Blisko ludziZdrada wywraca związek do góry nogami. "Może do niej dojść nawet w szczęśliwej relacji"

Zdrada wywraca związek do góry nogami. "Może do niej dojść nawet w szczęśliwej relacji"

Czy w szczęśliwym związku może dojść do zdrady?
Czy w szczęśliwym związku może dojść do zdrady?
Źródło zdjęć: © GETTY | Siri Stafford
25.03.2022 12:55, aktualizacja: 27.03.2022 16:14

- Zdrada może być jak kubeł zimnej wody, który skłoni ludzi do tego, żeby poznali się na nowo i ustalili, jak chcą, żeby ich związek od teraz wyglądał - mówi psychoterapeutka Karolina Wincewicz z Centrum Terapii Dialog w Warszawie, która opowiada Katarzynie Trębackiej o tym, czy zdrada musi oznaczać koniec związku.

Katarzyna Trębacka: Dlaczego zdrada jest jednym z najtrudniejszych doświadczeń w związku i budzi tak ogromne emocje?

Karolina Wincewicz: Zdrada powoduje, że umowa, która jest pomiędzy partnerami, zostaje zerwana. Zachwianiu ulegają poczucie bezpieczeństwa, drastycznie spada poczucie własnej wartości. Mimo że przecież nie jest zazwyczaj wymierzona w partnera lub partnerkę (a raczej wynika z chęci spełnienia własnych niewyrażonych potrzeb), bardzo wpływa na samoocenę osoby zdradzonej. Ludzie mają tendencję do postrzegania rzeczywistości w sposób przyczynowo-skutkowy, bo to daje poczucie kontroli. Jeśli zatem ktoś doświadcza zdrady, próbuje to jakoś zrozumieć, ułożyć sobie w głowie, szukając w tej sytuacji swojej winy, swojego udziału. Niestety chcąc pojąć to bolesne doświadczenie, w efekcie popada w obwinianie się, kompleksy.

Od czego zależy nasze postrzeganie zdrady?

Od wielu czynników – doświadczeń z okresu dzieciństwa, wzorców wyniesionych z domu, własnych wypracowanych w toku życia priorytetów, preferencji seksualnych, religijności, kontekstu kulturowego, swojego otoczenia…

Wróćmy do poczucia własnej wartości. Zdrada potrafi ją zrujnować, ale osoby, które dobrze o sobie myślą, lepiej sobie z tym doświadczeniem radzą.

Zdecydowanie tak. Jeśli ktoś myśli o sobie źle, ma niskie mniemanie na swój temat, to zdrada uderza w niego ze zdwojoną siłą. Tymczasem z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy spodziewać się, że osoba, która ma dobre przekonania na własny temat, poradzi sobie z tym trudnym doświadczeniem lepiej. Jednocześnie będzie bardziej skłonna zerwać relację z wiarołomnym partnerem, jeśli uzna ją za krzywdzącą niż osoba o niskim poczuciu własnej wartości. Ta druga częściej jest na tyle mało pewna siebie, że będzie tkwiła w toksycznym związku, często zgadzając się na kolejne zdrady.

Ale to nie jest prawidłowość?

Nie, bo przecież ktoś może mieć wysokie poczucie własnej wartości, ale sam/a "mieć coś na sumieniu" lub mieć liberalne podejście do zdrady. Wychodzić z założenia, że "to tylko niezobowiązujący seks", "każdy ma prawo popełniać błędy", "ludzie z natury nie są monogamiczni", "życie jest takie krótkie, po co odmawiać sobie przygód". Z tego powodu nie przekreśli wartościowej dla siebie relacji. Dla kogoś innego z kolei to może być koniec świata, oznaka słabego charakteru, dyshonor, całkowite przekreślenie wiarygodności partnera/ki. Taka osoba nie będzie sobie w stanie wyobrazić kontynuacji związku po zdradzie, nawet kiedy ma niską samoocenę. Naprawdę wiele zależy od tego, jakie mamy przekonania na temat zdrady, jak ją definiujemy, jakie wyznajemy wartości. Duże znaczenie mają tu także religijność, wyznawane zasady, kultura, w której się wychowujemy.

Zdrada może się przytrafić każdemu?

Niestety zdarza się nawet w całkiem szczęśliwych związkach. Nie musi wiązać się z wielkim kryzysem, przez który przechodzi para. Może być efektem poszukiwania nowych doświadczeń, potrzeby urozmaicenia doznań seksualnych. W psychologii przyjęto taki podział, że kobiety zdradzają z powodów emocjonalnych, a mężczyźni dlatego, że są żądni doznań seksualnych. Ale znowu mamy tu do czynienia z uproszczeniem. Bo w gabinecie często spotykam mężczyzn, którzy zdradzają żony, ale nie dlatego, że potrzebują nowych wrażeń w seksie, ale dlatego, że czują się bardzo samotni i opuszczeni. I kobiety, które mówią wprost, że mają świadomość, że krzywdzą swoich mężów, ale nie umieją zrezygnować z pójścia do łóżka z przystojnym kolegą z pracy, kręcą je silne emocje i tajemnica. W zdradzie nie ma do końca jasnych reguł, to wieloaspektowe zjawisko.

Dla wielu osób zdrada jest równoznaczna z końcem związku. Ale są też takie pary, które umieją to trudne i często bolesne doświadczenie przekuć na swoją korzyść, wychodzą ze zdrady silniejsze, mądrzejsze, dojrzalsze… Od czego to zależy?

Na pewno od siły więzi, która łączyła tę parę przed zdradą, czyli na ile ta relacja była satysfakcjonująca. U osób, które mają masę dobrych wspomnień, szanują się wzajemnie, lubią ze sobą spędzać czas, szansa na wybaczenie jest większa. Warto podkreślić, że te czynniki absolutnie nie stanowią gwarancji, ale nieco zwiększają prawdopodobieństwo wybaczenia zdrady. Poza tym ważny jest też kontekst zdrady. O wiele bardziej bolesna jest zdrada z kimś z tego samego towarzystwa niż z kimś totalnie nieznanym.

Osoby zdradzone wielokrotnie mówią o niewyobrażalnym uczuciu upokorzenia, kiedy dowiadują się, że kochanek/kochanka to osoba im znana. Ważne jest także, czy był to trwający latami romans, czy jednorazowy skok w bok. W przypadku tego pierwszego trudno dopatrywać się jakichkolwiek okoliczności łagodzących. Im dłużej trwał romans, tym mniejsze szanse na wybaczenie, które i tak według statystyk są małe. Dużo zależy też od postawy osoby, która zdradziła. Bo jeśli będzie ona zachowywała się w sposób butny, nie weźmie odpowiedzialności za to, co zrobiła, za to, że zraniła, skrzywdziła partnera lub partnerkę, nie uzna swojej winy, to szanse na wspólne dalsze życie tej pary są praktycznie żadne.

A co z powodami, dla których dochodzi do zdrady? Przecież nie pojawiają się w nocy z niedzieli na poniedziałek.

Oczywiście. Często sama zdrada to jest końcowy akt dłużej trwającego kryzysu. Jeśli będące w nim osoby czują się w jakiś sposób zaniedbane, pominięte, nieatrakcyjne, mają poczucie, że spotykają się z obojętnością partnera, rozluźnia się łącząca ich wcześniej więź. To z kolei powoduje, że zaczyna zauważać się atrakcyjnych ludzi, którzy wcześniej byli niewidoczni, kiedy w związku układało się dobrze. Wiele zdrad wynika niestety z braku szczerej, intymnej rozmowy, zaś samo wplątanie się w romans jest sposobem poradzenia sobie z niezaspokojonymi potrzebami seksualnymi, emocjonalnymi.

Żeby doszło do zdrady, nie wystarczą dwie osoby, potrzebne są trzy.

To prawda. Musimy sobie zdawać z tego sprawę, że to, co my dajemy w związku, nie zawsze musi trafiać w potrzeby drugiej osoby. Każdy z nas ma swoją definicję miłości i sposoby jej wyrażania. W związkach, w których dochodzi do zdrady, często okazuje się, że partnerzy tych swoich potrzeb w ogóle nie znają, nie rozmawiają o nich lub je ignorują. Paradoks zdrady polega na tym, że ona bardzo często pojawia się tam, gdzie partnerzy zarzekają się, że w ogóle nigdy do niej nie dojdzie. Tymczasem takie założenie powoduje, że ludzie trochę tracą motywację do tego, żeby dbać o partnera czy partnerkę, żeby włożyć wysiłki w pielęgnowanie związku. A oprócz podtrzymywania żaru miłości, dbania o to, by razem doświadczać różnych rzeczy i je wspólnie przeżywać, trzeba rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać.

Ale jak już do tej zdrady dojdzie, to jak wyjść z niej obronną ręką, jak przekuć ją w efekcie na swoją korzyść?

Zdrada nie musi prowadzić do kompletnego rozkładu związku, a wręcz przeciwnie. Dzięki niej może dojść do postawienia związku na nowych zasadach, zdefiniować go ponownie. Nie odbędzie się to bez szczerej rozmowy. Czasami to szansa na zrewidowanie wszystkiego, co do tej pory między ludźmi się wydarzyło, do wzajemnych uczuć, pretensji, żalów. Potrzebna jest jednak do tego silna motywacja obydwu stron. Często okazuje się, że w związku, w którym doszło do zdrady, partnerzy mają mnóstwo niepozałatwianych spraw, nieporozumień zamiecionych pod dywan, nieuleczonych urazów psychicznych, tłumionej latami złości. Zdrada może być jak kubeł zimnej wody, który skłoni ludzi do tego, żeby porozmawiali o tym wszystkim, żeby poznali się na nowo i ustalili, jak chcą, żeby ten ich związek od teraz wyglądał.

Nie jest to łatwe…

To skomplikowany proces, który wiąże się często z wieloma trudnymi, bolesnymi emocjami. Warto wtedy skorzystać z pomocy terapeuty, który jako osoba bezstronna i życzliwa może zapewnić parze bezpieczne środowisko, w którym podejmie ona próbę redefiniowania swojej relacji. Terapeuta często pełni też rolę tego, który tłumaczy, uwspólnia język obu stron, pomaga się dogadać, porozumieć. Jednocześnie może podpowiedzieć różnego rodzaju metody, np. komunikowania się. To wymaga cierpliwości, pracy, ale też, jeśli para przejdzie ten proces, często tworzy z własnego punktu widzenia bardziej wartościową, dojrzałą i bliższą relację.

Karolina Wincewicz - psychoterapeutka poznawczo‐behawioralna oraz job-coach w Centrum Terapii Dialog. Doświadczenie zdobywała m.in. w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie i w Szpitalu MSW w Otwocku. Do dziś jest związana ze Szpitalem Nowowiejskim w Warszawie. Specjalizuje się w psychoterapii osób cierpiących na zaburzenia nastroju, zaburzenia lękowe, zaburzenia osobowości i zaburzenia snu.

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (4)
Zobacz także