GwiazdyZamiast biegania – tabletka ze "slim" w nazwie. O psychofanach suplementów

Zamiast biegania – tabletka ze "slim" w nazwie. O psychofanach suplementów

Jacek jest psychofanem magnezu. Przyjmuje go aż w trzech różnych postaciach, a europejskie normy uważa za niewystarczające. Z zawodu nie jest lekarzem, tylko bankierem. Suplementy podaje także swojej 7-letniej córce. Takich jak on nie brakuje.

Zamiast biegania – tabletka ze "slim" w nazwie. O psychofanach suplementów
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Helena Łygas

18.06.2018 | aktual.: 21.06.2018 17:11

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Suplementy łykamy jak cukierki. Łatwiej znaleźć osobę, która dzień zaczyna od garści pastylek niż taką, która nie przyjmuje ich wcale. Lekarze do tematu podchodzą z dystansem, ale zdaniem psychologa, osobom wierzącym w moc tabletek, suplementacja może przynieść wiele korzyści. Przeciętny zjadacz chleba, nie jest w stanie stwierdzić, którego mikroelementu potrzebuje. A na piśmie wszystko brzmi pięknie.

Panstresan na życie

Moja koleżanka ze studiów, Monika, kiedy jest szczególnie zestresowana, połyka pigułkę suplementu reklamowanego hasłem "spokój ducha i ciała". W składzie: ekstrakt z melisy, różeńca górskiego i witamina B6. Producent zaleca stosować jedną taką tabletkę dziennie, ale Monika w ciągu dnia bywa zestresowana częściej niż raz. Bywa, że połyka 2 lub 3 pastylki, tłumacząc sobie, że przecież to tylko „trochę ziółek z witaminami”.

Monika ma dziś 27 lat, pracuje w jednej ze stacji telewizyjnych. Dzień, jak wiele innych kobiet, zaczyna od szklanki ciepłej wody z cytryną, na pobudzenie trawienia i "oczyszczenie organizmu". Mechanizmu tego ostatniego nie jest mi w stanie wyjaśnić. Po śniadaniu łyka ulubione suplementy. Obecnie 6 tabletek, ale jakiś czas temu miała ich "w menu" niemal tuzin.

Monika nie uprawia wyczynowo sportu, na nic nie choruje. Bierze żelazo, które ma przeciwdziałać anemii, młody jęczmień w tabletkach - pęcznieje w żołądku, powodując uczucie sytości, co sprzyja odchudzaniu. Do tego tran, witaminę C, żeń-szeń na koncentrację i witaminę D3. Kiedyś policzyła, że to około 6-7 złotych dziennie. "Ale przecież zdrowie jest bezcenne" – podsumowuje sentencjonalnie.

O stosowane suplementy diety pytam na forum dla kobiet. Odzew jest solidny. Okazuje się, że większość dziewczyn dietę uzupełnia probiotykami i rutinoscorbinem. Popularne są także kwas foliowy i preparaty „na piękne włosy”. Zdarzają się jednak i dziewczyny przyznające się do zażywania środków dość egzotycznych jak „ekstrakt z bambusa”, mający przeciwdziałać degeneracji włókien kolagenowych. Nie brakuje amatorek środków opatrzonych życzeniowymi podtytułami: „smukła talia”, „niski cholesterol”, „ukojone nerwy”.

Roszpunka bierze prochy

Sylwia, jedna z dziewczyn z forum, pracuje jako tłumaczka i podobnie jak Monika uwielbia suplementy. Zaczęło się od tego, że kilka lat temu chciała zapuścić włosy. W zasadzie od czasów komunii nigdy nie miała fryzury dłuższej niż do ramion. Zawsze słyszała od fryzjerek, że ma za cienkie i za delikatne włosy na zapuszczanie. Dlatego postanowiła się wspomóc.

- Kupiłam kilka „polecanych” preparatów, witaminy: B, A, E. Wyczytałam, że powinnam pić napar ze skrzypu polnego połączony z herbatką z pokrzywy, stosowałam wcierkę na bazie bursztynu. No i włosy wyrosły! Dość szybko, mocne i błyszczące. Najzabawniejsze, że tych „dodatków” było tak dużo, że nie mam pojęcia, który z nich tak naprawdę zadziałał - śmieje się Sylwia.

I to właśnie tu - w momencie, w którym pojawia się irracjonalne przekonanie, że suplement jest nam niezbędny - zaczyna się uzależnienie. Wtedy, gdy uspokaja nas poczucie, że łykamy cudowne tabletki. I wtedy, gdy zaczynamy odczuwać niepokój, gdy kończy się nam multiwitamina.

Jacek Google'a nie posłuchał

Jacek Cesarski, w przeciwieństwie do dziewczyn, doskonale wie, co znajduje się w tabletkach, które popija co rano szklanką soku ze świeżo wyciskanych pomarańczy. Zaczął interesować się suplementacją kilka lat temu, kiedy pracował w jednej z warszawskich korporacji, zajmujących się usługami bankowymi. Czuł się wykończony psychicznie i fizycznie. Miał skurcze, bolała go głowa, dawał o sobie znać kark. Żeby nie zasnąć, pił kawę za kawą. Zanim poszedł do lekarza, swoje problemy opisał szczegółowo wyszukiwarce.

Oczywiście okazało się, że takie objawy mogą oznaczać wszystko – od niewłaściwej diety, przez wypalenie zawodowe, aż po stadium terminalne śmiertelnych, acz niewykrytych chorób.

Jacek machnął ręką na "dr Google" i zrobił sobie komplet badań. Okazało się, że ma olbrzymie niedobory magnezu, ale i wapnia. Do problemu podszedł metodycznie. Przeczytał wszystko, co tylko się dało o suplementacji i zasadach wchłaniania poszczególnych związków chemicznych.

"Nie przyswajamy tyle magnezu, ile nam potrzeba ot tak. Żeby dobrze się wchłonął, należy kilka godzin wcześniej zażyć witaminę D3, co z kolei powinno się poprzedzić zjedzeniem czegoś tłustego, żeby witamina miała się w czym rozpuścić" – wyjaśnia mi z zapałem neofity.

Na co dzień Jacek zażywa wspomniany magnez i to aż w trzech postaciach, do tego wapń, kwasy omega i witaminy: D3, K2, K6 i B12. Stara się też codziennie jeść przynajmniej łyżkę siemienia lnianego. Cesarski jest wielkim fanem suplementacji, zwłaszcza magnezu, uważa, że przyjęta w Polsce norma to za mało. "W takich Stanach za normę przyjmuje się 50 proc. i ja równałbym raczej w górę" – śmieje się 32-latek. Jego córka, 7-letnia Wiktoria od małego przyjmuje witaminę D3 i magnez.

Nie ma się czego bać?

Internista Wojciech Basiak zamiłowanie Polaków do suplementów zauważył już dobrych kilka lat temu. - Niebezpieczne bywają głównie środki mające poprawić potencję czy środki odchudzające. Te ostatnie, zwłaszcza sprowadzane spoza Unii Europejskiej, często zawierają sibutrainę, substancję stosowaną w leczeniu chorobliwej otyłości, szkodliwą dla układu krwionośnego i nerwowego – wyjaśnia Basiak.

- Nie dramatyzowałbym natomiast, jeśli chodzi o skutki nadmiernej suplementacji. Przykładowo bardzo popularny w Polsce magnez, u osoby ze zdrowymi nerkami zostanie wypłukany z organizmu, nawet jeśli przyjmiemy go o wiele więcej niż potrzebujemy. Pewne niebezpieczeństwo zachodzi w przypadku witamin rozpuszczalnych w tłuszczach, które tak łatwo się nie wypłukują, tj. A, D, E i K. Często stosowana w naszej strefie klimatycznej witamina D3, rzeczywiście jest większości osób potrzebna w okresie jesienno-zimowym. Powinniśmy z niej jednak zrezygnować, gdy na dworze robi się na tyle ciepło, żeby zakładać rzeczy z krótszym rękawem czy nogawką. 10 minut na słońcu w zupełności wystarczy do syntezy jej odpowiedniej ilości – mówi lekarz.

Pracujemy szybciej, pracujemy więcej. Musimy łączyć coraz więcej ról i kompetencji. Do tego mamy o stokroć większą wiedzę na temat zdrowia niż każde poprzednie pokolenie. Wiemy, że - by nie zwariować od koktajlu wymagań - powinniśmy w pierwszej kolejności zadbać o nasz organizm. Spać, ćwiczyć, zdrowo się odżywiać, dbać o relacje z ludźmi, spędzać czas na świeżym powietrzu – wymieniać można w nieskończoność. To wszystko wymaga trochę czasu i sporo wysiłku. Wysiłku znacznie większego niż połknięcie kilku pastylek. Dlatego suplementy tak często stają się placebo na wszystko. Jest jednak pewien haczyk.

- Efekt placebo to nie jest, jak rozumie go wiele osób "nieprawdziwe przekonanie na temat działania". Placebo wpływa pozytywnie na zdrowie danej osoby, mimo że badania przyjmowanego przez nią środka pokazują, że zawarte w nim substancje nie działają na organizm. W olbrzymim uproszczeniu za tzw. efekt placebo odpowiada kora przedczołowa. Wpływa na procesy niższego rzędu, zachodzące w organizmie, a jednocześnie jest połączona z naszą samoregulacją. Było wiele badań na ten temat. Choćby takie, które pokazywało, że osoby, które uważają, że dużo ćwiczą, mają znacznie lepszą wydolność organizmu od osób przekonanych, że ćwiczą za mało. Czas poświęcany aktywności fizycznej nie miał tu znaczenia, liczyło się przekonanie. W innym, podobnym eksperymencie zbadano wpływ stresu na organizm. Mimo że to jeden z bardziej patogennych czynników, miał mniej destrukcyjny wpływ na te osoby, którym, niezależnie od reakcji fizycznych organizmu, wydawało się, że są na niego odporne – klaruje psycholog Jarosław Świątek.

70 proc. Polaków zażywa suplementy, a połowa z nas robi to codziennie. Być może nie taki straszny ten nieprzebadany laboratoryjnie blister, jak go malują.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (127)