Blisko ludzi"Żałuję, że jestem matką". Nie mówią o tym nikomu, boją się reakcji społeczeństwa i najbliższych

"Żałuję, że jestem matką". Nie mówią o tym nikomu, boją się reakcji społeczeństwa i najbliższych

Jaka jest idealna matka? Czuła, wrażliwa na potrzeby dziecka ale i szczęśliwa w roli matki - pokazują badania nad macierzyństwem (Raport z badania „Społeczna rola matki - wyzwania współczesnego macierzyństwa” z 2015 roku). Ze szczęściem bywa różnie, w internecie można znaleźć coraz więcej rozpaczliwych wpisów anonimowych matek, których macierzyństwo nigdy nie cieszyło.

"Żałuję, że jestem matką". Nie mówią o tym nikomu, boją się reakcji społeczeństwa i najbliższych
Źródło zdjęć: © Fotolia
Ewa Kaleta

29.07.2017 | aktual.: 29.07.2017 10:16

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

*Ola, 31 lat *
Szczupła wysoka brunetka w koszulce z rockowym zespołem zapala papierosa i zamawia piwo. Przy mężu nie pije i nie pali, bo on chce drugiego dziecka.

Kobiety mówią: zawsze chciałam mieć dziecko albo: nigdy nie chciałam mieć dzieci. Ja zawsze byłam gdzieś pomiędzy. Raz chciałam mieć typową rodzinę: mąż, dzieci, dom. A raz chciałam być sama, w luźnych otwartych związkach, podróżować, oddać się jakiemuś hobby.

Z wykształcenia jestem teatrologiem. Nie pytajcie czemu. Może niespełnione licealne marzenia o byciu aktorką. Wstyd mi dziś. Właściwie za każdym razem, kiedy mówię o sobie czuję, że powinnam się wstydzić. Bo takie mamy społeczeństwo.

Urodziłam syna, mając 26 lat. Nie miałam pomysłu na siebie, nie miałam stałej pracy. Na pół etatu pracowałam u ojca mojego chłopaka, który załatwił mi posadę sekretarki w biurze posła. Miałam spokojne życie. Naturalnym etapem był ślub. Marcina cisnęli rodzice, mnie cisnęli rodzice. Nam nie zależało. Ale mieliśmy świadomość, że rodzice dadzą nam pieniądze i będziemy mogli kupić mieszkanie, to znaczy wpłacić połowę, a na resztę wziąć kredyt. Nie pamiętam, żebym wtedy czegoś w życiu chciała. Marcin miał swoją firmę organizującą małe imprezy, rozkręcała się i był dobrze. Zaszłam w ciążę, moją pierwszą reakcja była panika. Pomyślałam, że jeszcze nic nie przeżyłam, nic nie zobaczyłam, nie zrealizowałam ambicji. Powiedziałam o ciąży Marcinowi, ucieszył się, od razu zadzwonił do swoich i moich rodziców.

Kiedy powiedziałam, że nie jestem pewna, czy chce być matką, czy to nie za wcześnie, Marcin uderzył mnie z otwartej dłoni w twarz. Powiedział, że nie jestem kobietą, że jeśli zabiję jego dziecko, to mnie zostawi. Wystraszyłam się, że zostanę sama. Długo potem dotarło do mnie, że to był wtedy mój największy lęk - samotność i odrzucenie.

Zaczęłam się zastanawiać, czego chcę i jak zwykle do niczego nie doszłam. Przedłużałam ten czas podjęcia decyzji, aż było za późno. W czasie ciąży miałam pierwszy raz w życiu silne załamania nerwowe. Nie wstawałam z łóżka, teściowa przychodziła i mówiła, że wszystko minie, to tylko hormony. Mama powtarzała, że zanim urodziła mnie i brata też nie była pewna, czy da radę, a ciąża była dla niej w dużej mierze źródłem stresu. Pomyślałam, że ze mną też tak będzie. Kiedy zaczęło się kupowanie niebieskich gadżetów, było coraz gorzej. Zaczęłam grać przed mężem i teściami, że jestem szczęśliwa. Więc i oni byli szczęśliwi. Kiedy byłam w 7 miesiącu, dotarło do mnie, że nie chcę tego dziecka, nie chcę kredytu, nie chcę tak żyć. Czułam się jak śmieć. Mąż powiedział, że jestem niedojrzała. Patrzyłam na kobiety, moje koleżanki, kuzynki, które były jako przyszłe mamy bardzo szczęśliwe. Ja nie czułam, żeby ciąża była czymś naturalnym dla mnie. To było stałe poczucie czegoś obcego, co mnie zjada. Przejmuje kontrolę nad moim ciałem.

Kiedy urodziłam i zobaczyłam syna, poczułam wielki smutek. Nawet współczucie wobec niego. Współczułam, że musiał się urodzić, że czeka go życie z całym jego ciężarem i z matką taką jak ja. Siebie też mi było żal. Nie umiem powiedzieć, czy go kocham, tak jak nigdy wcześniej nie umiałam powiedzieć, czy kocham swojego męża, czy rodziców. Nie do końca rozumiem to słowo i to uczucie. Jestem odpowiedzialna za Sebastiana, mojego syna. Dziś ma 5 lat, a ja nigdy nie poczułam się szczęśliwa w związku z tym, że jest ze mną. Czuję wielki ciężar, smutek i znudzenie. Chciałam, żeby moje życie było inne, nie potrafiłam nim pokierować.

Między mną a mężem jest dystans. Zmusił mnie do tego, żebym została w domu i zajmowała się synem. Chce drugiego dziecka. A ja jestem pusta w środku, wydrążona przez macierzyństwo. Robię to co muszę. To nie jego wina, syn jest bardzo grzeczny i radosny.
Popatrz, to nasze zdjęcie z wakacji nad morzem.

Ola pokazuje na telefonie typową wakacyjną fotkę, przytuleni z mężem obejmują małego chłopca w kolorowym kole ratunkowym. Wszyscy roześmiani.

Gdybyś miała jeszcze raz przeżyć swoje życie, jak byś je zaplanowała? - pytam.
Ola: Zwiedziłabym wszystkie plaże świata.

*Małgosia, 43 lata *
Wygląda po męsku, krótkie włosy ścięte na jeżyka z dużą ilością nieskrywanej siwizny. Większość czasu spędza przed wielkim ekranem komputera. Zawsze najbardziej lubiła zajmować się sobą samą.

Macierzyństwo to moja porażka. Wychowałam syna, bo musiałam. Mąż odszedł od nas, kiedy dziecko miało 10 lat. Mateusz się cieszył, bo ojciec kazał mu się uczyć i ogólnie dużo od niego wymagał. Miał wizję idealnego syna. Próbowałam z nim rozmawiać, ale mąż uważał, że to on zajmował się synem, kiedy był mały i ma prawo go kształtować. Co racja to racja, ja odrzuciłam Mateusza po porodzenie. Nie chciałam karmić, nie chciałam go nosić, chciałam uciec. Nigdy syn nie budził mojej czułości, patrząc na niego czułam jedynie bezradność.

Jedyną osobą, która wiedziała, że "nie czuję macierzyństwa", była moja siostra. Sama miała trzy córki i jednego syna, kochała swoją rodzinę i wychowywanie dzieci było jej życiowym celem. Wiedziała, że syn mi ciąży. Szybko się irytowałam, nie odczytywałam jego potrzeb, robiłam po prostu to, co inne matki.

Pierwsze dwa lata życia syna to było dla mnie piekło. Płakałam codziennie, naprawdę kilka razy zastanawiałam się, czy nie uciec. Mąż nie chciał zabrać ze sobą syna po rozwodzie, mimo że go o to prosiłam. Dziś syn ma 16 lat i mieszka przez większość czasu z ojcem. Obaj lubią militaria, sport. To ulga dla mnie, kiedy wracam co domu i mogę być sama ze sobą i pierwszy raz od 16 lat słyszeć tylko swoje myśli. Mateusz nie ma do mnie żalu, jeszcze. Ma kochającego ojca. A ja zrobiłam co w mojej mocy, żeby go wychować. Gdybym mogła cofnąć czas, nie zdecydowałabym się na dziecko, bo macierzyństwo było dla mnie frustracją, stresem i nie dało mi nigdy radości. Zaszłam w ciążę i urodziłam, bo kobietom zawsze się wydaje, że jak się to dziecko pojawi, to one je pokochają. Niestety nie w każdym przypadku. Zawsze lubiłam zajmować się sama sobą. Ceniłam sobie wolność, to że zawsze mogę iść, gdzie chcę. Dziecko odbiera tę wolność i nie wszyscy są na to gotowi. Ja nie byłam.

Komentarze (688)