Zakazany owoc smakuje lepiej
Poznają się, zakochują w sobie, są szczęśliwi. Wreszcie wydarzyło się to, na co długo czekali: znaleźli osobę, z którą chcieliby być już na zawsze. Jednak z jakiegoś powodu nie mogą. W tle stoją rodzice, którzy nie akceptują partnera własnego dziecka i robią wszystko, by zakończyć ten związek.
26.08.2011 10:33
Poznają się, zakochują w sobie, są szczęśliwi. Wreszcie wydarzyło się to, na co długo czekali: znaleźli osobę, z którą chcieliby być już na zawsze. Jednak z jakiegoś powodu nie mogą. W tle stoją rodzice, którzy nie akceptują partnera własnego dziecka i robią wszystko, by zakończyć ten związek. Jeśli nie rodzina, to dystans: ona dostaje ofertę pracy za granicą i postanawia spróbować, on musi zostać w kraju. Problemów może być wiele: wyznanie, różnice kulturowe, język. Czy związek, który od samego początku musi stawić czoła wielu problemom, skazany jest na porażkę? Wprost przeciwnie! Okazuje się, że przeszkody podsycają namiętność.
Miłość na odległość
„Tuż po studiach postanowiłem zrobić sobie przerwę i wyjechać z kraju. W pracy złożyłem wypowiedzenie i powoli zacząłem planować wyjazd. Pech chciał, że na dwa tygodnie przed przeprowadzką poznałem Martę” – opowiada Kuba z Wrocławia. Przegadali całą noc, dawno nie śmiał się tak głośno jak wtedy. Już pierwszego wieczoru wiedział, że to będzie wyjątkowa znajomość i nie może stracić takiej szansy. Odwołanie wyjazdu nie wchodziło w grę: plany posunęły się już zbyt daleko, poza tym naprawdę chciał jechać. „Mimo tego, że miałem dużo rzeczy do załatwienia w ciągu tych ostatnich kilkunastu dni, wszystko tak sobie ułożyłem, żeby jak najwięcej czasu spędzić z Martą, lepiej ją poznać” – mówi Kuba.
Postawili na miłość na odległość. „Znajomi pukali się w czoło i twierdzili, że to zły pomysł: Przecież prawie w ogóle się nie znacie. Szkoda czasu na takie rzeczy, powinieneś jechać bez żadnych zobowiązań itd.” Ale Kuba wolał zaryzykować. Marta odprowadziła go na lotnisko i obiecała, że przyleci za kilka tygodni. Dla Kuby początki nie były łatwe. Poleciał do Londynu, gdzie miał dwóch kolegów. Zatrzymał się u nich, szukał pracy i pokoju do wynajęcia. „Wiedziałem, że muszę być przygotowany na duże wydatki, ale nie spodziewałem się, że będzie aż tak drogo. Pierwsze miesiące były bardzo słabe” – wspomina.
Kuba miał jednak sporo szczęścia z mieszkaniem. Wprowadził się do dwóch studentek, które przyleciały na wymianę z Hiszpanii. „Śliczne i przemiłe dziewczyny. Koledzy bardzo mi zazdrościli” - śmieje się. „Miały sporo wolnego czasu, wiedziały z kolei, że ja pracuję wiele godzin w barze, więc czasem zostawiały mi obiad na stole, innym razem szykowały mi śniadanie” – dodaje. Marta jednak nie podchodziła do tej sytuacji równie entuzjastycznie co Kuba i jego koledzy. „Za drugim razem, kiedy mnie odwiedziła i zobaczyła jak dziewczyny wieczorem paradują w koszulkach nocnych i proponują nam wino, poprosiła, żebym się wyprowadził”.
POLECAMY:
Kuba przemyślał sprawę i zamieszkał z kolegami. Marta przylatywała raz na kilka tygodni. Kuba starał się latać tak często, jak tylko było to możliwe w pracy. „Wytrzymaliśmy w ten sposób półtora roku. Kiedy wróciłem, wynajęliśmy wspólnie mieszkanie, a kilka miesięcy później kupiłem pierścionek” – mówi dumnie. Wszystko wydaje się piękne i romantyczne, ale nikt nie mówi, że było lekko. „Tęskniliśmy za sobą, brakowało nam bliskości” – mówi Marta. „Szczególnie na początku związku, kiedy chcesz być bardzo blisko drugiej osoby. My nie mieliśmy takiej możliwości. Pozostawał jedynie skype” – dodaje. „Obydwoje poznawaliśmy różnych ludzi, czasem ktoś z nami flirtował. Mimo wszystko nie dawaliśmy się. Czasem było bardzo ciężko, ale nie poddawaliśmy się, przynajmniej ja” – śmieje się Kuba.
Obydwoje zgodnie twierdzą, że dzięki tak trudnym początkom byli pewni, że to jest właśnie to. „W innych okolicznościach potrzebowalibyśmy pewnie więcej czasu, żeby myśleć o takich rzeczach jak ślub. Ja jednak byłem tego pewien: widziałem po sobie, że nawet seksowne Hiszpanki nie są w stanie mnie skusić i byłem wdzięczny za to, że Marta tak bardzo mi zaufała i czekała, wierząc w mój powrót i dobre intencje.”
Toksyczna teściowa
Dowcipy o teściowej są przerysowane? Niekoniecznie. 27-letnia Julita z Gdyni przekonała się o tym na własnej skórze. Marka poznała cztery lata temu na basenie. Obydwoje lubią aktywnie spędzać czas, więc zaczęło się od niewinnego umawiania na wspólne pływanie. Po godzinie aktywnie spędzonej na pływalni zaczęli umawiać się na obiady „W końcu trzeba uzupełnić straconą energię” – śmieje się Julita. Po kilku tygodniach byli parą.
Rodziców Marka Justyna poznała kilka miesięcy później. Mieszkają w Sanoku i rzadko przyjeżdżają na Pomorze. Kiedy tylko usłyszeli o nowej dziewczynie syna, postanowili wsiąść w samochód i przyjechać. „Pamiętam, że bardzo bałam się tego spotkania. Marek opowiadał mi o swojej mamie i nie brzmiało to najlepiej. Gdyby zachowywała się dziwnie, nie przejmuj się. Ona po prostu nigdy nie lubiła żadnej z moich dziewczyn. Chyba woli mieć synka dla siebie” – ostrzegał żartobliwie Marek. Szybko jednak okazało się, że owe ostrzeżenia miały niewiele wspólnego z żartami...
POLECAMY:
„Pierwszy rok był fatalny. Jego mama na początku sprawiała wrażenie miłej, później przestała się do mnie odzywać. Kiedy jechaliśmy do niego, nikt o nic mnie nie pytał, traktowano mnie jak powietrze, rodzice Marka siadali do mnie plecami. Ale to jeszcze nic. Z czasem słyszałam, co mówili do niego na mój temat, jak prosili, żeby się ze mną nie spotykał, a wręcz próbowali go nawiać na to, by spotykał się z innymi dziewczynami” – opowiada Julita.
Co było przyczyna takiego zachowania? Dziewczyna mówi, że nie ma pojęcia. Rozmawiała o tym wielokrotnie z Markiem i pocieszał ją, że nie ma sobie nic do zarzucenia, że to nie jej wina. „Denerwowało mnie to, że Marek był za mało stanowczy. Na takie zachowanie reagował ciszą. Wysłuchiwał tego, co jego mama mówiła na mój temat, po czym odpowiadał, że to nieprawda i kończył rozmowę. Potrzebował czasu na to, by zrozumieć, co jest grane” – dodaje.
Jaki był efekt takiego zachowania? Para bardzo szybko zbliżyła się do siebie. „Czuliśmy się tak, jakbyśmy musieli być razem, żeby walczyć przeciwko jakiejś większej sile” – śmieje się dziewczyna. Marek szybko zaproponował jej, by zamieszkali razem, dbał o nią najlepiej jak tylko mógł, żeby wynagrodzić jej wszystko to, co sprawiało jej ból.
Któregoś dnia doszło do tego, że postanowili wyjechać. „Dostałam propozycję, by przenieść się na rok do oddziału w Dublinie. Przedyskutowaliśmy to i stwierdziliśmy, że spróbujemy. Trzy miesiące później byliśmy już naprawdę daleko od Sanoka. Odwiedziny stały się rzadsze, a mama Marka po kilku miesiącach zrozumiała swój błąd. Na początku płakała i histeryzowała. Prosiła, żeby nie leciał, mówiła, że zabieram jej syna. Jednak z czasem uspokoiła się i zobaczyła, jak świetnie sobie radzimy. Znalazłam Markowi bardzo dobrą pracę, przez pierwsze dwa miesiące utrzymywałam dom” – opowiada Julita, która po dwóch latach walki doczekała się przeprosin. Dzisiaj utrzymuje poprawne stosunki z teściową.
Nawet dzwonią do siebie i mailuja, razem omawiają świąteczne zakupy, ale najcenniejsze jest to, co zbudowała z Markiem. Twierdzi, że duże kłopoty na samym początku bardzo ich do siebie zbliżyły. „Trzeba mieć jednak świadomość jednej rzeczy – tego typu sytuacje, to stąpanie po kruchym lodzie. Bardzo łatwo można przesadzić i stanąć zbyt mocno. Powiem szczerze, że były takie momenty, kiedy niewiele brakowało, bym spakowała torbę i wyprowadziła się do innego mieszkania. Dwa razy nawet zaczęłam to robić. Problemy mogą podsycić namiętność między partnerami, zbliżyć ich do siebie, jednak, kiedy ciągną się zbyt długo, możemy zacząć się czuć bezradni i zacząć myśleć: Po co mi to wszystko?”
POLECAMY:
Na językach
Denise urodziła się we Florencji, Michael w Hamburgu, gdzie się poznali. „Pojechałam odwiedzić znajomą. Miałam ze sobą tylko jedną torbę z kilkoma sukienkami. Michaela poznałam, kiedy wyszliśmy większą grupa znajomych do pubu. Umówiłam się z nim na następny dzień, obiecał, że pokaże mi miasto. Dwa razy zmieniałam datę powrotu, przedłużyłam urlop w pracy, musiałam dokupić ubrania. Tak bardzo się polubiliśmy, że nie mogłam wrócić do Włoch”.
I już nie wróciła. Poleciała tylko na miesiąc, by dopiąć wszelkie formalności, spakować się. Żeby było ciekawiej, polecieli razem do Londynu. „Przez pierwsze dwa lata rozmawialiśmy ze sobą po angielsku. Ja znałam odrobinę niemiecki, więc czasem komunikowaliśmy się też w tym języku, ale Michael uwielbia, kiedy mówię po włosku. Któregoś dnia przyszedł do mnie i pokazał mi rachunek: zapisał się na kurs. Zapytał czy nie mogłabym mu trochę pomagać w domu. Dość szybko nauczył się podstaw, a potem rozwijał się w miarę upływu czasu, podróżowania w moje rodzinne strony, spędzania czasu z moimi znajomymi. Dziś w domu rozmawiamy głównie po włosku” – mówi.
Denise i Michael poznali się 11 lat temu. Od 5 lat są małżeństwem, od dwóch rodzicami Bena. Mama mówi do niego po włosku, tata czasem po niemiecku, ale uczą go także angielskich słów, bo od przyszłego roku zacznie chodzić do przedszkola w Londynie. „Wiem, że trudno to sobie wyobrazić, ale on już teraz mówi słowa w trzech językach. Na razie nie odróżnia jednego od drugiego, ale z czasem zacznie. Cieszymy się, ze będzie miał taki dobry start. Nam było dużo ciężej” – mówi Denise.
„Na początku z powodu bariery językowej wynikało dużo kłótni. Obydwoje mówiliśmy dobrze po angielsku, ale zawsze ciężko wyrażać np. uczucia w języku, który nie jest pierwszym językiem ani dla ciebie, ani dla partnera. Do tego dochodziły różnice kulturowe”. Dlatego Michael zawziął się i nauczył włoskiego od podstaw. Chciał rozumieć, co narzeczona mruczy pod nosem, kiedy jest na niego zła. Denise też podszlifowała swój niemiecki i dziś można powiedzieć, że cała rodzina jest trójjęzyczna.
Jeśli przeżywamy tylko chwilową fascynację drugą osobą, problemy faktycznie mogą ugasić namiętność. Jednak w sytuacji, kiedy mówimy o prawdziwym uczuciu, przeciwności losu mogą wręcz podsycić uczucia partnerów i obudzić w nich wole walki o związek.
(asz/sr)