Zatrudniła się jako spawaczka. Taką propozycję złożył jej brygadzista
Martyna diametralnie zmieniła swoje życie - porzuciła pracę w biurze dla spawania. W rozmowie z Wirtualną Polską opowiada o pasji, jaką stał się jej nowy zawód oraz trudnej, ze względu na płeć, drodze do jego zdobycia. Wspomina też oburzające słowa, które usłyszała od brygadzisty.
Joanna Bercal, Wirtualna Polska: Spawalnictwem zajmujesz się od pięciu lat. Co było wcześniej?
Martyna Alexiou: Studiowałam m.in. pedagogikę specjalną i psychologię, jednak ze względów osobistych nie dokończyłam żadnego z tych kierunków. Podczas studiów, jak wiele osób, pracowałam w różnych miejscach, ostatecznie wylądowałam w agencji marketingowej, gdzie zajmowaliśmy się SEO.
Czyli w większości praca biurowa. Jak to się więc stało, że się pojawiło spawanie? Przyznam szczerze, że nie spotkałam jeszcze kobiety wykonującej ten zawód.
Pamiętam rozmowę z koleżanką zajmującą się sprzedażą reklam. Stwierdziła, że chciałaby w końcu zacząć sprzedawać ludziom coś potrzebnego, np. bułki. Są potrzebne i nie trzeba koloryzować, żeby je sprzedać. Ta rozmowa we mnie została, a poczucie sztucznego tworzenia potrzeb, za których zaspokajanie klient później płaci, sprawiało, że bardzo źle się czułam w świecie marketingu. Zaczęłam myśleć o zmianie pracy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak trafiło konkretnie na spawanie?
W tym czasie moi koledzy kończyli szkołę mechatroniczną. Poprosili mnie o pomoc w zbieraniu materiałów do referatu o spawaniu i ten temat mnie po prostu zachwycił. Wcześniej nie miałam kontaktu z tym zawodem, ale wizja robienia czegoś z metalu, podgrzewania go do temperatury, w której robi się plastyczny i tworzenia realnie potrzebnych ludziom przedmiotów mnie zachwyciła. Bo bez reklam możemy sobie poradzić, ale bez mostów już byłoby nieco ciężej.
Nie da się ukryć.
Dodatkowo spawanie można wykorzystać w celach artystycznych. Ja maluję i chciałabym kiedyś też rzeźbić w metalu, więc co tu dużo mówić - zakochałam się w temacie, a po pierwszym kontakcie ze spawaniem byłam pewna, że to jest to, co chcę robić.
Jak wyglądała droga do zdobycia tego zawodu?
Aby się przebranżowić, konieczne są kursy, niestety bardzo drogie. Komercyjny kurs to koszt kilku tysięcy złotych, dlatego postanowiłam zgłosić się do urzędu pracy w Poznaniu. I tam, niestety, odbiłam się od ściany. To była straszna przeprawa.
Dlaczego? Przecież przyszłaś z gotowym pomysłem i, przede wszystkim, chęciami.
Tam też nikt się wcześniej nie spotkał z kobietą, która chciała spawać. Procedura trwała bardzo długo, a pracujące tam panie odwodziły mnie od tego pomysłu. Pytały mnie, czy ja wiem, że w tej pracy mogę się pobrudzić.
Aż tak?
Trochę mnie zdziwiło, że to właśnie ze strony kobiet spotkał mnie taki gatekeeping (kierowanie się doświadczeniem lub subiektywną oceną w przekazywaniu informacji lub selekcji - red.). Po prostu nie mogły sobie tego wyobrazić. Podały argument, że to bezzasadne wydawanie środków i nikt mnie nie zatrudni.
Gdy znalazłam pracodawcę, dalej mnie odwodziły, pracodawca się rozmyślił, a panie ostatecznie wysłały mnie na kurs obsługi kasy fiskalnej, na który jako zarejestrowana bezrobotna musiałam pójść. To było zderzenie z systemem, bo choć mówiłam, że nigdy nie będę chciała pracować na kasie, bezzasadnym wydaniem środków według nich było spawanie.
W końcu udało ci się dostać na kurs. Jak zatem wyglądały początki twojej drogi w tym, mimo wszystko, zdominowanym przez mężczyzn zawodzie?
Gdy już trafiłam na kurs, poszłam jak burza. Z racji tego, że początkowo nie wiedziałam, jaką metodą spawania chcę pracować, bo jest ich kilka, uczyłam się wszystkich metod, jakie były dostępne.
Jak reagowali wykładowcy?
Różnie. Był jeden pan, który na początku powiedział: "Pani sobie tu posiedzi, posłucha, bo przecież pani nie będzie spawać". Był przekonany, że kurs jest mi potrzebny do pracy np. w kontroli spawalniczej. Jeśli już pojawiają się tam kobiety, są to zwykle potrzebujące certyfikatów kierowniczki firm, które zajmują się spawaniem. Dlatego większość prowadzących zajęcia tak sobie wyobrażała moją obecność tam. A ja chciałam spawać.
Ciężko było przebić ten mur uprzedzeń?
Początkowo tak. Później, gdy zobaczyli, że nie boję się iskier i wysokiej temperatury, było lepiej. Spotkałam świetnego wykładowcę, który był zachwycony tym, że kobieta chce spawać i mocno popychał mnie do przodu. Egzaminowała mnie pani inspektor z Gliwic, co było dla mnie dodatkowym, pozytywnym sygnałem, że gdzieś tam są kobiety w tej branży i nie będę sama. Później zaczął się dość trudny etap szukania pracy.
Dlaczego trudny?
Sporym problemem w różnych firmach okazał się brak oddzielnej toalety i szatni dla kobiety. W sumie to nie dziwię się tym pracodawcom - obawiali się, że mogą zostać oskarżeni o niezapewnienie równych warunków. Szczęśliwie, po pewnym czasie udało się zacząć pracę w jednej z firm.
Tam już mieli szatnię dla kobiet?
Tak, bo w firmie pracowały panie obsługujące konkretne maszyny. Swoją drogą były wspaniałe i mogłam liczyć na duże wsparcie z ich strony w tamtym czasie.
Jak na dołączenie kobiety do zespołu zareagowali spawający współpracownicy?
Kierownik był lekko przerażony wizją, że mam spawać i od razu chciał mi zorganizować jakieś stanowisko w biurze. Przy okazji skrytykował moje paznokcie, więc wtedy szybko zmyłam lakier i je obcięłam. Teraz już nie pozwoliłabym sobie na tego typu komentarze i noszę takie paznokcie, jakie chcę.
Zrobione paznokcie nie przeszkadzają w tej pracy?
Absolutnie, a hybrydy wręcz pomagają, bo czasem, jak coś spadnie na palec to pęka hybryda, nie paznokieć.
Wracając do tematu, jak wyglądały początki pracy?
Część współpracowników chciała mi we wszystkim pomagać, inni wręcz przeciwnie – "Co z tego, że wciąż się uczysz, jesteś tu, to sobie radź". Bywali tacy, którzy nie dopuszczali mnie do spawania albo głupio komentowali. W życiu miałam sporo kolegów, więc takie męskie towarzystwo mi nie przeszkadzało i po prostu pewnych rzeczy nie słuchałam, choć wiem, że byłam tematem rozmów w ich domach. Poza tym, do pewnego momentu w pracy było w porządku.
Czyli jednak ktoś przekroczył granice?
Niestety, gdy zaczęłam brać nadgodziny, pewien brygadzista stwierdził, że nie ma nic niestosownego w zapytaniu mnie, czy - za przeproszeniem - "chcę się iść r*chać". W tym momencie moja granica została przekroczona.
Zgłosiłaś sprawę?
Tak. Bardzo pomogły mi wtedy związki zawodowe, dlatego zachęcam wszystkie pracownice, aby - jeśli to możliwe - zapisywały się do nich. Choć tuż po zgłoszeniu po raz kolejny spotkała mnie przykrość ze strony kobiety. Zdziwiona kadrowa powiedziała mi wtedy, cytuję: "Czego się pani spodziewała na spawalni? Kwiatka?".
No tak, bo przecież nie szacunku, skoro "pcha się pani do męskiej roboty".
Dokładnie. Więc ta sprawa była dość ciężka.
Brygadzista został ukarany?
Poszliśmy na ugodę. Teraz pewnie wolałabym inaczej załatwić sprawę, ale wtedy obawiałam się, że przez hermetyczność tego środowiska nie dostanę więcej pracy. Nie chciałam też nikomu niszczyć życia, więc poprosiłam tylko o przeniesienie i stworzenie regulaminu antydyskryminacyjnego. Choć ten nie powstał, to ja trafiłam na superwspółpracowników, dzięki którym wiele się nauczyłam, mimo późniejszego konfliktu, będącego pokłosiem sprawy o molestowanie.
Jakiego konfliktu?
Niestety osoba, która wtedy mi pomogła, jak się później okazało, nie zrobiła tego bezinteresownie i chciała wykorzystać moją sprawę do wewnętrznych rozgrywek. Gdy nie postulowałam za wyrzuceniem zgłoszonego brygadzisty, dotychczas pomocny kierownik starał się uprzykrzyć mi życie, każąc mi wracać pod koniec dnia do zakładu, żeby wyłączyć maszynę, czy wysyłając mnie np. do pracy ze szlifierką, po której ręce drętwieją i spawanie nie idzie tak dobrze, więc łatwo się do czegoś przyczepić. Wtedy nie do końca zdawałam sobie sprawę, że to zwykły mobbing, a z tego stresu wyleczyłam się, dopiero pracując za granicą. Teraz jestem pewna swoich umiejętności i już bym sobie nie pozwoliła na takie traktowanie.
Obecnie pracujesz w Holandii. Jest inaczej?
Tak. Tu jest inna mentalność, nawet jeśli ktoś ma jakąś opinię na czyjś temat, to raczej nie mówi na głos. Do pierwszej pracy aplikowałam z kolegą, jednak ze względu na wyższe kwalifikację to mnie przyjęto, choć widziałam po minie, że kierownik nie do końca jest pewny tej decyzji. Musiał się jednak trzymać prawa antydyskryminacyjnego.
Czyli jednak miał obawy związane z tym, że jesteś kobietą.
Tak, choć długo starał się trzymać nerwy na wodzy. Po pierwszym błędzie się z niego wylało i mógł w końcu powiedzieć: "Wiedziałem, że kobiety nie przyjmuje się do pracy". Jak widać, to nie zależy od narodowości, a od osoby.
Jak reagowali bliscy na decyzję o przebranżowieniu?
Bardzo pozytywnie. Mama uważa, że cokolwiek robię, mam to robić dobrze. Zresztą teraz wiem, że chętnie się chwali tym, co robię. Ówczesny partner, mimo że był prawnikiem, też mocno mnie wspierał, choć pojawiały się zdziwione głosy. Do dziś, poznając nowych ludzi, raczej staram się nie mówić, czym się zajmuje, bo nie lubię skupiać na sobie uwagi.
Czyli nie jestem jedyną osobą, która, gdy dowiedziała się, że zajmujesz się spawaniem, natychmiast chciała z tobą porozmawiać?
Nie, wiele osób się interesuje. W Holandii kiedyś jechałam z kolegą samochodem i zatrzymała nas policja. Gdy usłyszeli, czym się zajmuję, skupili się na tym spawaniu i uniknęliśmy mandatu. Zauważyłam też, że moja praca w jakiś niezrozumiały dla mnie sposób intryguje wielu mężczyzn. Miałam sytuacje, że ktoś zwrócił na mnie uwagę i chciał mój numer telefonu dopiero po tym, jak się dowiedział, czym się zajmuje. To zabawne, bo oni chyba nie zdają sobie sprawy z tego, jak wyglądam po powrocie z pracy.
Masz poczucie, że mężczyznom jest łatwiej w tego typu zawodach?
Oczywiście, mi wszyscy patrzyli na ręce. Musiałam wszystko robić na 250 proc., spoiny musiały być idealne, choć, gdy przyjmowano mnie do pracy, to wiedzieli, że nie mam doświadczenia. Mnie błąd wytykano, a koledze, który popełnił taki sam, już nie. Teraz, mimo wszystko, doceniam ten czas, bo wiele się nauczyłam. Szkoda tylko, że było to okupione takim stresem.
Ale nie żałujesz swojej decyzji o przebranżowieniu?
Ani trochę.
Joanna Bercal, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl