Zbrodnia doskonała istnieje naprawdę. Wywiad z Izą Michalewicz
Mówi, że pasja pomaga przetrwać jej chwile zwątpienia. Odkrywa najciemniejsze zakamarki ludzkiej natury. Stała się głosem tych, których wołania dawno już nikt nie słyszy. O tym, do czego zdolny jest człowiek, walce z demonami i marzeniach rozmawiamy z Izą Michalewicz, autorką książki "Zbrodnie prawie doskonałe. Policyjne Archiwum X".
22.01.2018 | aktual.: 24.01.2018 10:02
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Bestialskie morderstwo premiera Jaroszewicza, krakowska sprawa "skóry", tajemnicze "samobójstwo" młodej dziewczyny w Łodzi – to tylko niektóre z opisanych przez Michalewicz spraw. Łączy je jedno: ofiary zostałe zabite w brutalny sposób, a sprawcy albo wciąż nie zostali schwytani, albo dużo czasu zajęło, aby ich złapać. Reporterka jako pierwsza dotarła do akt sądowych, zyskała zaufanie policjantów, świadków i rodzin ofiar. W swoich reportażach ujawniła też motywacje i metody działania morderców, a także przybliżyła sylwetki tych, którzy ich ścigają.
Bartek Nowiński, WP Kobieta: Na początku swojej książki cytuje pani Ewę Sonnenberg: "Smutek jest wiedzą o tym, do czego zdolni są ludzie. Że nie pozostało nic poza przymierzem z kamieniem i polną zwierzyną". Zgadza się pani z tym stwierdzeniem?
Iza Michalewicz: Poezja pomaga mi zrozumieć życie, lepiej nazywa to, czego ja często nie potrafię nazwać. Pisząc książkę o policyjnym Archiwum X, doszłam do identycznych wniosków jak poetka. W zderzeniu z takim okrucieństwem, z tak niewyobrażalną krzywdą, którą jeden człowiek potrafi wyrządzić drugiemu, można stracić wiarę w ludzi. A ja zawsze wierzyłam w ludzi.
W jednym z wywiadów powiedziała pani, że pani siłą w dążeniu do celu była pasja. Dalej, że każdą z opisanych historii przeżyła pani bardzo mocno. Czy przez tyle lat doświadczenia, przez to przeżywanie ludzkich dramatów ta pasja nie zmalała? Nadal pomaga pani tak samo jak kiedyś?
Pracuję w tym zawodzie dwadzieścia lat i pasja jest tym, co mnie trzyma przy życiu. Reportaż jest jak moje DNA. Jeśli ktoś zakłada, że trochę popisze o trudnych sprawach, a potem zmieni branżę, to w ogóle nie powinien się za to zabierać. Nie wolno zdradzać ludzi, którzy nam zaufali.
Przez swoje teksty oswaja pani niezwykle trudną rzeczywistość. Czy myśli pani, że wszystko da się wyjaśnić? Czy jest jednak coś w ludzkim zachowaniu, czego nie potrafi pani zrozumieć?
Gdybym umiała zrozumieć wszystko, przestałabym pisać. Pisanie jest nieustającą drogą. Mam ogromną intuicję do ludzi. Bez intuicji i umiejętności otwierania tych zatrzaśniętych drzwi, które tkwią w każdym człowieku, nie zajmowałabym się reportażem. Mimo to człowiek na zawsze pozostanie dla mnie tajemnicą. To jest fascynujące! Pisząc tę książkę, szukałam odpowiedzi na wiele pytań. Nadal nie rozumiem, jak można zabić dla worka pszenicy i czy da się oszukać raz już napisany dla nas los.
W jaki sposób radzi sobie pani z trudnymi emocjami, odcina się od opisywanych historii?
Nie odcinam się. Dzięki emocjom jestem tym, kim jestem. Nie chodzę na żadne terapie, nie wyrzucam z głowy upiorów. Jedne same odchodzą, inne są jak wiatr, który wieje wiecznie – raz porywiście, innym razem tylko muska moją twarz. Demony oswajam, przekuwam w wiedzę i doświadczenie. Tak, żeby stały się moją tarczą podczas dalszej walki.
*W książce opisuje pani "zbrodnie prawie doskonałe". Czym kierowała się pani przy wyborze akurat tych konkretnych historii? *
Przede wszystkim dostępnością akt. Akta sądowe czy prokuratorskie to najprawdziwsze księgi życia. Bez zapoznania się z nimi, nawet nie warto podchodzić do opisywania historii. Kolejnym kryterium była ciekawość. Przede wszystkim jednak to, że każda z tych zbrodni opierała się na innych odcieniach namiętności, innych grzechach. Te zbrodnie są jak talia kart, złożona z najciemniejszych stron człowieka.
Czy myśli pani, że zbrodnia doskonała w ogóle istnieje?
Niestety tak. Istnieje dlatego, że zbyt wielu ludzi pracujących w organach ścigania, lekceważy tragedię, jaką jest śmierć człowieka. Wystarczy, że znajdzie się ktoś, kto pokpi oględziny miejsca zbrodni, nie przesłucha rzetelnie świadków, będzie tylko patrzył, a nie widział. W rezultacie dojście do prawdy stanie się coraz trudniejsze. Przecież to właśnie od pierwszych godzin śledztwa zależy jego powodzenie. W książce opisuję między innymi lata, w których technika kryminalistyczna była jeszcze w powijakach i choćby dlatego wielu sprawcom udało się uniknąć kary.
Dlaczego zdecydowała się pani na napisanie reportażu, wręcz kryminału, na właśnie taki temat?
Bo kocham kryminały! Chciałabym mieć talent nieżyjącego już niestety Henninga Mankella.
Prywatnie też najbardziej lubi pani czytać kryminały i reportaże, czy na co dzień wybiera jednak nieco lżejszą tematykę?
Reportaże czytam rzadko i tylko wtedy, kiedy zainteresuje mnie temat albo gdy sobie cenię autora. Ja w ogóle lubię literaturę. Teraz mogę do niej wrócić, bo wcześniej czytałam tylko to, co było mi potrzebne do pracy nad książką. Uwielbiam kryminały, ale nie łykam ich jak młody pelikan. Nie nabieram się na agresywny pijar, dlatego jestem stałym bywalcem bibliotek. Od kryminału wymagam tego, żeby się świetnie czytał. No i nie znoszę kiepskiego języka, więc trudno mnie zadowolić. Ostatnio podskakuję niczym popcorn w garnku, bo oglądamy z synem kolejne sezony "Dextera", więc przerzuciłam się na seriale. "Mindhunter" już za mną. I jeśli ktoś kiedyś zrobi świetny serial o polskim "Archiwum X" to też go z wypiekami obejrzę.
Która z historii opisanych w książce najbardziej utkwiła pani w pamięci?
Każda z nich jest niezwykła, wstrząsająca i zmusiła mnie do niezłej reporterskiej gimnastyki. Oczywiście, najbardziej na sercu leżą mi te nierozwiązane i chciałabym, żeby rodziny ofiar w końcu doczekały sprawiedliwości.
Jakie cechy, według pani, powinny charakteryzować dobrego reportera? Dobry wybór tematu i warsztat wystarczą?
Przykro mi to mówić, ale w dzisiejszych czasach najważniejszy jest mocny, "krwisty" temat. Reporter może pisać tak, jakby walił cepem, a wielu czytelników nawet tego nie zauważy. Dla mnie to, jak brzmi zdanie, jakich używam słów czy metafor, jest bardzo ważne. Reporter powinien być rzetelny, empatyczny, widzieć więcej niż inni i na pierwszym miejscu stawiać bohatera swoich tekstów, a nie siebie.
Skąd w pani takie poczucie misji, chęć wymierzania sprawiedliwości? Wydaje się, że pani swoimi tekstami walczy o prawdę do upadłego.
Widok matki czy ojca, którzy nie mogą pochować dziecka albo pochowali, ale nie wiedzą, kto i dlaczego zrobił mu krzywdę, jest dla mnie widokiem nie do zniesienia. Tak rodzi się bunt, a bez buntu nie ma reportażu. Nie wymierzam sprawiedliwości, od tego jest sąd. Temida bywa jednak niedowidząca, dlaczego czasem my, reporterzy, podpowiadamy jej, w która stronę patrzeć.
Jak wyglądała praca nad książką? Wiem, że tak naprawdę na efekt finalny miało wpływ kilka, jeśli nie kilkanaście osób.
Gdyby nie życzliwość i pomoc policjantów, ta książka nigdy by nie powstała. A zdobyć zaufanie policjanta to cholernie trudne zadanie. Dlatego dziękuję wam, chłopaki, że przyjęliście mnie pod swoje skrzydła, bo wiem, że praca w Archiwum X to czysto męski sport. Nikt za mnie tej książki nie napisał, ale za to bardzo mądrze czytali ją mój redaktor, Daniel Lis, i prawniczka, Agata Paszek. Ich pomoc była nieoceniona! Najtrudniej było mi znieść to wielomiesięczne wyłączenie z życia, te dni i noce spędzone nad laptopem albo z nosem w aktach. Pisałam tę książkę właściwie do ostatniej chwili. Ostateczną wersję wysłałam przed Wigilią 2017. Nie dość, że na skutek grupowych zwolnień, straciłam pracę w "Dużym Formacie" "Gazety Wyborczej", co złamało mi serce, to na dodatek nie mogłam zarabiać, pisząc do gazet, bo nie skończyłabym "Archiwum". To był dla mnie bardzo trudny czas, a jego skutki odczuwam do dziś.
Planuje pani swoje kolejne publikacje, ma pomysł na kolejną książkę? Czy może przychodzą one same, spontanicznie?
Chciałabym napisać drugą część "Archiwum X". W Polsce jest bardzo wiele niewyjaśnionych zbrodni, za którymi stoją dramaty tysięcy ludzi. Trzeba je wyciągnąć na światło dzienne. Prokuratorzy bardzo nie lubią zainteresowania mediów, zwłaszcza, gdy popełniają błędy i próbują je ukryć. Reflektor reportera, jego determinacja i nieustępliwość sprawiają, że te sprawy dostają drugie życie. Wtedy pojawia się szansa na rozwiązanie zagadki, a w końcu na sprawiedliwość. Założyłam na Facebooku stronę "Iza Michalewicz Archiwum X" z nadzieją, że ci, którzy sięgną po książkę, znajdą mnie łatwiej, na wypadek, gdyby mieli ważne dla tych spraw informacje. Nie ukrywam, że bardzo na to liczę, zwłaszcza w imieniu śledczych.
Jest pani docenianą autorką. Jest coś, co jeszcze chciałaby pani osiągnąć, pisząc swoje teksty?
Zdobyłam już wiele nagród i wyróżnień, jak każdy ciężko pracujący reporter lubię być doceniana. Ale taniego poklasku nie szukam. Chciałabym tylko w końcu normalnie zarabiać, mieć na jedzenie, szkołę syna i rachunki. I nie musieć wybierać, za co zapłacę najpierw.
Ma pani plan B. na życie, czy pisanie jest tym, co chce pani robić zawsze?
Nawet jeśli, tak jak teraz, życie zmusi mnie do kompromisu, nigdy nie zrezygnuję z pisania.
Finalistka międzynarodowej Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego za Reportaż Literacki (2015) za reporterską książę "Życie to za mało. Notatki o stracie i poszukiwaniu nadziei" (wyd. Zwierciadło).
Izabela Michalewicz jest laureatką nagrody Grand Press 2011 za reportaż "Jolanta i ogień". Nominowana do tej nagrody była kolejno w 2012, 2013 i 2017 roku. Studio Reportażu i Dokumentu Polskiego Radia nominowało ją dwukrotnie do nagrody Melchiorów w kategorii "Inspiracja Roku". W 2014 otrzymała wyróżnienie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich za reportaż "Zakochaj się w Warszawie". Współautorka biografii "Villas. Nic przecież nie mam do ukrycia". Autorka zbioru reportaży "Życie to za mało" i książki "Rozpoznani" o bezimiennych do niedawna uczestnikach Powstania Warszawskiego, rozpoznanych na kadrach powstańczej kroniki filmowej.