Blisko ludziJest kobietą i naprawia motocykle. Niektórym nie mieści się to w głowie

Jest kobietą i naprawia motocykle. Niektórym nie mieści się to w głowie

Kasia Madej od czterech lat pracuje jako mechaniczka motocyklowa
Kasia Madej od czterech lat pracuje jako mechaniczka motocyklowa
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Iwona Wcisło
14.02.2022 09:13, aktualizacja: 14.02.2022 16:14

Motocykle były w jej życiu od zawsze. Kasia Madej, w środowisku znana jako "Irish", ma za sobą tysiące kilometrów "w siodle". Wraz z mężem, Kubą - ksywa "Yamamoto", prowadzą na Śląsku warsztat motocyklowy. To on pewnego dnia stwierdził, że powinna poznać swoją pasję od podszewki. Lepszego nauczyciela nie mogła sobie wymarzyć. Wciągnęło ją bez reszty. I tak cztery lata temu została mechaniczką motocyklową.

Jedno z pierwszych wspomnień Kasi Madej z dzieciństwa? Widok taty wracającego z pracy na motocyklu. W wieku 15 lat miała już za sobą samodzielną przejażdżkę na skuterze Jawa typu "kaczka". - Pierwszy zakręt, każde mijane drzewo to była taka adrenalina jak teraz na Suzuki Hayabusa przy 300 km/h - śmieje się dzisiaj. Połknęła bakcyla.

O mój Boże, baba na motorze

Kiedy poszła na kurs, żeby zrobić prawo jazdy na motocykl, usłyszała od innych dziewczyn: - Stara, co ty robisz. Przecież my jesteśmy od tego, żeby nas wozić.

- Nie mogłam uwierzyć, że kobiety ogarnięte w świecie motocykli mówią coś takiego. Nigdy nie usłyszałam tego od faceta, ale one najwidoczniej postanowiły pilnować wygodnego porządku - opowiada Kasia.

Potem były zloty motocyklowe. Pierwszy, drugi i kolejne. Co jakiś czas słyszała zdanie: "O mój Boże, baba na motorze", ale zawsze puszczała je mimo uszu. W międzyczasie poznała Kubę. Zaiskrzyło. To on postanowił, że ją wszystkiego nauczy i zaraził miłością do mechaniki. Oczywiście skończyła też odpowiednie kursy, ale najwięcej nauczyła się od niego.

- Miałam najlepszego nauczyciela. Osobiście znam tylko jedną osobę, która lepiej niż Kuba zna się na motocyklach. Pamiętam jak dziś pierwszą rzecz, której mnie nauczył: była to wymiana klocków hamulcowych, sprawdzenie tłoczków i odpowietrzenie pompy hamulca w Kawasaki Zephyra 750. Moim ukochanym motocyklu – wspomina kobieta.

Od zawsze przy ich domu był warsztat. W pierwszym mieli nawet stolik i kanapę. To tam toczyło się ich życie. Wstrzelili się w niszę, bo takie wyspecjalizowane miejsca zaczęły powstawać dopiero dekadę temu. Wcześniej oddawało się motocykl do warsztatu samochodowego z nadzieją, że ktoś się tam na tym zna.

Kobiety motocyklistki i "divy"

Na zlotach motocyklowych można spotkać dwa rodzaje kobiet. Takie, które mają własny motocykl, prawo jazdy i nie muszą nikogo prosić o podwózkę oraz takie, które cieszy, że mogą założyć skórzane spodnie i dać się przewieźć. Katarzyna nazywa je "divami". Niestety jest ich na pęczki i psują środowisko. Utwierdzają mężczyzn, zwłaszcza tych młodszych, że rolą kobiety jest bycie "oparciem motocyklowym".

- W mojej ekipie są trzy świetne, ogarnięte babeczki. W sezonie robią "w siodle" tysiące kilometrów, a na zlotach podbijają do nich panowie z tekstem: "Przewiozę cię, bo ja 200 km/h jeżdżę". I one patrzą na nich z politowaniem – opowiada Kasia.

Na szczęście to się pomału zmienia. Z naciskiem na "pomału". Na zlotach zdarza się, że trzeba coś szybko naprawić, komuś pomóc. Dlatego każdy wozi ze sobą zestaw narzędzi.

- Kiedyś podczas takiej sytuacji poczułam się jak małpka w zoo. Dłubię przy motocyklu, uwijam się jak w ukropie, żeby szybko skończyć i nagle coś mnie tknęło. Odwracam się, a za mną stoi trzech młodych facetów i się gapią. Rzucili "dzień dobry", któryś tam się zaśmiał – wspomina.

- Dopiero dwaj inni starsi motocykliści zainterweniowali i rzucili w ich stronę: "Wy, młodzi, to lepiej patrzcie i się uczcie". A wydawałoby się, że to młodzi powinni być mniej zdziwieni widokiem kobiety naprawiającej motocykl. Wynika to pewnie z tego, że wielu z nich wchodzi w nasze środowisko po obejrzeniu filmu typu "Synowie anarchii" i mają trochę wypaczony obraz – dodaje.

Kasia też jeździła z Kubą jako "plecak". Ufała mu bezgranicznie, ale kiedy pojawiły się dzieci, rozsądek wziął górę. Matka z ojcem nie powinni jeździć na jednym motocyklu.

Dwa zdjęcia

Pierwsze zdjęcie z Kasią dłubiącą przy motocyklu wywołało burzę na ich fanpage’u. No bo jak to babę do warsztatu wpuścić. Jeszcze śruby poprzestawia albo coś zepsuje.

- Co się pod tym zdjęciem działo. Od komentarzy typu "Pani sprząta czy naprawia" po "A kawę już parzyć umie?". Gdyby nie dojrzała reakcja mojego męża, który ostudził emocje obserwatorów, pisząc: "Zapraszam do naszego warsztatu. Założę się, że zrobi to szybciej niż ty", mogłoby mnie to zrazić. To był taki niespodziewany strzał z boku - relacjonuje Kasia.

To, co przedstawiało drugie zdjęcie, wielu nie mieściło się w głowie. Dłoń Kasi, a w niej zębatka. Niby nic niezwykłego, gdyby nie te paznokcie. Pomalowane na czerwono. Kto to widział!

- Jaka tam fala komentarzy się wylała. "Ale jak to?", "Paznokcie zaraz będą zniszczone", Jak takimi paznokciami śrubki z kuwetki wyciągać?". Odpowiadałam, że paznokcie mają już miesiąc i się trzymają, bo mam świetną kosmetyczkę - śmieje się kobieta.

A mocne i dłuższe paznokcie nie raz przydały jej się w pracy, gdy trzeba było jakąś śrubkę przykręcić, a śrubokręta nie było pod ręką.

Ze strony rodziny też na początku padały różne komentarze. - No fajnie, że jeździsz na motocyklu, ale po co do tego warsztatu chodzisz? Tylko Kubie przeszkadzasz.

Paznokcie Kasi wzbudzają wiele emocji
Paznokcie Kasi wzbudzają wiele emocji© Archiwum prywatne

Dream team

Na szczęście od początku mogła liczyć na wsparcie Kuby. Dzięki temu nie ma poczucia, że musi coś komukolwiek udowadniać. Po prostu robi swoje. I nie boi się zapytać, gdy czegoś nie wie. Albo poprosić o pomoc. Bo przecież sama nie wytarga silnika z ramy motocykla.

- U nas funkcjonuje taki podział, że mąż wykonuje prace siłowe, a ja jestem od dłubania w kablach i śrub. Jeśli jest niski motocykl, to ja pod niego wchodzę, bo Kuba się nie zmieści. Podobnie z owiewkami – trzeba je zdejmować niezwykle delikatnie, zwłaszcza gdy plastik ma 25 lat. A do tego trzeba cierpliwości - tłumaczy Kasia.

- Mąż ma duże dłonie i prace, które wymagają precyzji, zajmują mu o wiele więcej czasu. Dlatego to ja rozkręcam lampy, szlifuję ich szkło, rozplątuję kable i czyszczę delikatne membrany w gaźnikach. Jesteśmy różni, ale dzięki temu się uzupełniamy - stwierdza.

Mechanika motocyklowa wciągnęła Kasię bez reszty
Mechanika motocyklowa wciągnęła Kasię bez reszty© Archiwum prywatne

"Chciałbym porozmawiać z panem mechanikiem"

- Dzień dobry, serwis motocyklowy – odbiera telefon Kasia.

Cisza.

- Yyy, bo ja chciałem do serwisu się dodzwonić - po drugiej stronie słychać niepewny męski głos.

- Dobrze się pan dodzwonił. W czym mogę pomóc?

Cisza.

- Ale na pewno? Bo ja chciałem motocykl u was zostawić.

Takich telefonów jest mnóstwo. Niektórzy w ogóle nie chcą z nią rozmawiać, tylko z Kubą. Kiedy opowiada o tym na rodzinnych spotkaniach, wszyscy się oburzają. Jak tak można. Ale odpowiada ze stoickim spokojem, że po 15 takich telefonach przeszła nad tym do porządku dziennego. Gdyby miała "robić dramę" po każdym takim telefonie, nie pracowałaby w warsztacie. Albo nie zamawiała niczego w hurtowni, bo tam też reagują konsternacją na kobiecy głos.

Wraz z napływem klientów z polecenia jest lepiej. Oni już wiedzą, kto pracuje w warsztacie i płeć nie jest dla nich zaskoczeniem. To pozostałym zdarza się reagować niedowierzaniem lub śmiechem. Wiele z takich osób bierze ją za sekretarkę, a potem rzedną im miny, gdy widzą jej pieczątkę czy podpis na protokole naprawy.

Kuba jest mistrzem nie tylko w swoim fachu. Kasia może na niego liczyć w każdej nieprzyjemnej sytuacji z klientem w roli głównej.

- Kiedyś klient nie chciał ze mną rozmawiać, tylko poprosił o przekazanie wszystkiego mężowi i żeby ten się z nim skontaktował. Kuba oczywiście zadzwonił, wysłuchał, a na koniec rzucił: "To ja żonie przekażę". Czasem mówi w takich sytuacjach: "Jak mi żona pozwoli" - śmieje się kobieta. - Klientom robi się wtedy głupio. Od tamtego dostałam potem czekoladki w ramach przeprosin. Inni są tak zawstydzeni, że wysyłają kogoś z rodziny po odbiór motocykla.

Czasy się zmieniają, ale takie sytuacje wciąż mają miejsce. Ostatnio do warsztatu trafił mężczyzna, który kupił motocykl od szwagra za przysłowiową flaszkę. Jednoślad był w opłakanym stanie.

- Napisałam panu w papierach, że użytkowanie tej maszyny w takim stanie może zagrażać zdrowiu i życiu. Klient kategorycznie zażądał rozmowy z mechanikiem. Zawołałam męża, który natychmiast podjął grę. Zaczął spisywać protokół przyjęcia na warsztat, po czym poważnym tonem oznajmił klientowi: "Widzę, że tu jest mnóstwo roboty. Są wycieki spod głowicy, o przednim zawieszeniu nie wspomnę. Muszę to skonsultować z moim przełożonym - głównym mechanikiem". Klient przytaknął, po czym Kuba odwrócił się do mnie i zaczął przekazywać wszystkie informacje. Mina pana była bezcenna – opowiada Kasia.

Dasz radę!

Do ich warsztatu zaglądają też kobiety. Kiedy sprawa nie wymaga profesjonalnego serwisu, Kasia podpowiada im, jak samodzielnie rozwiązać problem. Podobnie w grupach na Facebooku.

- Jeżeli kobieta pyta: "Poradźcie mi, u kogo wymienić klocki hamulcowe", to wchodzę ja, ciocia Kasia, i podaję instrukcję - bierzesz taki klucz imbusowy, wykręcasz to itd. Po co tracić pieniądze, jak sama dasz radę. To nie jest fizyka kwantowa, żeby się tego nie nauczyć. Z takiego założenia wyszedł mój mąż i ja tak samo staram się przekazywać wiedzę innym kobietom - podsumowuje.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (398)
Zobacz także