bo mi szkoda. I to bardzo. Jeśli chodzi o pieniądze, często obwiniam się za rozrzutność i lekkomyślność. Wychowywałam się w czasach PRL-u, kiedy pieniądze nie miały wielkiej wartości, niewiele można było za nie kupić. Wartość złotówki wobec tak zwanych wymienialnych walut była taka, że w dwa miesiące zarabiałaś w Szwecji na rok życia w Polsce. Należę więc do pokolenia przejściowego, jakiś lekceważący stosunek do pieniędzy we mnie pozostał. Zupełnie inaczej traktuje pieniądze młodzież, licząca każdy grosz. Słusznie, bo to sprawa raczej poważna.

Ty nie liczysz?

Niespecjalnie.

Jakieś ekstrawagancje? Czy wydałaś ostatnio na coś fortunę?

Mam lekki odruch szastania. Zawsze miałam.

Rozumiem, że nie masz odłożonej kasy?

Nie. Ale nie narzekam, bo moje przyjaciółki, które są na przykład artystkami albo piszą habilitacje z historii kultury, a mają jeszcze do tego dzieci, są w sytuacji naprawdę trudnej. Wiem, co to znaczy. Ale chyba tak jest, że zarówno artyści, jak i intelektualiści godzą się na pewnego rodzaju niewygodę, wybierając ten zawód. Raz może być pod wozem, a raz na wozie.

To jakiś przedziwny pogląd. Sądzisz, że skoro ktoś ma talent i jest zdolniejszy od reszty, powinien obgryzać starą skórkę od chleba?

Wskutek takiego myślenia, które traktuje edukację, naukę i sztukę jako misję dla chętnych, w Polsce dochodzi do degradacji całego społeczeństwa. Kto może, ten czmycha za granicę. Ty się na tę niewygodę nie zgodziłaś, zaczęłaś pracować w telewizji i wygląda na to, że dla Ciebie to nic zdrożnego.

A co miałoby być zdrożnego w pracy? Zdrożne jest wyzyskiwanie innych, pasożytowanie na kimś albo robienie przekrętów. A praca, przynajmniej tak zawsze słyszałam, to rzecz godna szacunku.

Jesteś zamożną babką? Facet mógłby zrobić skok na Twoją kasę?

Nie.

A Ty byś wykonała skok na kasę faceta? Że taki fajny i mądry i ma parę groszy, no to hop!

Skok na kasę faceta? Co to znaczy w praktyce? Wydać się za mąż, oskubać go, dostawać drogie prezenty, piękny samochód i brylantowe kolie?

To się ładnie nazywa, że korzystasz z jego zamożności, że masz fajne, miłe i luksusowe życie. Tak by mogła funkcjonować Kazia Szczuka?

Mogłoby to być miłe albo i niemiłe, zależy od faceta. No dobra, załóżmy, że podoba mi się bogaty mężczyzna. Co robię? Wyobrażam go sobie jako biednego. Czy bym go w ogóle jeszcze lubiła? Czy bym chciała mieć go koło siebie na co dzień? To wielkie pytanie. Jeśli tak – nie widzę przeszkód.

Myślę sobie, że faceci bardzo się Ciebie boją, a Ty ich wcale nie. Jest paru, którym nieźle dałaś w kość. Ostatnio Jagielskiemu w telewizji powiedziałaś, że ma małego fiuta… Ostro pojechałaś.

To było mniej więcej na zasadzie: „Jesteś głupi i masz wszy”.

No tak, ale każdy facet by się obraził, gdybyś mu powiedziała, że ma małego fiuta. Niezależnie od tego, czy to jest prawda, czy nie. Okropna jesteś!

Co oznacza takie powiedzonko? „Nie zaimponujesz mi, nie podskoczysz”. To zresztą wynikło z kontekstu. Rozmawialiśmy o urodzie Polek. Wojtek dowcipnie sugerował, że jestem strasznym pasztetem, więc powiedziałam: „A ty jesteś chamem i masz małego fiuta”. Ot, i cała historia. A poza tym bardzo się chyba z Wojtkiem lubimy.

Kolejny osobnik męski to Marcin Meller, naczelny PLAYBOYA, któremu wylałaś piwo na głowę.

Owszem. A potem zrobił ze mną wywiad do PLAYBOYA, za który dostał nominację do nagrody miesięcznika „Press” i był bardzo zadowolony.

Ale przyznaj, wylałaś to piwo na mellerową głowę, bo byłaś pewna, że on Ci nie odda… Bo jest dżentelmenem?

Marcin Meller jest synem Stefana Mellera i raczej jest dobrze wychowany, w każdym razie nie uderzyłby kobiety. To wiem na pewno.

On by nie uderzył, ale Ty na ulicy walnęłaś w mordę kolesia, który powiedział, że Twój program jest do dupy.

Niezupełnie tak było. Rzecz się działa na demonstracji ulicznej. Młodzieniec, o którym mowa, to prowokator, który chodzi po takich miejscach i zaczepia „zielonych”, feministki, gejów i lewaków. Nazioli nie zaczepia, bo jak rozumiem, sympatyzuje z nimi. Ten facet jest ode mnie dużo wyższy, młodszy i istniało niebezpieczeństwo, że mi odda. Ale zrobiłam to zdecydowanie, choć pierwszy raz w życiu, i jeszcze popchnęłam go na chodnik. Obok stała policja. Zareagowali?

Wzięli moja stronę. Zaczepiał mnie bardzo ordynarnie i wulgarnie, a ja kulturalnie próbowałam z nim rozmawiać. W końcu wyczerpały się możliwości pokojowe. Z jednej strony byłam zła, że nie zapanowałam nad sobą, a z drugiej strony dumna, kiedy zobaczyłam efekt na jego głupawym filmiku w Internecie.

Jakże efektowne i wymowne również było pocałowanie w rękę publicznie ówczesnego dyrektora telewizyjnej Jedynki Sławomira Zielińskiego. Podobno za ten gest wyleciałaś z „Pegaza”?

Nie, nic podobnego.

To co Ci odbiło?

Był to żart zaplanowany parę sekund wcześniej. Gest całowania w rękę jest bardzo egzotyczny dla cudzoziemców, którzy przyjeżdżają do Polski. W pewnych sytuacjach może być to nawet miłe, ale na ogół jest krępujące, z zewnątrz raczej dziwaczne. W Polsce powszechne jest całowanie w rączki, a obok tego panuje zdziczałe chamstwo wobec kobiet. Pan Lepper czy Łyżwiński, którzy pchają łapy i fiuty, gdzie popadnie, w oficjalnych sytuacjach są niezwykle szarmanccy.

A Zieliński jak to przyjął? Ten gest rycerski ze strony kobiety?

Niby się śmiał, ale chyba się pogniewał, zresztą nie wiem, bo go o to nie pytałam. Skądinąd nieprawdą jest, że feministki walczą z podawaniem płaszczy kobietom, z przepuszczaniem w drzwiach i tak dalej. W żadnym razie nie zwalczamy przejawów dobrego wychowania. Śmieszy mnie, kiedy słyszę od kobiet, że nie popierają feministek, bo chcą być traktowane jak damy. Pomysł, że to działa na zasadzie „coś za coś” jest idiotyczny, ale stanowi również dowód na to, że te teoretycznie miłe gesty są wyrazem pacyfikowania kobiet. Gdyby ci szarmanccy panowie naprawdę nas tak szanowali, jak twierdzą, szanowaliby nas również w pracy, jak równych sobie kolegów.

Ty się wychowałaś w konserwatywnym domu, chodziłaś do katolickiej szkoły. Nie pozostało to bez wpływu na Twoje dorosłe życie.

Mój dom w żadnym razie nie był konserwatywny, raczej anarchistyczny, cyganeryjny i imprezowy. W liceum bardzo źle się uczyłam, praktycznie stale byłam na wagarach, nie zdawałam z klasy do klasy i miałam ponoć zostać ekspedientką w sklepie. Paliłam papierosy i uważałam się za hippiskę. Należałam do trudnej młodzieży. Wreszcie wylądowałam u nazaretanek, gdzie było bardzo miło i tam zdałam maturę.

Zastanawiam się, jaką pracę musiałaś wykonać, żeby z katolickiego domu dojść tu, gdzie jesteś teraz?

Mój dom nie był katolicki. Mama jest protestantką o żydowskich korzeniach, ojciec Polakiem katolikiem raczej nominalnie, ma już trzecią żonę, nigdy nie był człowiekiem kościoła, chociaż teraz na starość przeżywa fazę mistyczną. Rodzice byli zapracowani i udręczeni ciasnotą mieszkania, brakiem perspektyw, szykanami ze strony komunistycznego państwa. W domu ciągle były awantury. Ale na pewno wiele zawdzięczam rodzicom. Przede wszystkim bardzo cenię sobie wolność. Ma to i złe strony, bo do dziś mam trudności z dyscypliną i podporządkowaniem. Potrafię naubliżać szefowi. Mój ojciec był zawsze furiatem i właśnie po nim to odziedziczyłam. Jesteśmy jednak kochającą się rodziną, spotykamy się dla przyjemności, a nie z poczucia obowiązku.

Jak reagują Twoi rodzice na Twoje poglądy? Twój ojciec?

Mama jest raczej za, ojciec twierdzi, że mało z tego rozumie. Nie mówi: „Oj, Kaziu, dziecko, tyle nam wstydu przynosisz”?

Wstyd nie, raczej chlubę. Ale ojciec jak ma natchnienie przemawia stylem prawicowych dziadków o pederastii, która ma tutaj powszechnie zapanować, bolszewii, w szpony której się dostałam, sektach jogi i ekologach-terrorystach. W małych dawkach jest to zabawne, w dużych nieznośne. Ojciec czyta jakieś bardzo „offowe” narodowe gazetki. Przeczytał gdzieś, że „Szczuka ochrzciła psa” i pytał mnie, czy to jest prawda.

Ty masz do tego dystans, jak widzę. Nie polemizujesz?

Powiedziałam mu, zgodnie z prawdą, że nie ochrzciłam psa, nawet nie mam psa.

Ostatnio pochwaliłaś publicznie, u Wojewódzkiego na kanapie, Lecha bliźniaka za pozytywny stosunek do zwierząt.

Zwrócili już na to uwagę ekolodzy. Bracia mają przyjazny stosunek do zwierząt, zwłaszcza do kotów.

To znaczy, że są dobrymi ludźmi.

Tego nie wiem.

Tak się mówi. Pamiętasz, kiedy zakiełkował Ci w głowie feminizm i skrystalizowały się Twoje poglądy?

Nie pamiętam momentu nawrócenia czy olśnienia. Świadomość dojrzewała we mnie jakoś w czasie studiów, może nawet w liceum. Zawsze się pasjonowałam literaturą. Z powieści dowiedziałam się wiele o losie kobiet.

Wróćmy do pieniędzy. Masz węża w kieszeni?

Jestem raczej rozrzutna, już ci mówiłam.

To zapłacisz dziś za kawę?

Oczywiście.

To był żart, podpuszczam Cię trochę. Oczywiście ja zapłacę. Przecież jesteś moim gościem. Lubisz „gwiazdować”?

Owszem.

Bo to jest miłe? Błysk fleszy i że Cię rozpoznają, ta cała otoczka?

Nie jestem typem osoby nieśmiałej, która boi się publicznych wystąpień. Jest coś we mnie, co sprawia, że lubię być w centrum uwagi. Ale jestem też bardzo humorzasta. Czasami nienawidzę namolnych fotografów i jakiś niby to fanów, którym jest raczej wszystko jedno, kogo obskakują, byle by był to ktoś z telewizji. Zdarza mi się źle to znosić.

Często mówisz w wywiadach, że nie interesuje Cię chodzenia na bankiety. Wolisz pojechać do Pcimia i spotkać się na pogadance z grupą pięciu czy ośmiu kobiet. Muszę Ci powiedzieć, że ja i moje koleżanki, wprawdzie nie działamy, nie bierzemy udziału w manifach, ale uważamy się za kobiety silne i takie, które wiedzą, czego chcą. Ale czasami w prostych relacjach rodzinnych czy damsko-męskich nie radzimy sobie i mówimy: „Cholera, jakby to Szczuka zrobiła, co by powiedziała?”. Czyli ta siła rażenia jest…

Na ogół opowiadam rzeczy oczywiste, tyle że jestem popularna dzięki telewizji. Moje przyjaciółki i koleżanki, takie jak Kinga Dunin, Wanda Nowicka, Kasia Bratkowska, Agnieszka Graff czy Magda Środa na szczęście też są znane, ludzie mogą je słyszeć i widzieć w mediach, czytać ich teksty. Wszystko to się jakoś sumuje. Do mnie przylgnął wizerunek ostrej kobiety z „Najsłabszego ogniwa”, bardzo to wielu ludzi rajcuje. „O, jaka straszna pani, zaraz mi coś przygada” czy coś w tym stylu. Dzisiaj na moją sławę ciężko pracuje Kaśka Kwiatkowska z „Szymon Majewski Show”. Ola Wolf pisze mojej postaci bardzo fajne teksty. Czyli nie jest to czarny PR?

Wręcz przeciwnie. Ludzie zaczepiają mnie bardzo serdecznie. - A, to pani! Zawsze panią oglądam. - O, jak mi miło, naprawdę ogląda pan mój program o książkach? - No nie, o książkach to rzadziej, ale u pana Szymka to zawsze panią oglądam!

Powiedziałaś mi podczas rozmowy telefonicznej, że: „Na brak popularności to ja nie narzekam, to po co mi ten wywiad?”. Próżność? Poczucie własnej wartości?

Nie zależy mi na podtrzymywaniu własnej popularności, nie wiem, czy to próżność, czy nie.

Mam tu przygotowany taki cytat Alberta Camusa: „Prawdziwa miłość jest czymś wyjątkowym, zdarza się mniej więcej dwa lub trzy razy na sto lat. Poza tym jest próżność lub nuda”. A jak to u Ciebie wygląda?

Przyjaźń. To jest bardzo ważne.

Ani próżność ani nuda?

Mam przyjaciółki od ponad 20 lat, z siostrami znamy się i przyjaźnimy od 40. Przeżywam czasem gwałtowne fascynacje przyjacielskie, żywe zainteresowanie nowymi fantastycznymi ludźmi. Szkoda, że nie ma na to wszystko czasu, bo przyjaźnie potrzebują uwagi i pielęgnowania jak wiadomo. Czasami świeże przyjaźnie kobiece upadają jak romanse, wraca się do rodziny.

Ale jest ta solidarność kobieca czy nie?

Jasne. Spotykam się z nią na co dzień.

Czy te przyjaźnie kobiece upadają z powodu zazdrości o sukces, o faceta?

Nie pamiętam, żebym się pokłóciła o faceta czy o sukces z jakąś dziewczyną.

Czy można się przyjaźnić z facetami, czy w którymś momencie ta przyjaźń zaczyna mieć podtekst erotyczny?

Można się przyjaźnić z facetem, ale jak wiadomo najlepszym przyjacielem kobiety jest gej. Czy są momenty, że popadasz w samozachwyt i mówisz: „Boże, jaka jestem wspaniała, inteligentna i w ogóle”?

Zdarza mi się mieć dobry humor, kiedy mi się coś uda, kiedy czuję, że fajnie wyszło, wszystkim się podobało i tak dalej. Wtedy energia mnie rozpiera i jestem wesoła jak skowronek. Ale są też doły, bo ja dołuję się często różnymi rzeczami mniej lub bardziej ważnymi.

Czy często patrzysz w lustro, przeglądasz się lub zerkasz w witryny sklepowe, żeby skontrolować wygląd i potwierdzić urodę?

No jasne! Ale nie stoję i nie gapię się godzinami.

A propos, mam znów cytat: „Lustro służy tylko próżności mężczyzny; kobieta potrzebuje go, żeby upewnić się o swojej osobowości” (Karl Kraus).

Kobiety przez wieki uwiązane były do luster, uważano, że to dowód ich próżności. Ale rzeczywiście, zwykle kobiety patrzą w lustro, żeby potwierdzić jakoś swoje istnienie, którego nie zawsze są pewne. Kobieta nie ma swojego „ja” w sensie społecznym i w sensie psychologicznym. Matka służy innym i często ma kłopoty z ustanowieniem granic między sobą a dziećmi, sobą a mężem, sobą a mieszkaniem, po którym się ciągle krzątają. Kiedy dzieci dorastają, kobieta popada w syndrom opuszczonego gniazda i szybko musi się dorobić wnuków, żeby mieć po co żyć. Indywidualne „ja” kobiety z jednej strony osłabia tradycyjnie pojmowane macierzyństwo, z drugiej – presja kulturowych wzorów mody, urody i atrakcyjności. Kim jestem między tymi biegunami? Czy znam swoją wartość, czy lubię siebie, niezależnie od tego czy mam dzieci i czy podobam się mężczyznom? Takie pytania powinnyśmy sobie zadawać patrząc w lustro.

A Ty, patrzysz w lustro i co widzisz?

Widzę kogoś, kogo raczej lubię. Ale nie w kategoriach ładna - brzydka.

Oceniana jesteś jako osoba, która ma gust, fajnie się ubiera… Stylista, Tomek Jacyków powiedział mi: „Szczuka? W porządku. Choć wolałem ją w poprzedniej, minimalistycznej wersji. Teraz za bardzo na kobitę się robi”.

Od najwcześniejszego dzieciństwa miałam takie włosy jak teraz – wariant fryzury z grzywką, tak zwany „Piast Kołodziej”. Od czasu do czasu zmieniam „Piasta Kołodzieja” na małą czarną. To się pewnie bardziej podoba panu styliście, ale obie ścieżki są moje od lat.

Lubisz ciuchy?

Zawsze lubiłam się przebierać, w domu byłam czołową strojnisią. Potrafię sporo wydać na ciuchy. No dobrze, a co z seksem? Czy jest dla Ciebie esencją życia czy, jak to mówi żartobliwie mój znajomy, tak zwanym „dodatkiem do rancza”?

Co to znaczy „dodatek do rancza”?

To znaczy, że jest życie, że jest praca, wolność, przyjaciele, spotkania, a ten seks funkcjonuje na zasadzie „dodatku do rancza”, jako sprawa drugorzędna.

Nie jest to sprawa pierwszoplanowa, acz niewątpliwie ważna. Była dużo ważniejsza, kiedy miałam dwadzieścia lat. Od 10 lat ćwiczę jogę. Nieregularnie, ale wystarczająco, żeby zmieniło się moje podejście do ciała i seksu.

Ale lubisz seks.

Tak, ale nie mam obsesji na tym punkcie. Mars, czyli planeta, która decyduje o seksualności u mnie, o ile pamiętam, występuje w znaku Strzelca. Znaczy to mniej więcej tyle, że seks połączony jest u mnie z komunikacją, inteligencją, poczuciem humoru. Nie jest to ponura żądza ani jakiś skrajny idealizm, musi być jakaś lekkość, bystrość, iskrzenie, błyskotliwość. Nie wyobrażam sobie potraktowania seksu jako sportowego wyczynu.

Czy pamiętasz swój pierwszy raz?

Z moim chłopakiem, za którego potem wyszłam za mąż, a w końcu się rozwiedliśmy po latach.

Czy nie jest tak, że kiedy kobiety są bardzo skoncentrowane na pracy czy rodzą dzieci, to ich energia skierowana jest właśnie na te działania, a seks idzie w odstawkę?

Pani Bovary z powieści Flauberta płonęła z pożądania i marzyła o kochankach, czytając groszowe powieści. Nie miała wiele obowiązków ani rozrywek, nudziła się w prowincjonalnym domu. Mając na głowie mnóstwo zadań i planów, stresów, ambicji i kredytów, stajemy się mniej namiętne.

Jesteś rozwiedziona, obecnie masz faceta. Powiedziałaś w jednym z wywiadów, że nie miałabyś nic przeciwko temu, gdyby ludzie myśleli, że jesteś lesbijką.

Oczywiście, a co w tym złego?

Niektórzy ludzie tak myślą. Że jesteś lesbijką…

No i co z tego? Niech sobie myślą. Mam mnóstwo przyjaciółek lesbijek, uwielbiam się spotykać z kobietami, gadać, chichrać. Wśród lesbijek atmosfera jest cudowna. Jestem feministką, bardzo lubię spędzać czas z samymi kobietami. Towarzysko dużo częściej nudzą mnie mężczyźni niż kobiety.

Czy kiedykolwiek podobała Ci się kobieta i byłaś nią zafascynowana, ale był w tym jednak podtekst erotyczny?

Jasne. W miłości chodzi o konkretną osobę, to jest ważniejsze od płci.

Nie zakładasz z góry, że tylko faceci?

Nie, ale odkąd sięgam pamięcią, zawsze albo prawie zawsze jakoś tak się składało, że interesowałam się mężczyznami. Nie udaję lesbijki, mimo, że nie mam nic przeciwko temu, żeby ludzie tak o mnie myśleli. Od kilku lat jestem związana z bardzo fajnym facetem.

Jaki jest Twój ideał mężczyzny?

Zinadine Zidane.

Żartujesz??? I dlatego temu facetowi na ulicy dałaś w mordę! Wzorem Twojego ideału…

Jasne. Chciałabym być jak on… (śmiech).

WYDANIE INTERNETOWE

Źródło artykułu:WP Kobieta