Ela myślała, że Sebastian jest stanowczy. "Okazało się, że ulega każdemu"
Ona nazywa go pierdołą i mamisynkiem. Uważa, że nie ma charakteru i nie umie postawić na swoim w ważnych życiowych sprawach. On twierdzi, że jej potrzeba dominacji jest tak silna, że chciałaby decydować nawet o tym, w jaki sposób jej mąż ma rozmawiać ze swoim szefem. - Nieustająca walka o wpływy i dominację w małżeństwie może być bardzo wyczerpująca i na dodatek rzadko kiedy dobrze się kończy – uważa psycholożka i psychoterapeutka Magdalena Piotrowska.
25.03.2022 | aktual.: 26.03.2022 09:32
Ela, lat 38: - Najbardziej denerwuje mnie, gdy sobie uświadamiam, że kiedyś myślałam o nim jako o stanowczym facecie. Niestety okazało się, że ulega każdemu, tylko nie mnie. I zamiast zrobić coś pilnego w domu, o co go proszę, jedzie do swojej matki, bo ta rzekomo potrzebuje pomocy. Ulega jej we wszystkim. Podobnie swojemu szefowi, któremu nie jest w stanie się postawić nawet w najdrobniejszej sprawie. Ludzie go wykorzystują, a on nic z tym nie robi.
Sebastian, lat 41: - Gdy robię to, co Ela rozkazuje, nie nazywa mnie uległym pierdołą. Wtedy jestem ok. Gdy chcę coś zrobić po swojemu, jest awantura – mówi Sebastian. I dodaje: - Kiedyś uważałem, że to super, że ona angażuje się we wszystko całą sobą. Teraz wściekam się, że wszędzie musi wsadzić swoje trzy grosze. A najgorsze, że każe mi wybierać między sobą a moją matką, która jest przecież także bardzo bliską mi osobą. Na dodatek starą i potrzebującą pomocy znacznie bardziej niż moja żona Zosia-samosia.
Związek (prawie) idealny?
Poznali się 15 lat temu na ślubie przyjaciół. Ela była świadkową panny młodej, Sebastian drużbą pana młodego. – Niemal miłość od pierwszego wejrzenia – wspomina Ela. – Szarmancki, dobrze wychowany, elegancki. To, co mnie w nim ujęło, to że nie ma natury koguta. Tak nazywam facetów, którzy nieustająco puszą się, szpanują, popisują. Zawsze tacy goście wydawali mi się dzieciakami bez klasy. Sebastian był ich przeciwieństwem. Przystojny, pewny siebie, ale w taki subtelny i delikatny sposób.
Sebastian nie ukrywa, że tym, co go w Elżbiecie ujęło, była jej energia i niespożyte siły witalne. – Sam nie lubię być na świeczniku, nigdy nie pcham się na piedestał, wolę stać w drugim rzędzie – mówi mężczyzna i dodaje, że zawsze najbardziej podobały mu się kobiety, które nie chcą się za nim chować, nie oczekują od niego obrony, tylko mają swoje zdanie i umieją je zademonstrować.
Jak podkreśla psycholożka Magdalena Piotrowska na początku związku osoby łączące się w pary szukają podobieństw między sobą i to właśnie te cechy wspólne w ich mniemaniu mają być potwierdzeniem właściwego wyboru partnera lub partnerki. Często jednak – wynika z badań - podświadomie szukamy w potencjalnym partnerze tego, czego nam samym brakuje w nas samych lub cech, które nosiła bliska nam osoba, którą pamiętamy z dzieciństwa. – Jeśli młody mężczyzna miał dominującą matkę, istnieje prawdopodobieństwo, że podświadomie takie kobiety będzie wybierał na swoje partnerki – twierdzi Piotrowska. – Kobieta, której brakuje pewności siebie, będzie szukała tej cechy u partnera, by poczuć się mniej zagubioną.
Nie ma się co dziwić, bo przecież osobom, którzy są do siebie bardzo podobne, na przykład bardzo lubią przewodzić, dominować, trudno byłoby stworzyć związek. Mógłby stać się on wtedy polem nieustannej walki o wpływy.
Umywanie
Elżbieta uważa, że jedyne sytuacje, w których jej mąż jest z nią zgodny, mają miejsce wtedy, gdy trzeba podejmować codzienne, zwyczajne decyzje. – Pamiętam dzień, to było jeszcze przed ślubem, w którym sobie uświadomiła, że dawanie mi we wszystkim wolnej ręki tak naprawdę podszyte są chęcią umywania rąk. Wszystkie nasze wyjścia, do kina, do knajpy czy znajomych organizowałam sama – wspomina kobieta. – Ale chciałam, żeby choć raz on coś zaproponował. Pamiętam, jak mu to powiedziałam, a on na to: "Nie chcę nic organizować, bo i tak w efekcie moja propozycja odpada i wybieramy to, co ty chcesz. To nie jest w moim interesie narażać na twoją złość i niezadowolenie. Wolę mieć święty spokój". Wtedy mnie szlag trafił!
Sebastian twierdzi, że mógłby wymienić dziesiątki sytuacji, w których coś proponował: film, miejsce weekendowego wyjazdu lub knajpkę. – Ela wtedy mówiła: "To wspaniały pomysł, ale mam lepszy!" I podawała swój tytuł filmu czy nazwę restauracji – wspomina Sebastian. – Przecież zależy i zależało mi na tym, żeby ona była zadowolona. Nie przywiązuję zupełnie wagi do tego, gdzie zjemy czy co zobaczymy. Tym łatwiej jest mi się zdać na jej wybór, bo wiem, że nie będzie nigdy skrajnie zły. A i tak koledzy w pracy uważają, że jestem pantoflarzem, bo o wszystkim decyduje Elka. Nawet o tym, czy mogę z nimi iść na piwo czy nie. A ja po prostu najbardziej w życiu cenię święty spokój.
Jak podkreśla Magdalena Piotrowska, podejmowanie decyzji jest równoznaczne z braniem na siebie odpowiedzialności za nie. – Jeśli ktoś w pojedynkę decyduje o tym, jak spędzi czas z partnerką lub partnerem, to w razie powodzenia, splendor spada na tę osobę, ale w razie porażki, także ona poniesie tego konsekwencje – mówi psycholożka. – Jeśli jedna z osób w związku podejmuje zazwyczaj decyzje w jakiś sprawach, trudno oczekiwać od jej partnera lub partnerki, że nagle chętnie wejdzie w tę rolę. Dzielenie się odpowiedzialnością i obowiązkami, podejmowaniem decyzji trzeba praktykować od początku trwania związku. Zmiana tych utartych schematów później jest trudna.
Wygodnicki pantoflarz?
Zarzewiem poważnego konfliktu między Elżbietą i Sebastianem stała się konieczność opieki nad matką mężczyzny. – Ela wciąż neguje fakt, że moja mama potrzebuje wsparcia – skarży się Sebastian. - Denerwuje ją, że poświęcam czas matce, a nie wykonuję błyskawicznie jej poleceń, których ostatnio jest dwa, trzy razy więcej niż zazwyczaj. Ta zazdrość o czas poświęcany matce jest absurdalna.
Zdaniem Elżbiety, jej mąż jest na każde skinienie jej teściowej. – Leci do niej, bo tam, oprócz tego, że musi ją gdzieś zawieźć, zrobić zakupy czy przypomnieć o lekach, nic nie robi. Tylko siedzi, a mamusia go chwali – Elżbiecie ciężko jest uniknąć złośliwości. – Bycie synkiem mamusi jest wygodne. Woli ulegać jej wpływom niż zająć się domem.
Elżbieta narzeka też na relacje Sebastiana w pracy. Jej zdaniem kierownik go wykorzystuje, bo ten musi zostawać po godzinach. – Nieprawda – mówi Sebastian, który pracuje jako programista. – Mam świetne relacje z kierownikiem, który mnie ceni i lubi. Zleca mi często dodatkową robotę, za którą dostaję dodatkowe pieniądze. Ale Ela uważa, że powinienem je dostawać bez tej pracy po godzinach. Mimo że nie zna się ani na programowaniu, ani nie zna mojego kierownika. I już sam nie wiem: czy jestem uległym pantoflarzem czy przebiegłym gościem, który robi co chce i miga się od prac domowych – nie szczędzi ironii Sebastian.
Zdaniem Magdaleny Piotrowskiej, partnerzy oczekują często do siebie wzajemnie jednocześnie uległości i stanowczości. – Uległości względem siebie i stanowczości na przykład wobec szefa. A to jest właściwie niemożliwe – mówi Piotrowska. – To przypomina mi sytuację rodziców, którzy oczekują od dziecka bezwzględnego posłuszeństwa, a potem są zaskoczeni, że dziecko nie jest przebojowe i nie umie postawić na swoim w dorosłym życiu. Trudno oczekiwać od partnera czy partnerki, że będzie uległy tylko naszym prośbom, a w sytuacjach zewnętrznych, w kontaktach z szefem czy mechanikiem samochodowym czy ze sprzedawcą w sklepie obudzi się w nim wojownik, który zechce postawić na swoim.
Jak twierdzi specjalistka, warto w związku utrzymywać równowagę, jeśli chodzi o podejmowanie decyzji, a tam, gdzie to możliwe i pożądane, decydować wspólnie. – Sytuacja, w której para godzi się na to, by jedna osoba brała na siebie odpowiedzialność i dokonywała wyboru w sprawach zarówno drobnych, jak i istotnych wydaje się na początku komfortowa dla dwojga. Jednak w dłuższej perspektywie będzie powodować rozczarowanie, wzajemne pretensje i stanie się źródłem roszczeń.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!